[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ostatni pastor zmarÅ‚ ponad pięć lat temu i nie znalazÅ‚siÄ™ nikt, kto chciaÅ‚by go zastÄ…pić.- Co za smutna maÅ‚a wioska.- Nie taka smutna.Biedna i tyle.Gdyby trochÄ™ ludzidowiedziaÅ‚o siÄ™ o Mead i jego mieszkaÅ„cach, to mogÅ‚oby siÄ™zmienić.- ZciÄ…gnÄ…Å‚ lejce.- Lepiej siÄ™ pospieszmy.Mamprzeczucie, że stary Newt już czeka, żeby zabrać paniÄ… dodomu.Kiedy jechali wiejskÄ… drogÄ… w popoÅ‚udniowym sÅ‚oÅ„cu,Bethany uÅ›wiadomiÅ‚a sobie, jak bardzo lord Alsmeeth troszczysiÄ™ o tÄ™ mÅ‚odÄ… kobietÄ™ i jej sieroty.Tak samo jak o wioskÄ™, wktórej mieszkajÄ….ByÅ‚a to zupeÅ‚nie inna cecha jego charakteru,jakże odmienna od tego, co pokazywaÅ‚ reszcie Å›wiata.Cecha,która poruszyÅ‚a jej serce.Kiedy przybyli do Opactwa Penhollow, na dziedziÅ„cu staÅ‚już wóz wyÅ‚adowany Å›ciÄ™tymi drzewami.Kane rzuciÅ‚ lejcechÅ‚opcu stajennemu i wraz z Bethany wszedÅ‚ do domu wposzukiwaniu starego Newtona.Odnalezli go w kuchni.SiedziaÅ‚ przy drewnianym stoleobok pani Dove.Oboje Å›miali siÄ™, popijali herbatÄ™ i zajadaliÅ›wieżo upieczone biszkopty grubo posmarowane miodem.116- Wasza wielmożność.- Gospodyni zerwaÅ‚a siÄ™ narówne nogi tak szybko, że omal nie potknęła siÄ™ o krzesÅ‚o.Jejpoliczki, jak zauważyÅ‚a Bethany, spÅ‚onęły rumieÅ„cem.-PiliÅ›my herbatÄ™, czekajÄ…c na pana.- WidzÄ™.- ZwróciÅ‚ siÄ™ do starego marynarza.- To tyjesteÅ› Newton.- Tak, milordzie.- Newt wstaÅ‚.- Newton Findlay.- Panna Lambert czÄ™sto o tobie mówi.- Ona i jej siostry sÄ… jak moje dzieci.- Starszymężczyzna zwróciÅ‚ siÄ™ do Bethany.- Dobra wiadomość,malutka.ZciÄ™liÅ›my ostatnie drzewo.Jutro możemy rozpocząćprace przy Nieustraszonym.- To rzeczywiÅ›cie dobra wiadomość.- ZwróciÅ‚a siÄ™ dogospodyni.- Cóż, nie bÄ™dÄ™ siÄ™ już pani plÄ…taÅ‚a pod nogami,pani Dove.- Ależ, panienko! Nigdy mi panienka nie zawadzaÅ‚a.- DziÄ™kujÄ™ za wszystko.- ProszÄ™ bardzo, panno Lambert.MiÅ‚o byÅ‚o paniÄ…goÅ›cić tu, w Opactwie Penhollow.- Starsza kobieta zerknęła naKane a, który od dÅ‚uższego czasu nie odezwaÅ‚ siÄ™ ani sÅ‚owem.- Jestem pewna, że sÅ‚użba chciaÅ‚aby pożegnać naszego goÅ›cia.OczywiÅ›cie, jeÅ›li nie ma pan nic przeciwko temu, milordzie.Kane skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Może pani poprosić, żeby zebrali siÄ™ na dziedziÅ„cu.- Tak, milordzie.- Zadowolona gospodyni oddaliÅ‚a siÄ™pospiesznie.Po paru minutach wyszli na zewnÄ…trz.SÅ‚użba już siÄ™zgromadziÅ‚a.Bethany pożegnaÅ‚a siÄ™ z nimi, a potem zwróciÅ‚asiÄ™ do Huntleya, który staÅ‚ sztywno obok lorda.- Do widzenia, Huntley.DziÄ™kujÄ™ ci za wszystko.ZwÅ‚aszcza za to, że pozwoliÅ‚eÅ› mi powozić zaprzÄ™giem, mimoiż byÅ‚o to wbrew twoim przekonaniom.Mężczyzna zarumieniÅ‚ siÄ™.- CaÅ‚a przyjemność po mojej stronie, panno Lambert.117OdwróciÅ‚a siÄ™ do Kane a, który patrzyÅ‚ na niÄ… z takÄ…przenikliwoÅ›ciÄ…, że spÅ‚onęła rumieÅ„cem.- Panu też dziÄ™kujÄ™, milordzie.Za umożliwienie mizwiedzenia paÅ„skich ogrodów i domu.I za to, że zawiózÅ‚ mniepan dziÅ› do Mead.- ProszÄ™ bardzo, panno Lambert.Przykucnęła i pogÅ‚askaÅ‚a Storma.Ku zdziwieniuwszystkich obecnych pies polizaÅ‚ jej rÄ™kÄ™.PodeszÅ‚a do wozu.Newton pomógÅ‚ jej wdrapać siÄ™ na kozioÅ‚, po czym usiadÅ‚ obokniej i ujÄ…Å‚ lejce.KoÅ„ z widocznym wysiÅ‚kiem pociÄ…gnÄ…Å‚wyÅ‚adowany wóz.Bethany odwróciÅ‚a siÄ™, by pomachać wszystkim po razostatni.Po niedÅ‚ugim czasie koÅ„ i wóz zniknÄ™li za wzgórzem isÅ‚użący, rozmawiajÄ…c po cichu, rozeszli siÄ™ do swoich zajęć.Tylko Kane zostaÅ‚ na dziedziÅ„cu, z psem u nogi.PatrzyÅ‚,jak kurz powoli zaczyna opadać.Wreszcie odwróciÅ‚ siÄ™ i ruszyÅ‚po schodach, do biblioteki.Na jego twarzy malowaÅ‚a siÄ™zaduma.ROZDZIAA ÓSMY- Niezmiernie lubiÄ™ sÅ‚uchać, jak diakon Welland czytaurywki z KsiÄ™gi Psalmów.- Pani Coffey zerknęła na Bethany,która siedziaÅ‚a naprzeciwko niej w powozie.- Ma taki gÅ‚Ä™boki,dzwiÄ™czny gÅ‚os.Po prostu wspaniaÅ‚y, nie uważasz?Bethany znacznie bardziej interesowaÅ‚y chmury pÅ‚ynÄ…celeniwie po ciemnym niebie i od czasu do czasu przesÅ‚aniajÄ…ceksiężyc.Wymarzona noc na jazdÄ™ na oklep wzdÅ‚uż brzegu.Alejej plany speÅ‚zÅ‚y na niczym, gdyż gospodyni zdecydowaÅ‚a, byudaÅ‚y siÄ™ na plebaniÄ™.118- MyÅ›lÄ™, że talenty diakona Wellanda marnujÄ… siÄ™ tu, wLands End.Na twarzy pani Coffey odmalowaÅ‚o siÄ™ zgorszenie.- Ależ Bethany! Jak możesz mówić coÅ› takiego?- ProszÄ™ tylko pomyÅ›leć.Pastor Goodwin prowadziprawie wszystkie niedzielne nabożeÅ„stwa.Udziela Å›lubów.Chrzci.I tylko od czasu do czasu pozwala mÅ‚odemu diakonowina prowadzenie modłów bÄ…dz bÅ‚ogosÅ‚awienie statków.Czy wiepani, pani Coffey, że sÄ… biedne wioski, gdzie koÅ›cioÅ‚y popadajÄ…w ruinÄ™, a wierni pozostajÄ… bez opieki pastora?- Trudno mi w to uwierzyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]