[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po ciemnym niebie nadciągającym razem z wrogą flotą sunęły dwa czarne, ogromnekształty o trójkątnych skrzydłach i długich ogonach.Nie miałem pojęcia, co to jest, ale byłowielkie.Wszystkie ptaki wzbiły się w powietrze z ogłuszającym skrzeczeniem i trzepotemskrzydeł.Na szczytach wież pojawiły się tańczące niebieskawe płomyki, wszystko, co byłożelazne, zaczęło lekko brzęczeć.Ulf splunął.- Wywerny - powiedział takim tonem, jakby wymawiał przekleństwo, a jazrozumiałem, że tak się nazywa to, co widzę na niebie.- Do Fjollsfinna: Obsadzić hydronetki od portów po czwarty mur, woda na przepusty,czekać.Bębniłem.Okręty i galery zaczęły strzelać od ostatnich rzędów po te, które stały najbliżej.Kropleognia wzbiły się z rykiem w niebo i skrzyżowały ze strumieniem naszych pocisków.Ulf odrzucił pięści na boki i wygiął się w tył.- Perkele osua! - zawył przerazliwie.Pociski wroga posypały się na porty, na Kawerny i inne nadmorskie dzielnice,wbijając się pomiędzy dachy i pozostawiając wiszące w powietrzu warkocze dymu.Huktrafień zmieszał się z uderzeniem gromu, który przetoczył się po niebie.Nasze pociski zaczęły nagle pierzchać na boki, ale Ulf wydał z siebie przerazliwy rykfurii i złożył razem ręce, oszczepy i płonące ceramiczne kule znów skręciły na cel i runęły naflotę.Wśród sunącej na nas ściany okrętów gdzieniegdzie pojawił się pomarańczowy płomieństrzelający od razu huczącym słupem, wyższym od drzewa, kilka żagli zapadło się w dół podciężarem strzaskanych masztów.W sąsiednią wieżę z przerazliwym trzaskiem trafił piorun, wydawało mi się, że czujęten dzwięk nawet w zębach.- Pudło - oznajmił Ulf.- Lepiej się schowaj, zaczynają na mnie polować.Pokręciłem jedynie głową, stojąc przy bębnie.Nie mogłem oderwać wzroku od wielkich czarnych kształtów na niebie, podobnychdo utkanych z nocy latawców.Widziałem, że wokół nich biją pioruny, a one nic sobie z tegonie robią, tylko krążą nad miastem.Potwory.Co mogliśmy zrobić?To wszystko trwało jakieś trzy, cztery dni.Dni pełne chaosu, krwi i ognia.Wtedynoce stały się jasne od pożarów, a poranki ciemne od dymu i burzowych chmur.Nie wiem, codziało się nocą, a co we dnie, bo wiecznie zdawało się ani jasno, ani ciemno.Był to jedenczas mroku, kiedy nie istniało słońce ani niebo.Stałem przy bębnie i tłukłem w membrany, przyjmując oraz przekazując rozkazy.Pamiętam te przeklęte wywerny, jak spadały na miasto z przerazliwym wrzaskiem, odktórego cierpły zęby.Były większe od okrętów i sunęły, nakrywając skrzydłami niebo, z paszczami pełnymitrzeszczących piorunów.Kiedy przelatywały, wydawało się, że są wiotkie niczym muślin.Najpierw jedna przefrunęła wzdłuż muru Kawern, a potem druga nad murem oporowym,oplatając mur błyskawicami z przerazliwym łomotem, w którym utonął krzyk ginących ludzi.Nitj sefni wrzeszczał coś o jakiejś wodzie i jakichś syfonach, a ja tłukłem w bęben,zamieniając jego słowa na rytm uderzeń, które grzęzły w hałasie i nikt ich nie słyszał.Ktoś na murze oporowym zdołał obrócić na kołach jedną z tych wielkich,strzelających pod górę balist i jakimś cudem trafił przelatującego nad nim potwora, ale to nicnie dało, oszczep śmignął tylko w niebo, jakby ciało stwora było kłębem dymu.Po jednymataku nie miały jednak więcej piorunów i wzbiły się w nakrywającą wyspę burzową chmurępo więcej.Pociski odlatywały i nadlatywały.Basteje portu krzyczały głosem bębnów o pomoc, lecz nie można było ich zrozumieć.Zwęgleni.Demony.Obróceni w popiół.Z nadmorskich dzielnic dobiegały przerazliwe wrzaski ludzi i od czasu do czasududniący, niski ryk, od którego trzęsły się mury i pękały uszy, mimo że prawie nie było gosłychać.Nie umiałbym tego mądrzej wytłumaczyć.Kiedy się rozlegał, pomiędzy budynkamimigotał blask ognia, który zaraz przygasał.Ulicami snuły się obłoki gęstej, świetlistej mgły,zachowywały się, jakby były żywe, wpuszczały macki do okien i piwnic, a potem słyszałemtylko krzyk konających.Pędziliśmy konno przez opustoszałe ulice, Ulf, ja i reszta Nocnych Wędrowców.Wprzeciwną stronę biegli ludzie w tunikach ze znakiem drzewa, gnając w przerażeniu pod górę,w stronę położonych wyżej dzielnic.Widziałem, jak spada jeden z pocisków, po czym ani nie miażdży tego, co napotykana drodze, ani nie rozlewa się ogniem, tylko rozsypuje w kałużę lśniących czarnychkształtów, nie większych od pięści, które z metalicznym chrzęstem i chrobotem rozpełzają sięnagle na wszystkie strony, znikając pomiędzy budynkami.To chyba było gdzieś wKawernach.Znalezliśmy ludzi stojących jak posągi w wejściu do tawerny, ludzi z otwartymiustami i bronią w rękach.Mieli tarcze i miecze, ktoś mierzył przed sobą włócznią, stojąc wpostawie wiatru, dwóch celowało przed siebie z kusz, ale stali nieruchomo i byli zupełnieszarzy.Mieli szare twarze, ubrania i zbroje.Kiedy podeszliśmy do nich, rozsypali się przynajlżejszym dotknięciu.Dosłownie rozsypali się, przewracając na bruk, w popiół takdelikatny, że nie wydał najmniejszego szelestu.Wszystko znikło, i hełmy, i tarcze, i broń, iich ciała.Zamieniło się w kopczyki tak drobnego popiołu, że gdy powiał wiatr, porwał go izmienił w obłok podobny do dymu.Gdzie indziej napotkaliśmy ścianę całą pokrytą sadzą, z jasnymi plamami podobnymido cieni uciekających ludzi.Po tych nie został nawet popiół, tylko ślady na opalonej ścianie.Natomiast nie było pozostałości smoczej oliwy ani pożarów.Krzyczały wywerny, spadając na nas z pyskami pełnymi piorunów, a myśmy biegli pokoronie muru oporowego.Ulf wywrzaskiwał rozkazy, a my rozwijaliśmy długi, uszyty znasmołowanego żaglowego płótna rękaw, który należało założyć na jakieś wystające ześciany żelazne rury, potem coś robiliśmy przy ustawionej na murze machinie, też złożonej zlśniących miedzianych walców, podobnej do syfonu na ognistym okręcie.Wrzask wywerny dosłownie zdzierał skórę, miałem wrażenie, że spada mi prosto nakark, że uderza mnie piorun z trzaskiem gniecionego szkła, tymczasem musiałem czymśkręcić i coś trzymać, więc robiłem to, jęcząc z przerażenia, a potem Ulf kazał nam uciekać.Staczaliśmy się z muru po kamiennych schodach, gdy nadleciała z szumem, Ulf biegł nakońcu z rzemieniem w dłoni, szarpnął go i usłyszeliśmy huk wody i tysiąc gromów naraz,kiedy potwór przeleciał przez potężny słup wody, który trysnął w górę z syfonu.Machinastrzeliła we wszystkie strony snopem oślepiających iskier
[ Pobierz całość w formacie PDF ]