[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasem Lisa wręcz odnosiła wrażenie, iż jest częścią tego domu.Tak jakby miała go w swoichgenach.Podejrzewała, że mogło tak być, gdyż rodzina matki mieszkała tu od pokoleń.Lisa zajmowaładużą sypialnię w północnym skrzydle dobudowanym w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym czwartymroku, niedaleko dawnego pokoju mamy.Odkąd choroba odebrała Marcie możliwość samodzielnegochodzenia po schodach, mama przeniosła się do biblioteki w głównym skrzydle.Korytarze44w środkowej części domu były najszersze i mama mogła się po nich wygodnie przemieszczać na wózkuinwalidzkim.Lisa została w północnym skrzydle całkiem sama.Prawdę mówiąc, cieszyła się z tejodrobiny prywatności.Miała jej niewiele, odkąd wróciła do domu.Zresztą bardzo lubiła swój pokój.Gipsowe ściany pomalowano na waniliowy kolor, nieprzyzwoicie drogi perkal w żółte, różowe i zielonekwiaty, który wybrała osobiście w wieku lat szesnastu, został wykorzystany do uszycia zasłon oraz kapyna łóżko.Podłogę przykrywał orientalny dywan w pastelowych odcieniach różu i błękitu.Pokój byłwysoki, znajdował się w nim rzadko używany elegancki kominek, z dużych okien rozciągał się widok nabasen oraz przepiękny ogród różany z fontanną w kształcie cherubina.Wszystkie meble - opróczwielkiego łoża z baldachimem, jasnozielonego fotela i otomany w rogu - były antykami.Sąsiedniasypialnia została przerobiona na wielką garderobę i łazienkę mniej więcej w tym samym czasie, kiedyLisa wybierała perkal.Do szafy wielkości pokoju wchodziło się przez łazienkę.Lisa umyła ręce,poprawiła makijaż i związała włosy w koński ogon.Zauważyła, że drzwi do szafy stoją otworem.W taflilustra odbijały się rzędy wieszaków i kolekcja lalek zapełniających półki.Jako dziecko była raczejchłopczycą, ale uwielbiała lalki.Nawet kiedy z nich wyrosła, z niektórymi nie potrafiła się rozstać.Zatrzymała wzrok na Katrinie, lalce o wyglądzie i wielkości małego dziecka.Katrina miała czarne włosysięgające ramion oraz niebieską aksamitną sukienkę z fartuszkiem i koronkowym kołnierzykiem.Lisa głośno wciągnęła powietrze.Dziewczynka.Zaginiona rodzina.Kolor włosów, oczu, skóry, fryzuralalki, sukienka.Wszystko to do złudzenia przypominało dziewczynkę ze zdjęcia.Jak ona miała na imię?51Marisa, rozległ się szept w jej głowie.Stała w bezruchu, wzrok miała utkwiony w lalce, serce waliło jej w piersi jak młot.- Bądz poważna - skarciła się głośno, żeby odegnać niepokój.- To zwykły zbieg okoliczności.Zrobiła minę do lustra i weszła do garderoby.Okna zakrywały grube zasłony.Lisa poczuła się nieswojo,wchodząc w półmrok, więc szybko zapaliła światło.Uklękła obok lalki, którą bawiła się z radością przezwiele lat, a dziś czuła przez nią ciarki na plecach.Zachowujesz się jak idiotka, powiedziała do siebie zawstydzona.Nie pomogło.Miała Katrinę od zawsze, nawet nie wiedziała skąd.Teraz przyglądała się jej z rosnącąobawą.Lalka wyglądała jak malutka dziewczynka o różowej buzi i dużych niebieskich oczach okolonychgęstymi rzęsami.Ostrożnie dotknęła gładkiej twarzyczki, w wyobrazni wyświetlały jej się sceny zhorroru o lalce Chucky.Poczuła pod palcami chłodny plastik.Ten gest pomógł jej opanować rozszalałąwyobraznię: nie siedziała przed nią zabalsamowana Marisa Garcia, lecz dobrze znajoma ukochana lalka.Uff, odetchnęła z ulgą.Przez kilkanaście sekund trzymała powietrze w płucach.Nie była w pełniświadoma, czego właściwie się przelękła.W każdym razie zupełnie niepotrzebnie.Tylko że strój Katriny wyglądał identycznie jak ubranie dziewczynki ze zdjęcia.Unikając niewidzącego spojrzenia plastikowych oczu, Lisa dotknęła sukienki.Aksamit był w dobrymgatunku, gruby i miękki.Fartuszek wyglądał na ręcznie haftowany.Dobrze, że zabrała ze sobą akta,postanowiła teraz do nich zajrzeć.Wróciła z sypialni i klęcząc obok Katriny, zaczęła ją porównywać zdziewczynką na zdjęciu.Oczy rozszerzyły jej się ze zdumienia.5Podobieństwo między lalką i dziewczynką było zdumiewające, wręcz niewiarygodne.Z pewnością należało je przypisać niewyraznej fotografii.Nie sposób było na przykład stwierdzić,jakiego koloru miała oczy dziewczynka ani czy na fartuszku jej sukienki widnieje wzorek zbiało-niebieskich kwiatków na zielonych łodyżkach, taki jak na fartuszku Katriny.Lisie wydało się towątpliwe.Skóra Marisy różniła się odcieniem od kremowej karnacji lalki, jej sukienka także byławyraznie ciemniejsza, za to każdy szczegół kroju zdawał się identyczny.Serce Lisy biło jak oszalałe.Wez się w garść, powiedziała sobie.Zwykły zbieg okoliczności, nic więcej.Cóż w tym dziwnego, że lalkę ubrano zgodnie z dziecięcą modą? Takie sukienki zapewne nosiływszystkie dziewczynki w czasie, kiedy kupiono jej Katrinę.A skoro tego nie pamiętała, sama musiałabyć bardzo mała.Lalka miała przypominać prawdziwe dziecko.To logiczne, że dostała modną sukienkę.Prawdopodobnie było wtedy w sprzedaży tysiące takich zabawek.Mimo że logika tego wywodu w pełni ją zadowoliła, Lisa dokładnie obejrzała Katrinę, szukając nazwyproducenta i metki na sukience.Nagle niemal podskoczyła do góry na dzwięk Piątej SymfoniiBeethovena.47Telefon miała w torebce, torebkę w sypialni.Odłożyła lalkę i poszła odebrać połączenie.- Muszę odwołać piątkowy lunch.Głos w słuchawce należał do ojca Lisy.C.Bartlett Grant był szanowanym sędzią.Mieszkał wekskluzywnej dzielnicy największego miasta Kentucky, Louisville, sto kilometrów od Grayson Springs
[ Pobierz całość w formacie PDF ]