[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uciekaj.Uciekaj.Cokolwiekdziało się z Petrem, nie było normalne, ale jego dusza ach pyszna dusza była dla mnie niczymnajczystszy narkotyk.Ciepło rozprzestrzeniało się w moich żyłach, łagodząc ból i wymazującstrach.Wcześniej próbowałam już duszy, jednak nigdy nie wzięłam jej w całości.W chwili utraty duszy ludzie zamieniali się w upiory.Najwyrazniej los strażników byłzupełnie inny.Zmusiłam mięśnie do pracy i usiadłam.Pomimo zawrotów głowy starałam się skupić nanagłym cieple.Moje mięśnie były odprężone.Zwiat wirował, a Petr& Jego ciało wykrzywiło się, odrzucił głowę w tył i otworzył usta w niemym krzyku.Spomiędzy jego bladych, szarych warg wysunęły się kły.Ubrania się rozerwały.Petr sięzmieniał.Może nie odebrałam mu duszy.Może tylko mi się wydawało.Kości zatrzeszczały i pękła skóra.Skrzydła Petra rozwinęły się na jego plecach,rozciągając się na jakieś dwa metry.Jego ciałem wstrząsnęła w końcu ostateczna transformacja.Przez chwilę stał nieruchomo, po czym opuścił głowę.Jego oczy były krwiście czerwone.A to& nie było w porządku.Przesunęłam rękami po ziemi, aż skończyłam, leżąc płasko na plecach.Niewielki chichotwymknął się spomiędzy moich spuchniętych warg.Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi, gdyponownie spróbowałam usiąść.W duchu wiedziałam, że powinnam się bać, chociaż nic teraz niemogło mnie zranić.Mogłabym dotknąć nieba, gdybym tylko chciała.Ziemia zadrżała, gdy Petr zrobił krok naprzód, warcząc przy tym nisko.Wyciągnąłumięśnione ramię, na końcu którego znalazły się śmiercionośne szpony.Usta wykrzywiłw grymasie, po czym przykucnął.Z cienia wyłoniło się coś większego i szybszego, kierując się bezpośrednio w nasząstronę.W mojej skołatanej głowie narodziła się myśl, czy to kolejny strażnik przybywający, byzakończyć to, co rozpoczął poprzedni.Petr wyprostował się, odwrócił w kierunku zbliżającego się szybko cienia, jednak niezrobił tego na czas.W jednej chwili rozmyta postać wyostrzyła się.Jej rysy twarzy były znajome, choćbardziej wyraziste, jakby skóra przywarła mocniej do kości.yrenice rozciągnięte były w pionie,a tęczówki jaśniały żółcią.Ciało Petra zadrżało spazmatycznie, gdy wydał z siebie ochrypły krzyk.W powietrzewzbiło się coś ciepłego oraz mokrego, co po chwili opadło kroplami na moje spodnie i brzuch.Poczułam metaliczny zapach. To za bycie gnojem powiedział Roth, po czym szarpnął ręką, z której zwisało cośkościstego i podłużnego.Kręgosłup. A to za rzucenie Bambi. Rozdział 12Oszołomiona, bez słów przyglądałam się, jak Roth rzucił kręgosłup na ziemię.Z odraząna twarzy przeszedł nad ciałem Petra, po czym uklęknął obok mnie. Dobrze się czujesz? zapytał, a kiedy nie odpowiedziałam, wyciągnął ku mniezakrwawioną rękę.Zobaczył, co zrobił i mruknął coś pod nosem.Zabrał rękę i otarł ją o jeansy.Laylo?Jego twarz nie wydawała się już tak ostra, ale w oczach pozostał żółty blask.Mojeodurzenie osiągnęło szczyt i niczym letnia bryza, zaczęło się powoli rozmywać.W całym cielezaczynałam odczuwać mocny ból.Otworzyłam usta, jednak wydostało się z nich tylko powietrze.Spojrzałam na ciało. Nie patrz powiedział, kładąc dłoń na mojej nodze.Wzdrygnęłam się, a mój oddech znów przyspieszył. W porządku powiedział Roth, spoglądając na budzącą się do życia Bambi.Jegouwaga znów skupiła się na mnie, gwizdnął cicho, a wąż podpełznął do niego, nim zmienił sięw ciemną chmurę.Dym wspiął się po jego ramieniu i osiadł na skórze, przybierając postać węża,którego ogon owinął się wokół łokcia.Roth cały czas patrzył mi w oczy. Laylo, powiedz coś.Zamrugałam powoli. Dziękuję&Zacisnął zęby, przez chwilę patrząc mi w oczy, po czym obrócił się w kierunku ciała. Muszę się tym zająć, ale potem zajmę się& zajmę się tobą.Roth pozbierał części ciała, a następnie pospiesznie zniknął w gęstych zaroślach.Obróciłam się na bok i spróbowałam się podnieść, by móc oprzeć się o pień drzewa.Niekończący się potok chaotycznych myśli wypełnił mi głowę.Odebrałam duszę czystą duszę.Zrobiło mi się niedobrze.Miękki blask, który mnie otaczał, zniknął i zadrżałam.Odebrałam duszę.Roth pojawił się znikąd, przód jego jeansów był mokry, a na jego rękach nie było krwi.Musiał je umyć w pobliskim strumieniu.Podszedł do mnie powoli, bez słowa, jakby bał się, żemnie wystraszy.Wziął mnie na ręce i zaczął iść, a mnie przemknęła myśl, by zapytać, dokądmnie niesie, za bardzo jednak chciałam znalezć się jak najdalej od tego miejsca, żeby to zrobić.Jego ciało zmieniło się przy mnie, stwardniało niczym u strażnika.Biło od niego ciepło,usłyszałam znajomy dzwięk oddzielającej się skóry.Skrzydła tak ciemne, że mogły zlać sięz mrokiem, wystrzeliły z jego ciała i rozciągnęły się z wdziękiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]