[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och nie, proszę - zaprotestowała klientka, ura\ona, pozostawionasama sobie.Zastąpiła jej drogę.- Mo\esz wziąć swoje pieniądze.Przepraszam - dodała Una.Po-grzebała w kieszeni, usiłowała pospiesznie oddzielić banknoty kobiety odpozostałych, i ju\ widziała, co się stanie, ale nie mogła nic poradzić: pal-ce się jej trzęsły, pieniądze upadły na ziemię.Parę banknotów z furkotemodfrunęło, gdy chwyciła główny zwitek, i pewnie by je porzuciła, gdybykobieta instynktownie nie pochyliła się po nie, tak \e Una nie mogłaodejść, nie potknąwszy się o nią.I ktoś inny - znowu ober\ysta - natych-miast się pojawił, pozbierał rozrzucone pieniądze, powiedział coś miłego.Zanim Una zdą\yła się odwrócić, kobieta ju\ się wyprostowała i wpycha-jąc jej pieniądze w dłoń, chwyciła ją błagalnie.Una poczuła, \e za chwilęzacznie krzyczeć.- Nie, nie chcę pieniędzy.Miałaś mi powiedzieć, co mam zrobić -odezwała się kobieta proszącym tonem.Ober\ysta wziął Unę za nadgar-stek, by wło\yć jej pieniądze w dłoń.205- Powinnaś.no, nie wiem.Przestać tak bardzo zabiegać o sympatięLawinii.Módl się do Junony.Musisz sama podjąć decyzję.Nic więcejnie widzę, przepraszam.Rozczarowana kobieta w końcu ją zostawiła, ale coś jeszcze było nietak.Una poczuła, \e coś wślizguje się w jej rękawy, za kołnierz, podskraj sukienki.Właściciel austerii nie puścił jej nadgarstka.- Trochę się zgrzałaś, co? - powiedział.- Lepiej wydaj część tychpieniędzy na sok pomarańczowy lub coś innego.Ju\ wtedy, gdy upuściła pieniądze, wiedziała, co się wydarzy, i niemiała pojęcia, jak temu zapobiec.Nie był od niej wy\szy, miał rzadkie, rozwichrzone włosy i nieustan-nie wpatrywał się \yczliwie w jej oczy, choć myślał ojej zasłoniętychpiersiach.A jednak nie tylko badawczo jej się przyglądał, myśląc o sek-sie, było niemal tak, jakby poło\ył ją na wadze, jakby mierzył jej taliętaśmą mierniczą.Czasami na londyńskich targach bywała w takich sytu-acjach.- Chciałabym - powiedziała z dziwną wesołością ale muszę pę-dzić.Z desperacją pomyślała, \e jeśli ukryje to, co wie, jeśli nie oka\e stra-chu, zostawi go w niepewności, mo\e to wystarczy.Udało się jej cofnąć rękę, łagodnie i z uśmiechem, tak \e nie miał po-wodu, by ją zatrzymać, ale natychmiast poło\ył jej ze współczuciem dłońna ramieniu.- Słuchaj, dla ciebie będzie za darmo.Naleję ci do plastikowegokubka i wypijesz sobie po drodze.Twojemu panu to nie będzie przeszka-dzało, prawda? A w ogóle to gdzie on jest?Wiedziała, \e lepiej byłoby przyznać, \e jest niewolnicą, przekonaćgo, \e naprawdę gdzieś czeka na nią właściciel, ale jak miałaby wytłuma-czyć się z tych pieniędzy, które zarabiała samotnie, bez nadzoru, no i wtaki sposób.- Co? - niemal pisnęła, choć usiłowała się zdobyć na ton rozbawio-ny i zarazem ura\ony.- Chyba mój tato.- Twój tato? - powtórzył od niechcenia nieco ciszej.I zrozumiała, \e ju\ zyskał pewność i \adne jej argumenty go nieprzekonają, i jedynym wyjściem pozostaje ucieczka.206Jego ciepła ręka była gotowa zacisnąć się na lewym ramieniu Uny,druga ręka czekała w pogotowiu, gdyby zechciała minąć go z prawejstrony.- Tak, mój tato - powiedziała cicho i niespodziewanie odskoczyła,tak \e musiał wyciągnąć po nią ręce.Jego palce zacisnęły się zbyt pózno,w pró\ni.Z piersi wyrwał się jej szloch; mę\czyzna zachwiał się, na chwilęstracił równowagę.Ale za sobą miała tylko ścianę, pozwoliła się zapędzićw pułapkę jak owca.Tak, pułapka ju\ się zatrzasnęła, nie mogłaby uciecz forum, nie wymijając go.Zanim zdołał odzyskać równowagę, prze-mknęła w bok, ale nie było miejsca, wbiła się między stoły, tak \e niemalupadła na siedzenie białego plastikowego fotelika; inne śmignęły z chro-botem po betonie.Krzyknęła z furią.Poderwała się i usiłowała się prze-pchnąć pomiędzy szurającymi meblami.Jakiś smukły, ciemnowłosymłodzieniec, mo\e dziewiętnastoletni, siedział pod ścianą austerii i nie-pewnie się jej przyglądał, trochę wstrząśnięty, trochę za\enowany.Rzuci-ła z rozpaczą:- Dlaczego mi nie pomo\esz?Za jej plecami rozległo się stęknięcie właściciela:- Wszystko w porządku, Tucjuszu.Trochę się zasapał, lecz nadal był dobrotliwy i rozsądny.I oczywiścieju\ znikła jej niewielka przewaga, z mia\d\ącą siłą zacisnął dłoń na ra-mieniu Uny, chwycił ją za drugą rękę, którą młóciła wokół, poderwałdziewczynę z porozrzucanych mebli i przytulił do swego masywnegociała.Una rzucała jakieś niezrozumiałe: Zabiję! , celowała kolanem wkrocze, ale trafiła tylko w jego udo, a on podniósł ją i oderwał od ziemi.Ręce miała przyciśnięte do jego piersi, ciało napięte.Dlaczego, dlaczego,myślała z furią, muszę być taka lekka i krucha? Nie mogła mu zrobićkrzywdy.Wolałaby, \eby z ka\dego stawu wystawał jej nó\, \eby jejścięgna były z drutu kolczastego, \eby kręgosłup je\ył się szeregiemgwozdzi, tak by przyciskając ją, zranił się lub nawet zabił.Tucjusz skinął głową z za\enowaniem i odszedł.Właściciel szepnął jej obleśnie wprost w ucho:- Wiesz, widujemy tu wielu zbiegów, nie wiem dlaczego.Człowiekuczy się ich rozpoznawać.207- Nie jestem niewolnicą - usiłowała krzyknąć zduszonym głosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]