[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rad był skorzystać z jej propozycji; byłbowiem słaby i zdenerwowany,i przyszedł w sprawie niezmiernieniemiłej, wobec której odczuwałgłębokie zakłopotanie.Ogień prawie jużzupełnie wygasł; i nie pomogło mużywiołowe dmuchanie zaaplikowaneprzez Sally, aczkolwiek opuszczającpokój zapewniała, że niebawemzapłonie sutym płomieniem.Pan Donneoparł się o kominek, rozmyślając nadwydarzeniami z narastającym,opanowującym go uczuciem zarównowewnętrznej, jak i zewnętrznejniewygody.Zastanawiał się prawie, czypropozycji, którą zamierzał złożyćw związku z Leonardem, nie byłobylepiej przedstawić drogą listową aniżeliw rozmowie.Jął silnie drżeći niecierpliwić się niezdecydowaniem,jakie wywoływała w nim własnacielesna słabość.Sally otworzyła drzwi i weszła. Czy nie zechciałby pan wejść nagórę? zapytała drżącym głosem,ponieważ dowiedziała się, kim był gość,od dorożkarza, który przybiegł do domu,ażeby sprawdzić, co też zatrzymujepana, którego przywiózł był z Queen sHotel; a wiedząc, że Ruth zapadła naśmiertelną gorączkę, ponieważopiekowała się panem Donne em, Sallywyobraziła sobie, iż da tylko wyrazbolesnej grzeczności, zapraszając go nagórę, aby zobaczył biedne ciało zmarłej,które ona ułożyła i przystroiła napochówek z tak tkliwym pietyzmem, żeodczuwała teraz osobliwą dumę nawidok jego marmurowej urody.Pan Donne był rad z każdejpropozycji, która pozwoliłaby muopuścić zimny i niewygodny pokój,gdzie nawiedzały go niespokojne, pełnewyrzutów myśli.Wyobrażał sobie, żezmiana miejsca przerwie tok dręczącychgo refleksji; lecz wyczekiwał zmianyw postaci dobrze ogrzanego, wesołegosaloniku z oznakami życia i z jasnymogniem na kominku; i był już na ostatnichstopniach tuż przy drzwiach pokoju,w którym leżała Ruth kiedy zrozumiał,dokąd prowadzi go Sally.Na chwilę sięcofnął, lecz potem dziwne ukłucieciekawości nakazało mu postąpićnaprzód.Stanął w skromnympomieszczeniu na strychu o niskimdachu, okno było otwarte, a wierzchołkidalekich śniegiem pokrytych wzgórzwypełniały swą bielą ukazujący sięw nim krajobraz.Opatulił się płaszczemi zadrżał, podczas gdy Sallyz namaszczeniem zsunęła prześcieradłoi ukazała piękną, spokojną, nieruchomątwarz, na której wciąż jeszcze trwałostatni, ekstatyczny uśmiech, nadając jejwyrazu niewymownie pogodnegospokoju.Ramiona miała skrzyżowane napiersiach; podobny do kwefu czepekpodkreślał doskonały owal jej twarzy,a dwa warkocze kręconychkasztanowych włosów wyzierały spodwąskiej otoczki i spoczywały nadelikatnych policzkach.Podziw wzbudziło w nim cudownepiękno nieżywej kobiety. Jakaż ona piękna! rzekłbezdzwięcznie. Czy wszyscy martwiwyglądają na tak spokojnych, takszczęśliwych? Nie wszyscy odparła Sally,płacząc. Niewielu było za życia takdobrych i łagodnych jak ona Zatrzęsłasię od szlochu.Jej smutek strapił pana Donne a. No, moja dobra kobieto!Wszystkim nam trzeba umrzeć& niewiedział, co powiedzieć, a jej rozpaczjęła udzielać się i jemu. Pewienjestem, że kochaliście ją bardzo i żeściebyli dla niej bardzo życzliwi za jejżycia; musicie to ode mnie przyjąć, abykupić sobie coś, co będzie wam po niejpamiątką. Wyciągnął suwerenai wręczając go, naprawdę pragnął dlaniej życzliwej pociechy i nagrody.Lecz ona, gdy tylko zauważyła, co onrobi, natychmiast odjęła fartuch od oczui nadal trzymając go w dłoniach bliskotwarzy, spojrzała nań z oburzeniem, poczym wybuchła: A kimżeś pan jest, żeby uznawać,że mi się należy pieniężna zapłata zadobroć dla niej? A ja wcale nie byłamdla ciebie dobra, moja kochana rzekła,zwracając się namiętnie donieruchomego, spokojnego ciała niebyłam dla ciebie dobra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]