[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobiety,która nie miała powodu, by patrzeć na mnie z góry, bowiem samabyła córką zamożnego księdza.Nie musisz znać jego nazwiska,by pojąć bieg tej opowieści.Wiedz tylko, że kiedy ją ujrzałem,cały świat, poza tym, w którym żyła ona, przestał dla mnieistnieć.Nie było miejsca, w które chciałbym się zapuścić bez nieju boku.- Raz jeszcze utkwił we mnie nieruchomy wzrok, apózniej oszołomienie wzięło nad nim górę.- Czy był to tylkofantastyczny sen?- Kochałeś ją, a ona ciebie - rzekłem, by nakłonić go domówienia.- Mnie i majątek, z którego korzystałem dzięki rosnącejszczodrości i przywiązaniu mego ojca, na pożytek własny iinnych.- Na to wygląda.- Gdy jednak zdradziłem ojcu imię tej kobiety, zgadnij, jakabyła jego reakcja.Och, dlaczegóż jej nie przewidziałem?Gdybym tylko pojął to wcześniej.Owszem, była córką księdza,ale nie byle jakiego, lecz wysoko postawionego kardynała, ojcawielu bogatych córek.Jak mogłem być takim głupcem, by nieprzewidzieć, że widział w niej klejnot koronny godzien swegostarszego syna.Przerwał, bacznie mi się przyglądając.- Nie wiem nawet, kim jesteś - powiedział z rozmysłem.-Dlaczego opowiadam ci o najszkaradniejszej porażce megożycia?- Ponieważ jestem zdolny cię zrozumieć - odparłem.-Ojciecpowiedział ci, że ta kobieta jest przeznaczona dla Niccoló, a niedla ciebie.Twarz Lodovica przybrała nieustępliwy, wręcz nikczemnywyraz.Każda jej linia, jeszcze przed momentem sprawiającawrażenie przepełnionej smutkiem i troską, zamieniła teraz jegooblicze w zimną jak lód maskę, która przeraziłaby każdego, ktoby ją zobaczył.Uniósł brwi i posłał mi chłodne spojrzenie.- Owszem, moja umiłowana Leticia była przeznaczona dlaNiccoló.Dlaczego nie wiedziałem, że rozmowy już sięrozpoczęły? Dlaczego nie przyszedłem do ojca wcześniej, nimoddałem tej kobiecie swoją duszę? Owszem, okazał miżyczliwość.- Uśmiechnął się ironicznie.- Wziął mnie w ramiona.Ujął moją twarz w dłonie.Nadal byłem jego synem.Jegobeniaminkiem. Mój mały Lodovico.Po świecie chodzi wielepięknych kobiet".Tak powiedział.- I uraził cię tym do żywego - powiedziałem łagodnie.- Uraził? Uraził mnie? Rozdarł moje serce na strzępy, jakbybyło padliną dla sępów.To właśnie zrobił.Jak myślisz, którąspośród swych rozlicznych willi i posiadłości w Rzymiepostanowił ofiarować młodej parze, kiedy małżeństwo zostaniezawarte? - Roześmiał się lodowato i nie mógł przestać, jakbyodpowiedz wydawała mu się zbyt zabawna.- Ten sam dom, którypowierzył Vitalemu, by przygotował go na ich przybycie: bywpuścił doń świeże powietrze i wyposażył w meble, i który jestteraz domem hałaśliwego i nienawistnego żydowskiego dybuka!Lodovico uległ tak całkowitej przemianie, że nie rozpoznał-bym w nim mężczyzny, który wylewał gorzkie łzy w korytarzu.Ponownie popadł w stan zamroczenia, a jego twarz przybrałanieustępliwy wyraz.Utkwił wzrok w porastającym dziedziniecgąszczu drzew i kwiatów, a nawet wzniósł spojrzenie ku niebu,jakby podziwiał zbłąkane słoneczne promienie.- Ojciec z pewnością pojmował rozmiary twojego cierpienia.- O tak - odparł Lodovico.- Za kurtyną stoi jeszcze jednaznakomita i niewysłowienie bogata kobieta, gotowa wkroczyć nascenę.Wymarzony materiał na żonę dla mnie, chociażzamieniliśmy z sobą ledwie kilka słów.A umiłowana Le-ticiazostanie mą oddaną siostrą, kiedy już mój brat wstanie z łóżka.- Nic dziwnego, że płakałeś - zauważyłem.- Dlaczego tak mówisz? - spytał.- Ponieważ twoja dusza jest zajęta - odparłem.Wzruszyłramionami.- Jak mógłbyś patrzeć na chorobę swego brata, niemając podobnych myśli.- Nigdy nie życzyłbym mu śmierci! - zapewnił, uderzającpięścią w stół.Wydawało mi się, że mebel może ustąpić pod jegociosem i się złamać, ale tak się nie stało.- Nikt nie zadał sobiewięcej trudu niż ja, by go uratować.Sprowadzałem mu doktorów,jednego po drugim.Posyłałem po kawior, jedyny pokarm, jakibierze do ust.Niespodziewanie powróciła fala łez, a z nimi szczery, głębokii wyczerpujący ból.- Kocham mojego brata - szepnął Lodovico.- Kocham gonajbardziej ze wszystkich ludzi chodzących po tym świecie,włącznie z tą kobietą.Ale musisz wiedzieć, że nadszedł dzień,gdy ojciec zabrał mnie do tego pustego domu, podczas gdyVitale i Niccoló przebywali w Padwie, bez wątpienia pijąc naumór, i kiedy ojciec prowadził mnie do kolejnych pomieszczeń,opowiadając o tym, jakie będą piękne.tak, nawet do sypialni,która też miała zostać urządzona dla nich jak najpiękniej, i jak, ijak, i jak! - Przerwał swoją opowieść.- Wtedy jeszcze nie wiedział.- Nie.Trzymał w tajemnicy imię tej kobiety, tak staranniewybranej kandydatki na żonę dla swego syna.To ja zacząłemużywać jej imienia w wierszach, które dla niej pisałem i które wswej głupocie, w swej głupocie, powiadam ci, pokazałem mu!- Los obszedł się z tobą okrutnie, naprawdę okrutnie.- Owszem - powiedział - a okrutny los czyni ludzi równieokrutnymi.- Zapadł się w krześle i zapatrzył przed siebie, jakbynie rozumiał własnej opowieści ani tego, co mogła ona znaczyćdla mnie.- Wybacz, że sprawiłem ci ból - powiedziałem.- Nie musisz mnie prosić o przebaczenie - odparł Lodovico.-Ból tkwił we mnie i w końcu mnie opuści.Lękam się jegośmierci.Przeraża mnie jej wizja.Przeraża mnie świat bez niego.Przeraża mnie myśl o moim ojcu bez niego.Przeraża mnie myśl oLeticii bez niego, bowiem nigdy, przenigdy nie będzie moja.Nie byłem pewien, co myśleć o jego słowach.Wiedziałemtylko, że są szczere.- Muszę wracać do Vitalego - powiedziałem.- Sprowadziłmnie tu, bym grał dla twojego brata.- Tak, oczywiście.Ale najpierw powiedz mi jedną rzecz.Todrzewo.- odwrócił się na krześle i spojrzał w górę, nawysmukłe zielone gałęzie i purpurowe kwiaty.- Wiesz, jaknazywają je w brazylijskich dżunglach?Zastanawiałem się przez chwilę, a pózniej powiedziałem:- Nie.Pamiętam tylko, że je tam widziałem, pamiętam jegokwiaty oraz ich piękny zapach i wygląd.Wydaje mi się, że z takintensywnie purpurowych kwiatów można zrobić barwnik.Wyraz jego twarzy znowu się zmienił.Wydawała się terazwyrachowana i chłodna.Mógłbym przysiąc, że zacisnął usta wgniewną kreskę.Nie przestawałem mówić, tak jakbym niczegonie zauważył, ale zaczynałem czuć do tego człowieka corazsilniejszą niechęć.- Te kwiaty przywodzą mi na myśl ametyst, a w Brazylii jestdużo pięknych ametystów.Milczał, jego oczy nieznacznie się zwęziły.Nie mogłem opanować narastającego we mnie uczuciapogardy i nieufności.Z pewnością nie zostałem tu przysłany, byoceniać lub nienawidzić, lecz wyłącznie po to, by uchronićczłowieka przed otruciem.Wstałem.- Powinienem już wracać do Vitalego - oświadczyłem.- Okazałeś mi dobroć - powiedział, lecz kiedy się uśmiechnął,poruszyły się tylko jego usta, i prawdę mówiąc, grymas ten wydałmi się obrzydliwy.- Szkoda, że jesteś %7łydem.Po plecach przebiegł mi dreszcz, lecz wytrzymałem jegospojrzenie.Znowu poczułem się bezbronny, tak jak wtedy, gdyzorientowałem się, że do mojego ubrania przytwierdzona jestokrągła żółta łatka.Ledwie na siebie spoglądaliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]