[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie przejmuj siÄ™.To co? Widzimy siÄ™ niedÅ‚ugo?Z caÅ‚ych siÅ‚ dÅ‚awiÄ™ swój wewnÄ™trzny, zÅ‚oÅ›liwy gÅ‚osik ijednoczeÅ›nie zmuszam Carmen, by rzuciÅ‚a wesoÅ‚o: Jutro z samego rana, tak? Może nawet pozwolÄ… namznowu razem usiąść.Zawsze jest jakaÅ› szansa.FajniedziÅ› byÅ‚o.Szeroki uÅ›miech rozÅ›wietla zazwyczaj posÄ™pnÄ… twarzSpencera.WychodzÄ™ z kawiarni, machajÄ…c na pożegnanie jakwariatka.Naturalne zachowania wciąż sprawiajÄ… misporo kÅ‚opotu.Gdy patrzÄ™ na chÅ‚opaka pozdrawiajÄ…cegomnie z entuzjazmem zza szyby, uÅ›wiadamiam sobie, iżw pewien sposób siÄ™ zmieniÅ‚am, choć nie potrafiÄ™jeszcze tej przemiany nazwać.W przeszÅ‚oÅ›ci bowiemkolesi w typie Spencera pożeraÅ‚am żywcem ani trochÄ™nie przejmujÄ…c siÄ™ zranionymi uczuciami i zeÅ›miechem wypluwaÅ‚am ich przeżute koÅ›ci.OpoÅ„cza nocy zaczyna delikatnie opadać na uliceParadise.OdchodzÄ™ szybkim krokiem spod DecadesCafé, w miarÄ™ możliwoÅ›ci trzymajÄ…c siÄ™ plam Å›wiatÅ‚a podlatarniami, i to mimo iż w pobliżu prawie nikogo nie ma.Wiatr wieje tak mocno, że raczej i tak żadenprzechodzieÅ„ nie podniesie na mnie wzroku.Wpowietrzu fruwajÄ… poderwane Å›miecie i suche liÅ›cie.ZbliżajÄ…c siÄ™ do ogrodzenia Daleyów, wyciÄ…gamkiczowatÄ…, różowÄ… komórkÄ™ Carmen i wybieram numerRyana.Może tylko mi siÄ™ wydaje, lecz jej palcedelikatnie dygocÄ…. Pomocy mówiÄ™ cicho, kiedy odbiera. StojÄ™ przeddomem i mam nadziejÄ™, że tu jesteÅ›, bo inaczej bÄ™dÄ™mieć poważny kÅ‚opot. Nie ruszaj siÄ™ z miejsca odpowiada swoimgÅ‚Ä™bokim, znajomym gÅ‚osem, który za każdym razemwywoÅ‚uje we mnie tÄ™ dziwnÄ… tÄ™sknotÄ™ za pewnÄ… dozÄ…normalnoÅ›ci i bezpiecznym schronieniem, chociażbytymczasowym. WyjdÄ™ po ciebie.Wiatr zmienia kierunek, unosi mój zapach prosto donozdrzy psów Stewarta Daleya.Niemal przywykÅ‚am doich nagÅ‚ej, niepohamowanej wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci.Pojawia siÄ™Ryan i wpuszcza mnie prÄ™dko do swego ciepÅ‚ego domurodzinnego.Na dole palÄ… siÄ™ wszystkie Å›wiatÅ‚a, jakby dlauczczenia mojego powrotu z dalekiej podróży.Powrotumarnotrawnej niecórki.Mama jest na górze, a ojca zatrzymaÅ‚o coÅ› w pracy.DowiadujÄ™ siÄ™ tego od Ryana, gdy zamyka drzwi,odgradzajÄ…c mnie od skowyczÄ…cego, ujadajÄ…cego Å›wiatana zewnÄ…trz.ChÅ‚opak wyglÄ…da tak Å›wietnie, że muszÄ™ siÄ™ pilnować,by utrzymać spokojny ton. Masz dość czasu, bym zdążyÅ‚a ciÄ™ wprowadzić wewszystko, czego siÄ™ dzisiaj dowiedziaÅ‚am?Ruszam przez korytarz, zrzucajÄ…c po drodze z ramionCarmen praktycznÄ…, szarÄ… bluzÄ™ z kapturem.Wiem, żeRyan podąży za mnÄ….Przez chwilÄ™ cieszÄ™ siÄ™ tÄ…Å›wiadomoÅ›ciÄ…, lecz potem wkracza do akcji logika.WkoÅ„cu ten facet poszedÅ‚by na koniec Å›wiata za każdym,gdyby tylko miaÅ‚ dziÄ™ki temu szansÄ™ dowiedzieć siÄ™czegokolwiek na temat miejsca pobytu zaginionejsiostry.W dodatku Carmen nie jest żadnÄ… piÄ™knoÅ›ciÄ…, aja potrafiÄ™ być nieco& trudna we współżyciu.PrzyznajÄ™bez bicia.Kogo wiÄ™c chcÄ™ tu oszukać? Dla ciebie, kochanie? Ryan uÅ›miecha siÄ™przekornie.Wiem, gdyż rzucam mu ukradkowespojrzenie spod zadziwiajÄ…co dÅ‚ugich rzÄ™s Carmen.Zawsze znajdÄ™ momencik.Może to znowu tylko wyobraznia, ale czujÄ™, że serceCarmen na moment zamiera. SÅ‚yszysz to? pytam jÄ…, pragnÄ…c jakiegoÅ›potwierdzenia, chcÄ…c siÄ™ upewnić, że czegoÅ› sobie poprostu nie wmawiam.Odpowiedz, rzecz prosta, niepada.Jak zawsze.Kiedy wchodzimy na górÄ™, spoglÄ…dam wzdÅ‚użkorytarza na piÄ™trze i widzÄ™ przypominajÄ…cy zjawÄ™ cieÅ„pani Daley, sunÄ…cy na tle zalanej jaskrawobiaÅ‚ymÅ›wiatÅ‚em sypialni.Bez sÅ‚owa wchodzimy z Ryanem do pokoju Lauren.ChÅ‚opak wÅ‚Ä…cza wszelkie możliwe lampy i lampki, jakbychciaÅ‚ odpÄ™dzić zÅ‚e duchy.Zamyka drzwi.Ja kÅ‚adÄ™ nałóżko bluzÄ™ Carmen, podchodzÄ™ do biurka zaginionej irzucam na nie torebkÄ™. W wieczór jej porwania pogoda byÅ‚a identyczna zauważa Ryan niemal z żalem, opierajÄ…c siÄ™ o toaletkÄ™siostry. O dziesiÄ…tej wiatr na morzu osiÄ…gaÅ‚ conajmniej pięćdziesiÄ…t wÄ™złów.Nikt nie miaÅ‚ prawaniczego usÅ‚yszeć.Przy takiej pogodzie mama każezapalać wszystkie Å›wiatÅ‚a.Ja z tatÄ… robimy to jużautomatycznie.Przez jakiÅ› czas próbowaliÅ›my jej towybić z gÅ‚owy, lecz w koÅ„cu i nas przekonaÅ‚a.Po chwili dociera do mnie znaczenie tego obrzÄ™du. %7Å‚eby Lauren znalazÅ‚a w ciemnoÅ›ci drogÄ™ do domu? pytam cicho. CoÅ› w tym rodzaju. ChÅ‚opak wzrusza ramionami. Jakby to miaÅ‚o jakiÅ› sens.TrafiÅ‚aÅ› dzisiaj na wielebÅ‚Ä™dnych tropów? Bo ja owszem.Niecierpliwie wysÅ‚uchujÄ™ opowieÅ›ci o bezowocnychposzukiwaniach na terenie koÅ›cioÅ‚a ewangelickiego wPort Marie, po czym z przejÄ™ciem relacjonujÄ™ wszystko,czego dowiedziaÅ‚am siÄ™ od Spencera.Kiedy mina Ryananie zmienia siÄ™ ani o jotÄ™, uÅ›wiadamiam sobie, że on jużto wie, i uderza we mnie fala rozczarowania, tak silna,iż przysiadam na skraju łóżka Lauren. Tak siÄ™ wÅ‚aÅ›niekoÅ„czÄ… próby zaimponowania chÅ‚opakom stwierdzamw duchu z goryczÄ…. Massona już sprawdzaÅ‚em. Ryan Å›ciÄ…ga brwi.Ma żonÄ™ i dwóch maÅ‚ych synków.Jeden cierpi na jakieÅ›zaburzenia rozwojowe.MieszkajÄ… nieopodal spalonejfabryki konserw, przy nabrzeżu.MaleÅ„ki dom.I nie matam żadnego koÅ›cioÅ‚a.MówiÅ‚em ci już, żerozpracowaÅ‚em wszystkich z chóru i okazali siÄ™ czyÅ›ci.OczywiÅ›cie możemy jeszcze raz przyjrzeć siÄ™ Massonowi koÅ„czy z powÄ…tpiewaniem ale to prawdopodobniestrata czasu. Aha rzucam, ponieważ nie mam nic wiÄ™cej dopowiedzenia.KtoÅ› energicznie puka do drzwi i oboje odskakujemyod siebie gwaÅ‚townie, mimo że siÄ™ przecież niedotykaliÅ›my ani nawet nie znajdowaliÅ›my zbyt blisko. Kolacja, dzieci informuje wyczerpanym gÅ‚osempani Daley, po czym odchodzi. Panie przodem mruczy chwilÄ™ potem Ryan,przepuszczajÄ…c mnie.Wyraznie sfrustrowany.17W trakcie kolacji Ryan, Louisa Daley i ja wymieniamyuprzejme, choć skÄ…pe uwagi, po czym Louisa proponuje,byÅ›my siÄ™ zabierali, nie pozwalajÄ…c nam pomóc wzmywaniu.Kiedy wychodzimy, matka chÅ‚opaka wÅ›cieklezdrapuje z talerzy do kosza resztki jedzenia, usilniestarajÄ…c siÄ™ ukryć przed nami swe Å‚zy.DzieÅ„ jak codzieÅ„
[ Pobierz całość w formacie PDF ]