[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zek łyka to urządzenie, zachowując w ustach jeden z końców rurki; żebyuniknąć połknięcia go przez przypadek, wciska go w przerwę miedzy dwoma zębami - zek mającywszystkie 32 dwa zęby nie istnieje jako zjawisko w przyrodzie.Następnie, przy użyciu strzykawki,napełnia się przez tę rurkę kondom spirytusem - mieści się w nim do trzech litrów tej cieczy - i zekwraca do zony.Jeśli prezerwatywa została zle przymocowanado rurki albo kondom pękł, oznaczało to dla nosiciela pewną śmierć w ciężkich męczarniach.Mimoto gra warta była świeczki - trzy litry spirytusu to siedem litrów wódki. Kiedy "bohater" dotarłszczęśliwie do żony [.], wieszano go głową na dół na belce stropowej sufitu i spuszczano przeztrzymany w ustach koniec rurki całą zawartość prezerwatywy do garnka, dopóki nie wyciekła z niejostatnia kropla spirytusu, po czym opróżnioną do końca prezerwatywę wyciągano z żołądka..Równie powszechne były samookaleczenia, z tym że teraz pojawiły się nowe, bardziej ekstremalneformy tej tradycyjnej praktyki.Marczenko był świadkiem, jak dwóch złodziei z jego celi zjadło najpierw trzonki od łyżek, anastępnie - po uprzednim rozdeptaniu na płask -pozostałą ich część.Pózniej potłukli na kawałki szybę i zaczęli łykać również szkło, co trwało,dopóki nie zauważyli tego strażnicy, którzy zabrali ich z celi.Eduard Kuzniecow, skazany za próbęporwania samolotu z leningradzkiego lotniska Smolny, opisuje dziesiątki metod samookaleczenia: Widziałem więzniów łykających wielkie ilości gwozdzi i drutu kolczastego; widziałem ludziłykających termometry rtęciowe, naczynia cynowe (po uprzednim rozdrobnieniu ich na "jadalne"kawałki), figury szachowe, kostki domina, igły, mielone szkło, łyżki, noże i wiele innych, podobnychprzedmiotów.Widziałem skazańców, którzy zaszywali sobie usta i powieki nićmi albo drutem,przyszywali sobie do ciała guziki albo przybijali jądra do pryczy [.].Widziałem więzniów, którzynacinali skórę na ramionach lub nogach i ściągali ją z siebie tak jak skarpetki czy rękawiczki, albowycinali sobie kawały mięsa (z brzucha lub nóg), piekli je na ogniu i zjadali; albo podcinali sobieżyły, spuszczali krew do garnka, kruszyli do niej chleb i wypijali tę mieszaninę jak kubek zupy, alboowijali się papierem i podpalali, albo odcinali sobie palce, uszy, nosy i penisy.Kuzniecowtwierdzi, że nie był to przejaw protestu; więzniowie robili to albo bez żadnego konkretnego powodu,albo po prostu, "by dostać się do szpitala, gdzie pielęgniarki wdzięcznie kręcą tyłeczkami, gdziedostajesz szpitalne racje żywnościowe, nie musisz wychodzić do pracy, dają ci leki, ordynują dietę imożesz dostawać listy".Poza tym wielu z nich było masochistami, ludzmi "żyjącymi w stanie ustawicznej depresji międzyjednym upustem własnej krwi a następnym".Nie ulega też wątpliwości, że w porównaniu z okresem stalinowskim znacznej zmianie uległystosunki między przestępcami kryminalnymi a więzniami politycznymi.Nadal zdarzały się wypadkipsychicznego i fizycznego znęcania się nad politycznymi - na przykład ukraińskiemu dysydentowiWalentinowi Morozowi kryminaliści, z którymi dzielił celę, przez całe noce nie dawali spać, a nakoniec zaatakowali go i zranili zaostrzonym trzonkiem łyżki.Z drugiej strony niektórzy "urkowie"odnosili się do politycznych z szacunkiem, już choćby za to, że ci ostatni konsekwentnie stawiali opórwładzom."Zazwyczaj pytali nas, za co siedzimy w więzieniu i czego chcemy [.], jedyne, w co niemogli uwierzyć, to to, że nie robimy tego dla pieniędzy" - napisał pózniej Władimir Bukowski.Zdarzali się nawet kryminaliści pragnący uzyskać status politycznych.Będąc przekonani, żewięzniom politycznym jest"łatwiej", niektórzy "błatni" starali się zarobić nowy wyrok za przestępstwo kwalifikowane jakopolityczne.Pisali na przykład obrazliwe i pełne obscenów paszkwile na Chruszczowa i partię albowywieszali z okien baraków zszyte z różnych szmat "amerykańskie" flagi.Pod koniec latsiedemdziesiątych nierzadko spotkać można było zawodowego przestępcę z wytatuowanym na czolenapisem: "Komuniści piją krew ludu", "Niewolnik partii komunistycznej" albo "Bolszewicy, dajciemi chleb".Jeszcze głębsza zmiana nastąpiła w stosunkach między nową generacją politycznych awładzami więziennymi.Polityczni ery post-stalinowskiej wiedzieli, dlaczego są w więzieniu,spodziewali się tam znalezć, wiedzieli, jak będą się tam zachowywać i co będą tam robić -mianowicie stawiać władzom zorganizowany opór.Jeszcze w lutym 1968roku grupa politycznych z Potmy - wśród nich Jurij Daniel -proklamowała głodówkę, domagając się złagodzenia reżimu więziennego, likwidacji przymusupracy, zniesienia ograniczeń korespondencji oraz -wzorem swoich poprzedników z początku lat dwudziestych - przyznania im odrębnego statusuwięzniów politycznych.Władze szły na ustępstwa, a pózniej stopniowo się z nich wycofywały.Niemniej żądanie politycznych, by oddzielić ich od kryminalistów, zostało w końcu i to dośćskwapliwie spełnione, również i z tej przyczyny, że administracja obozowa wołała trzymać nowepokolenie politycznych - wraz z jego predylekcją do ustawicznego wysuwania coraz to nowych żądańi upodobaniem do głodówek - tak daleko od zwykłych kryminalistów, jak tylko było to możliwe.Strajki były tak częste i powszechne, że poczynając od roku 1969, "Kronika" zawiera informacje otrwających niemal bez przerwy protestach.Na przykład w tym samym 1969 roku więzniowieogłaszali strajki, by domagać się przywrócenia ustępstw przyznanych im rok wcześniej.Protestowaliprzeciwko zakazowi widzeń z krewnymi, przeciwko osadzeniu jednego z kolegów w karcerze,przeciwko temu, że innemu z nich zabroniono odebrać paczkę od krewnych, przeciwko przeniesieniukolejnego zeka z obozu do więzienia, a nawet dla uczczenia przypadającego na 10 grudnia Dnia PrawCzłowieka.A nie był to wcale rok wyjątkowy.W następnej dekadzie głodówki, strajki i inne formyprotestu stały się normalnym, codziennym niemal elementem życia zarówno w Mordwie, jak wPermie.Strajki głodowe mogły mieć postać krótkiego, jednodniowego protestu, mogły jednakrównież być męczącą, długotrwałą próbą sił między więzniami a władzami, rozgrywaną wedlewypracowanego z czasem, łudząco do siebie podobnego schematu, który opisuje Marczenko: Przezpierwsze kilka dni nikt nie zwracał na ciebie najmniejszej uwagi.Pózniej, po następnych kilku dniach- czasem nawet dziesięciu lub dwunastu - przenosili cię do specjalnej celi, gdzieś na uboczu,przeznaczonej dla takich właśnie ludzi i zaczynali karmić sztucznie, przez rurę.Opór był bezcelowy,bo cokolwiek byś próbował, wykręcali ci ręce do tyłu i skuwali je kajdankami.W obozachprocedura ta odbywała się w sposób bardziej brutalny niż w aresztach śledczych - po jednym czydwóch takich karmieniach miałeś często trochę mniej zębów.W połowie lat siedemdziesiątych część "najgorszych" politycznych przeniesiono z Mordwy i Permudo specjalnych więzień o zaostrzonym reżimie - w tym najsłynniejszego z nich, zbudowanego jeszczew czasach carskich więzienia we Włodzimierzu, w Rosji Centralnej.Tam więzniowie ci zajmowalisię niemal wyłącznie zorganizowaną walką z władzami.Była to gra niebezpieczna o wypracowanychz czasem, wyjątkowo złożonych regułach.Celem więzniów była poprawa warunków bytowych iwymuszenie różnego rodzaju ustępstw, o których - via samizdat - można by było poinformowaćopinię publiczną na Zachodzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]