[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Znowu korytarz, ale szeroki, luksusowy.Może tu jest dopiero ta główna część?Zejście jakieś albo.Zaraz latarką świecił w oddzieloną żelazną listwą niszę.Zapadała sięprostopadle w głąb. Nic, cholera, nie widać.Rozejrzał się, nie bez odrazy podniósł bielutką czaszkę szczura, wrzucił w mroczną głąbszybu.Nasłuchiwali.Rozległ się cichutki plusk.Benek zaraz przyciągnął skądś kawał żela-znej sztaby.Dopiero teraz plusnęło. Studnia.Niegłupio.Mieli oni do tych rzeczy smykałkę. Kubiak z uznaniem kiwałgłową.Uchylone drzwi ze stali zamykały korytarz.Obok wnęki też czerniała blacha, zamyka-jąca jakieś pomieszczenie.Zajrzeli najpierw do dwóch pokoi po przeciwległej stronie studni,o drzwiach drewnianych, w części tylko obitych blachą. Wszędzie te szczury westchnął Benek. Phi, tu siedział najpewniej lepszy jakiśgość.Aóżko, spod strzępów koca wyzierało prześcieradło, na stole błyszczało lusterko, pię-trzyły się flaszeczki, przy nodze poniewierała się zrzucona strzykawka. Lekarstwa? Heniek pociągał nosem, jakby sądził, że po latach mogły się jeszczeuchować zapachy.Podszedł do większej szafy żelaznej, szarpnął za klamkę.Z brzękiem coś stoczyło się na podłogę.Drgnął, ale klamki nie puścił. Fiuuu zagwizdał. Cała medycyna.Roman, to twoja specjalność zaśmiał się.Gdy Solecki spojrzał na niego pytająco, zdziwiony tym posądzeniem, dorzucił: Przez,Kryśkę.Prawie wszystkie półki zajmowały słoiki, flaszki, pudełka z lekarstwami, nadbutwiałerurki gumowe, w osobnej kasecie lśniły chirurgiczne narzędzia.Benek cmokał ustami, doty-kał niektórych przedmiotów, aż go Roman solidnie trzepnął po łapie.Zobaczył właśnie naktórejś flaszeczce trupią główkę.Aadna historia, gdyby coś takiego się zbiło, przecież tomogą być kwasy, różne żrące historie.Na szafce leżały dwie książki.Sięgnął po nie.Heniek wyszedł na korytarz.Zaczynało mu się dłużyć, chętnie by odetchnął świeżympowietrzem, wyjrzał na słońce.Benek prześliznął się pod jego ramieniem. Ty gdzie? Dalej, zajrzę tutaj kierował się już do następnego pokoju, jeżeli cementowe klitkimożna tak było nazwać. Ale słowo, że niczego nie będziesz dotykał? Mur.Kubiaka czemuś ciągnęło za uchylone stalowe drzwi, kończące korytarz.Wśliznął siętam, obwiódł wokoło latarką.Gdy wyszedł po chwili, dłonie mu drżały.Starannie zamknął drzwi za sobą.Otarł pot zczoła. Heniek, chodz, coś znalazłem malec przywoływał go naglącym ruchem ramienia. Tam co? wskazał na drzwi, które Kubiak zamknął przed chwilą. Nic, nic nie ma.Pusto, nie ma nawet po co zaglądać. czuł, że głos jego nie jestnormalny.Benek spojrzał uważnie.Całe szczęście, myślał Heniek, że w świetle latarki trudnorozróżnić wyraz twarzy. Duszno mi, dosyć już mam tej eskapady wybąkał. Co takiego znalazłeś?Omiótł klitkę blaskiem latarki.Mała była, tak jak te w pierwszej części, od stronyjeziora.Benek śpieszył do uchylonej szafki.Na pasku wisiała kabura z pistoletem, łyskała oksydowana rękojeść.Nic tu więcej niebyło. Uważaj.Ale to będzie moje Benkowi paliły się oczy.Wyciągnął pistolet z kabury, zaraz wsunął go tam na powrót.Nie znał się na tym.Nabi-ty pewnie, do diabła, niech się kto inny tym martwi.Aż się sam zdziwił swojej ostrożności.No pewnie, po tamtym to się człowiekowi wszystkiego odechce.Romana zastali przed szafką.Ciągle jeszcze przeglądał znalezione książki. Pomyśl sobie. Faust Goethego.Dziwne zamiłowania miał ten lekarz, bo to chybabył lekarz? Ta druga kniga to jakiś spis leków, coś takiego.Goethe, pomyślałbyś, że w tychpodziemiach będzie właśnie Goethe? Obejrzeliście już resztę? Nic nie ma? Nic.Wracajmy.Aha, masz, Benek rewolwer znalazł, wisiał tam w szafie. Walter, ósemka powiedział Solecki odchodząc do kąta.Zgrzytnęło, coś posypałosię z brzękiem. Sześć sztuk.Wezmę do kieszeni.Trzeba będzie oddać milicji, nie wartotutaj zostawiać, nuż się kto inny dobierze naszymi śladami, jeszcze by zechciał skorzystać.Choćby ktoś z tych bandziorów, o których tyle się słyszy wokoło. Milicji? Czyś ty zwariował? To mój, ja go znalazłem.Oddawaj rozzłościł sięBenek.Roman zaśmiał się, ale Heniek powiedział bardzo poważnie: Benek, uspokój się.Pogadamy jeszcze o wszystkim.No, wracamy.Właściwie całaradość to z tej motorówki. Maszyna jeszcze. I maszyna, tak.Ale w ogóle lipa, mogliśmy zostać w pierwszej jaskini, w ogóle niepchać się tutaj.Romana zastanowił ton jego głosu. Heniek, co ci?. Nic.Pózniej powiem.Nie nalegał.Zrozumiał tyle, że coś musiało się stać.Heniek był bardzo przejęty.Nie ża-rtował, szedł wyraznie zgnębiony.Latarka Romana wyłapywała przed sobą dziwnie przygięteplecy kolegi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]