[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Radziłabym wziąć łódz.No, chyba że macie złoty medal w pływaniu.Rozdział 20NIE MA AODZI NA NOTTING - poinformował ich mężczyzna o pobrużdżonejtwarzy.Siedział w hangarze na swojej łódce, żując pózny lunch i spłukującjedzenie płynem z butelki, ukrytej w papierowej torbie.Tess zdała sobiesprawę, że przez cały dzień patrzy na jedzących ludzi, a sama nie miała nicw ustach od siódmej rano, kiedy przełknęła jednego bajgla.- To jak ludzie się tam dostają? - zapytał Carl.- Nie ma promu.Nie ma regularnych przewozów.Musicie coś wynająć.- Widziałam łódz, która płynie na wyspę Smith - odezwała się Tess.-Notting jest tylko kawałek dalej.- Tak, proszę pani.Można mieć interes na Smith.Jest tam knajpa i ja-kieś takie miejsce dla turystów.Na Notting nic nie ma.W ogóle Notting to,wiecie, taka wyspa Nic*.* Nazwa wyspy, Notting, brzmi podobnie do nothing, czyli nic (przyp.tłum.).- Tak, wiemy - przerwała mu Tess.Spędzili w przystani i hangarachCrisfield czterdzieści pięć minut i zdążyli już co najmniej cztery razy usły-szeć dowcip z brodą.Ale musieli się jakoś dostać na tę wyspę Nic.- Na Notting nikt nie płynie, bo i po co - burknął mężczyzna, zirytowa-ny, że zlekceważyli jego błyskotliwy dowcip.- Chyba że tam mieszka, ale onimają własne łodzie.No i jest szkolna łódz.- Niech pan nam to załatwi - wtrącił się Carl.172- Nie moja łódz, co ja tam mogę załatwić.A zresztą dopłyniecie na wy-spę po czwartej i jesteście uziemieni na noc, bo odpływa dopiero rano.Niema gdzie nocować, nie ma motelu czy coś.- Ocenił Tess spojrzeniem.- Niewyglądacie na takich, co by spali na ziemi, z robakami.Najlepiej wynająćcoś rano, jak na ryby albo na oglądanie okolicy.Wtedy macie wolność.- U kogo możemy wynająć?- O tej porze to u nikogo.W taki ładny dzień wszystko dawno pobrane.Na ryby to się płynie z dniem.- Znam się na łodziach, pływam od dziecka - spróbował Carl.- Możepozwoli mi pan wziąć swoją łódkę albo wynajmie.Rozmówca pociągnął z torebki.- Tu nie wynajem.Tym się nie zabawiajem.Zaczął się śmiać o sekundę za pózno, jakby zaskoczył go własny wic.Jegotwarz wydawała się zryta przez dziki, nos i czoło wyłaniały się z głębokichzmarszczek niby górskie łańcuchy.Gęsta, biała czupryna przypominałafutro.Wyglądał tak, jakby żył w tym mrocznym hangarze: w dzień wypełzałna słońce, a w nocy chronił się w wilgotnym wnętrzu.- Wspominaliśmy, że współpracujemy z policją stanową? - zapytał Carl.Mężczyzna tylko splunął.Tess już liczyła nowiutkie, szeleszczące dwudziestodolarówki, odwraca-jąc się i zasłaniając dłonie: każdy najprędzej zauważy to, co się próbujeukryć, tak samo jak szept zawsze zwraca największą uwagę.Miała przy so-bie dziesięć banknotów.Przy piątym w oczach mężczyzny coś zaświeciło.Podała mu plik dwudziestek wraz ze swoją licencją.- %7łeby pan wiedział, że musimy wrócić.- Będziecie przed nocą? Chcę iść do domu na kolację.- Na sto procent.Nie do końca przekonany zmierzył wzrokiem Carla.- Mówisz pan, że znasz się na łodziach?- Wychowałem się w hrabstwie Cecil, mam własną żaglówkę.Wypływa-łem na zatokę i na Susquehanne.- No dobra - stwierdził mężczyzna.- Może być.Nienowa motorówka nie była demonem prędkości, ale Tess miała wra-żenie, że Crisfield zniknęło w dali za szybko.Kolejny skrawek ziemi pojawił173się dopiero po długim - jak jej się zdawało - czasie.Wyspa Smith, dziewięćmil od stałego lądu.Carl zerkał stale na mapę zatoki, którą roztropnie na-był; płynęli i płynęli, aż wreszcie na horyzoncie pokazała się niewielka,zwarta wysepka.- Wyspa Notting - oznajmił Carl.- Ludzie mówią, że miała się nazywać wyspa Nic.- Ano, mówią tak.- doskonale podchwycił akcent ich dobroczyńcy.- Mówią też wyspa Knot.- Mówią i tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]