[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sydney czuła się przesiąkniętazapachem leków, ludzkiego nieszczęścia i bólu.Oparła74 KSI%7łNICZKA I CZAROWNICAgłowę o ścianę i przymknęła oczy.A więc tak właśnie może wyglądać starość, samotność, zależność, brak pomocy,myślała z ponurą miną.Michael siedział obok bez słowa.Próbował nie zagłębiać się w domysły, jakież to pobudki kierowały postępowaniem Sydney.Po prostu - przyszła tu, bo musiała takzrobić.W końcu jej firma jest odpowiedzialna za to, co sięstało.Najłatwiej było widzieć to w ten sposób.Z drugiej strony nie mógł jednak zapomnieć, jak zareagowała na wypadek starej kobiety, jak delikatnie się z niąobchodziła, jak rozmawiała, próbując skrócić czas oczekiwania na przyjazd pogotowia.Przede wszystkim jednaknie mógł zapomnieć jej spojrzenia, wtedy, pod domem,kiedy wyszli na ulicę.W jej pięknych oczach malowało sięwspółczucie i ogromne poczucie winy.- Poślizgnęła się na linoleum - powiedziała Sydneybardzo cicho.Zwrócił twarz w jej stronę.Spojrzał na nią uważnie.Odezwała się po raz pierwszy od bardzo długiej chwili.Była blada, oczy miała zamknięte.- Po prostu szła do kuchni we własnym mieszkaniui upadła, bo podłoga była stara i zniszczona.- Wyobrażam to sobie.Leżała tak, bezbronna, płakała,próbowała wołać, ale nikt jej nie słyszał.Boże, wszyscymijali jej drzwi.- Ale ty nie.Zatrzymałaś się.Firma twojego dziadka.-ujął jej ręce.- On był chory - przytrzymała jego ręce w swoich -przez dwa ostatnie lata był bardzo chory, a ja mieszkałamw Europie.Nie wiedziałam, co się tutaj dzieje.Nie pisał,KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA 75jak bardzo jest zle, bo nie chciał mnie do niczego zmuszaći nic sugerować.Mój ojciec nie żyje, miał więc tylko mnie.Nie chciał mnie martwić.Kiedy wreszcie zadzwonił, byłowłaściwie za pózno.Można było tylko odliczać dni dośmierci.- Westchnęła.- Dziadek był dobrym człowiekiem.Nie pozwoliłby na to.ale sam nie był w stanieniczemu zaradzić.Kiedy wróciłam do Nowego Jorku,leżał w szpitalu.Był cierpiący i straszliwie wyczerpany.Powiedział, że jestem ostatnim żyjącym członkiem rodziny, któremu w życiu na czymś zależy, i umarł.~ Robisz, co do ciebie należy.Nikt nie może od ciebiewięcej wymagać.Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.- Nie jestem tego taka pewna.Znowu zapadła cisza.Po jakimś czasie przyjechał syn pani Wolburg.Wysłuchał relacji o wypadku i pobiegł do telefonu, aby zawiadomić resztę rodziny.Gdy wrócił, usiadł obok Michaelai Sydney i razem czekali na pojawienie się lekarza.Doktor Cohen wyszedł do nich bardzo pózno.Z wyrazujego twarzy wywnioskowali, że stan chorej jest poważny.U pani Wolburg stwierdzono złamanie szyjki udoweji wstrząs mózgu.Na razie, tłumaczył, chora bezwzględniemusi pozostać w szpitalu.W jej wieku konsekwencjeupadku mogą okazać się bardzo poważne.Sydney zostawiła lekarzowi swój domowy numer telefonu, prosząc jednocześnie, aby informowano ją regularnie o stanie zdrowia pacjentki.Pożegnała się z synem paniWolburg, po czym zasępiona wyszła ze szpitala.Michaelpodążył za nią.76 KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA- Musisz być głodna - zagadnął, gdy znalezli się nazewnątrz.- Nie, wcale nie czuję głodu - odpowiedziała, pogrążona w niewesołych myślach.- Dlaczego zawsze musisz być przeciwnego zdania?- Nie zawsze.- Widzisz, znowu przeczysz.Musisz cos' zjeść.Nie zareagowała tak gwałtownie, jak się spodziewał.Wydawała się zbyt przygnębiona, żeby się gniewać.Jejspokój niepokoił go coraz bardziej.- Dlaczego uważasz, że wiesz, co muszę robić?- Bowiem.Przystanął gwałtownie.Ujął jej twarz w obie ręce.- Boże, ale ty jesteś piękna.Zaskoczona, zamrugała oczami.Michael puścił jejtwarz, wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.- Może jesteś okropna - mówił, prowadząc ją przezulicę, nie zwracając uwagi na światła i samochody - możejesteś wyniosła, może jesteś snobką, ale.- Wcale nie jestem - przerwała mu, a on powiedziałcoś w ojczystym języku.- Nie jestem snobką - powtórzyła.- Tylko tobie się tak wydaje, uważasz, że muszę byćsnobką, ponieważ pochodzimy z różnych środowisk.Spojrzał na nią z mieszaniną zdziwienia i ciekawości.- W takim razie nie przeszkodzi ci, jeśli wstąpimy tutajcoś przekąsić.Wprowadził ją do narożnego baru, gdzie zapach grillamieszał się z krzykami rozmów.Usiedli gdzieś z boku, bardzo blisko siebie.- Mówiłam ci, że nie jestem głodna.KSI%7łNICZKA I CZAROWNICA 77- A ja ci mówiłem, że jesteś snobką i do tego kłamiesz.Zaczerwieniła się.Wyglądała jeszcze ładniej.- Chcesz usłyszeć, co ja myślę o tobie?Nie mógł się opanować.Musiał dotknąć jej policzka.Naszczęście podeszła kelnerka i uratowała ją z opresji.- Dwa steki i do tego co tam dziś macie - rzucił krótkoMichael.- Nie lubię, gdy mężczyzna zamawia w moim imieniu- powiedziała Sydney po odejściu dziewczyny.- Następnym razem ty zamówisz dla mnie i będziemykwita - odparł lekko.- Dlaczego nie zdejmiesz żakietu?Przecież jest ci za gorąco.- Przestań mi mówić, co mam robić.I przestań to robić.- Co?- Bawić się moimi włosami.- Po prostu głaszczę cię po karku, bardzo mi się podobatwój kark.- Odsuń się.- Proszę bardzo - przysunął się jeszcze bliżej - czy takjest dobrze?Tylko spokojnie, powtarzała sobie w myślach.Musi zachować spokój.Spokój i opanowanie.Odwróciła głowę.- Jeśli natychmiast.Zamknął jej usta pocałunkiem.- A teraz ty mnie pocałuj - powiedział zuchwale.Próbowała odsunąć głowę, ale nie mogła.- Chcę widzieć, jakto robisz - dodał - wtedy zrozumiem.- Nie ma nic do rozumienia.Pocałował ją znowu.Położyła dłoń na jego włosach.78 KSIgtNICZKA I CZAROWNICAWszystko działo się zbyt szybko.Wszystko.Czuła tylkojego usta, jego zęby, język.- Przepraszam, że przeszkadzam - kelnerka stanęła nadnimi z talerzami - zaraz podam steki.Sydney odrzuciła włosy do tyłu.Stale jeszcze ją obejmował, jakby się bał, że mu ucieknie.Nie próbowała sięwyrywać.Jej ciało samo lgnęło do jego ciała.Miejsce,w którym byli, nie miało znaczenia, nieważne też było, żedokoła siedzą ludzie.Michael uniósł puszkę z piwem.- Było lepiej niż ostatnim razem.- W ogóle nie chcę o tym mówić.Zamierzał powiedzieć coś więcej, postanowił jednakustąpić.Nie chciał jej zranić.Poczekał, aż kelnerka postawi przyniesione dania, i dopiero wtedy się odezwał:- W porządku.Miałaś zły dzień - powiedział tak łagodnym tonem, że spojrzała na niego zdumiona - nie chcę cidokładać.- To był zły dzień dla wszystkich - odpowiedziała powoli, jakby ważyła słowa - dobrze więc, że się skończył.- Bardzo dobrze - z uśmiechem podał jej sztućce -a teraz jedz.Zasłużyliśmy na obiad.- Tak - powiedziała i nagle odkryła, że naprawdę jestgłodna.5Sydney nie wiedziała, w jaki sposób wiadomość o wypadku Mildred Wolburg dostała się do prasy, ale przez całyczwartek dziennikarze nie przestawali dzwonić do jej biura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]