[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie kobiety to kurwy.Nic więcej niesą warte.Każda wykorzystuje mężczyznę, a jak już wyssiewszystko, co ją interesuje, to go zmienia.On nie da się zrobić.Żadnej na to nie pozwoli.Nawet tej,która go całkiem niedawno podeszła i której wciąż nie potrafiłrozgryźć.Nie pozwoli się omotać.Był jak Leon Zawodowiec.Bohater filmu, który uwielbiał.Gdy kiedyś jeden z jego ludzi upierał się, że to historia omiłości, a nie zabijaniu, o mało go nie zamordował.LeonZawodowiec to film o zabijaniu.Wy wszyscy gówno wiecie.Nieznacie się.A jak będziecie się upierać, to ukatrupię.Oglądał go już z tysiąc razy.Od pewnego czasu przewijał wszystkie momenty z tą małąlalą i zwalniał taśmę na Jeana Reno.Klasyka.Prawdziwaklasyka.W domu jednak długo nie mógł wytrzymać.Raziła go ta pustka.Coś mu przeszkadzało.Włączył telewizor, ale w wiadomościach nie było niczegociekawego.Wciąż nie znaleziono ciał na Żoliborzu.Nie byłonagłośnionego morderstwa.To dobrze, bo nadal miał czas.Kiedy pojawią się gliny, on chyba będzie musiał ustąpić.Takilajf.Trudno.Zasnął w fotelu.Nie wiedział, ile spał, gdy obudziła go komórka.Dzwoniłzleceniodawca z dobrymi wieściami.Mamy ich.Tym razem się nie wymkną.30Usta muskają jego skórę na szyi, przechodzą niżej, obejmująprawy sutek, potem lewy, by za chwilę być już na brzuchu,coraz niżej, omijają nabrzmiałego penisa, wędrują po nogach, apotem znów są przy jego ustach.Delikatny powiew oddechuosusza rosę błyszczących warg.Oczy nad oczami, długie włosyotulające jego szyję.Ciało przy ciele.Pachnące jeszcze wodąspod prysznica, ochoczo otwarte i oczekujące.On na dole, onana nim.Ich wzrok spotyka się ponownie.Bartek ma w tej chwili wrażenie, że oczy Marty się do niegouśmiechają.Ile już trwa ta ich gra leniwych pieszczot? Godzinę? Możedłużej.Jest dziś taka inna.Jakby chciała go oszukać, zwieść.Pokazać, że ta cała drapieżność, siła i pasja, oczekiwanie czegośmocniejszego, dzikiego to tylko gra pozorów, maska, którączasem zakłada, by ukryć tę zamkniętą w niej małą, wiotką,skromną i uczuciową dziewczynkę.Rozpala go i prowokuje tak długo, że on aż czuje ból, staje sięnadwrażliwy, a jednocześnie nieco spokojniejszy i gotowy dodługiej, spokojnej, powolnej drogi ku zaspokojeniu.Wreszcie, zupełnie nagle i niespodziewanie, ona opada niżej iBartek czuje gorąco oplatające penisa.Jest w niej, poddaje siępowolnemu, delikatnemu kołysaniu.Płyną tak wolno, że gdy przymyka oczy, widzi morze.Spokojne, kojące, skąpane w zachodzie słońca, kiedy wszystkocichnie i usypia.Leży na materacu, chłonąc słoneczne promienie i czującnieco chłodniejszą wodę od spodu.Kołysze się w rytmdelikatnej fali.Może tak się kołysać wieczność.Aż dospełnienia.– Podobało ci się?– Dziwnie.– Dziwnie?– No, inspirująco dziwnie.Zaczęła się śmiać.– Czasem lubię tak powoli.Jakby nic się nie działo.Położyła głowę na jego piersi i przymknęła oczy.– Cieszę się, że tu jesteś – szepnęła.– Ja też.– Dziękuję.– Za co?– Za wszystko.Dobrze mi.Tak mi dobrze.Po prostu.Zasnęła, a on bał się poruszyć, by jej nie zbudzić.Oddychałpowoli.Przymykał oczy, ale nie chciało mu się spać.Myślałponownie o Ewie.Powinien jednak pojechać do domu.Zostawić jej wiadomość.Poczuł nagły strach, że przez niego,przez jego beztroskę, coś się stanie.Potem zaczął ponowniewdychać zapach włosów Marty i powoli udało mu się uspokoićsumienie, wyrzucić Ewę z myśli.Przecież nic nie może się stać.Wróci do domu najwcześniej jutro po południu.Może dopierow nocy.Pełna nadziei, że jego już tam nie ma.Że wyrzuciła goze swojego życia na zawsze.Patryk.Ciekawe, jak ten kutafon wygląda.Rozmawiali onim, lecz jej opisy nie były ani szczegółowe, ani obrazowe.Zbywała go jedynie, nie pozwalając wyobraźni na rozwinięcieskrzydeł.„Po co ci to? – dopytywała.– Po co się nakręcasz? Tojuż nie twoja sprawa”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]