[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę sobie nie przerywać.Zechcą panowie zachowywać się tak, jakby mnie tu nie było.- Ależ w ten sposób wyrzekniemy się najwspa-nialszego przeżycia - zaoponował senator, a pozostali panowie żywiołowo go poparli.Nastąpiła seria prezentacji, o tyle przyjemnych, żeJasny Nefryt ściskała dłonie najświetniejszym obywatelom San Francisco, każdego z nich obdarzającczarującym uśmiechem i jakimś miłym słowem.Jednak w jej duszy szalała burza.- A to jeden z najlepszych graczy karcianych,z jatami miałem okazję się zmierzyć - powiedziałsenator ze śladem patetycznej podniosłości w głosie.- Przedstawiam pani Nevadę, pokerowego mistrza.- Panno Jewel.- Wadę Weston nieznacznie skinąłgłową, nie spuszczając wzroku z twarzy Jasnego Nefrytu.Trudno było cokolwiek wyczytać z jego oczu.Ichchłód miał w sobie coś bezosobowego.Wadę Weston potrafił ukryć wzburzenie.Albowiem był wzburzony.Ostatni raz widział Jasny Nefryt tydzień temu, kiedy zjeżdżała wyciągniętym kłusem ze wzgórza.Ani się wówczas domyślał, że zamierza wyjechać z Teksasu.Nagle poczuł irracjonalny napad gniewu.Co ona tu właściwie robiła? I dlaczego musiało to stać się akurat teraz?- Czy mógłbym za jakąś godzinkę zaprosić paniąna kieliszek sherry? - zapytał senator, unosząc do ustdłoń Jasnego Nefrytu.Zdobyła się na uprzejmy uśmiech.- Z miłą chęcią przyjmuję zaproszenie.Pani Austin powiadomi mnie, kiedy panowie skończycie.-Spojrzała na ustawionych w półkolu mężczyzn.-%7łyczę powodzenia, panowie.Niech karta wamsprzyja.Odwróciła się i skierowała ku drzwiom.Usiłowałaiść zwyczajnym krokiem, walcząc z pokusą płochliwej ucieczki.Czuła na plecach palący wzrok Wade'aWestona.Z niewysłowioną ulgą zamknęła za sobądrzwi.Kiedy znalazła się w swoim gabinecie, bezwładnieopadła na fotel.Utkwiła nieruchomy wzrok w kąciepokoju.Wadę Weston.Tutaj w San Francisco.A zatem dlatych kart i dla pieniędzy wyjechał tak szybko z Han-ging Tree.Doszły w nim do głosu dawne namiętności.Natura ciągnie wilka do lasu.Już nie był małomiasteczkowym kaznodzieją.Widocznie ta rola znudziła mu się.Zrzucił maskę.Stał się na powrót sławnym hazardzistą i bezwzględnym rewolwerowcem.Nevadą.Nie pozostało w nim ani śladu z człowieka, którycieszył się szacunkiem prowincjonalnej społecznościi którego kazania komentowano z wypiekami na policzkach.Zmienił się w swoje przeciwieństwo.Stałsię jednym z tych, którym jako pastor wytykał buntprzeciwko Bożym przykazaniom.Zabijaką o zagadkowym imieniu Nevada.I co miała czynić w tej sytuacji? Jak przetrwa tewszystkie kolejne dni, mając pełną świadomość, żekochanek z jej dziewczęcych snów jest tak bliskoi tak dojmująco namacalnie? Załamała ręce.Wiedzia-la przynajmniej jedno.Dawne marzenia stały sięzmorą.Fortepian milczał.Skrzypiec też nie było słychać.Przez szpary w kotarach sączyła się poranna szarość.Na parterze i na piętrach zalegała cisza, tylko od czasu do czasu dobiegał z jakiegoś pokoju kobiecyśmiech.Goście się rozproszyli.Niektórzy wrócili doswych domów i żon, inni marudzili w barze, pozostali udali się z dziewczętami na górę.Te pensjonariu-szki, które nie znalazły klientów, poszły spać.Próbując uspokoić wzburzone nerwy i zająć umysłczym innym, Jasny Nefryt wertowała księgę przychodów i rozchodów.W pewnym momencie usłyszała,że ktoś otwiera drzwi.Uniosła głowę.Zobaczyłamężczyznę, o którym od kilku godzin myślała.Przeszedł po dywanie i stanął przed jej biurkiem.Wszystko mu można było zarzucić, ale nie to, żenie był przystojny.Wyglądał na bohatera romansów,legendarnego i tajemniczego jezdzca znikąd.Opanował ją lęk i gniew.Lęk, ponieważ była świadoma, jakbardzo pociąga ją ten mężczyzna.Gniew, gdyż obiektem jej tęsknot był kłamca i oszust.- Dżentelmen zawsze puka, zanim wejdzie - powiedziała z przekąsem.- Zgadzam się z tą definicją dżentelmena.Wyjął i zapalił cygaro, po czym, nie pytając o pozwolenie, usiadł, a raczej rozparł się na stojącymprzed biurkiem krześle.Na serdecznym palcu jegoprawej dłoni lśnił złoty sygnet z bursztynem.- Nikt nigdy nie nazwał Nevady dżentelmenem -dodał.- Co robi pan w San Francisco? - zapytała.- Mógłbym zadać pani to samo pytanie.- W moim przypadku wszystko jest jasne.Jestemwłaścicielką tego domu.- Domu pełnego cnoty i pobożności - dodał z nieskrywanym sarkazmem, krzyżując wyciągnięte nogi.%7łachnęła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]