[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chase westchnął, chocia\ kąciki ust nie przestawały unosić mu się w uśmiechu, jakby je ktośłaskotał.Ofelia zmarszczyła brwi.- Gdzie mamy szukać Derricka, \eby powiedzieć mu, \e czeka na niego robota?Stephen, który opierał się o furtkę z \erdzi, wyprostował się i chwycił za kule.- Będzie w bibliotece, na pewno tam czyta.Sam go przyprowadzę.Harriet skinęła głową i popatrzyła na Ofelię i Sophię.- Pomó\cie matce posprzątać po lunchu.Chase i ja pójdziemy do stodoły naostrzyć no\yce i wszyscy119spotkamy się tu za godzinę, kiedy parobcy przypędzą następną partię owiec.Siostry pokiwały głowami i odbiegły, po drodze śmiejąc się i rozmawiając.Harriet patrzyła za nimi, wcią\ jeszcze chciało jej się śmiać.Pozbierała no\yce i ruszyła w stronęstodoły.Chase zrównał z nią krok.Kiedy podeszli do wrót, ukradkiem na niego spojrzała.Maszerował u jej boku, koszulę miał otwartąpod szyją, rękawy podwinięte, słońce ju\ opaliło go na jasnobrązowy kolor.Wiatr bawił się jegowłosami i zwiewał mu je na czoło.Uświadomiła sobie nagle, \e wygląda inaczej ni\ ten mę\czyzna, którego znalazły w lesie, i zaczęłazastanawiać się, dlaczego.Nie miał takiej posępnej miny.Tak gniewnej.- Czy jest pan szczęśliwy?Popatrzył na nią.- Szczęśliwy?Nie zamierzała wypowiedzieć tego pytania na głos.Ale skoro ju\ to zrobiła.- Tak.Czy jest pan szczęśliwy? To dosyć proste pytanie.- Nie wiem.Nie zastanawiałem się nad tym.- Wydął wargi.Panna Ward starała się im nieprzyglądać, ale nie zdołała się powstrzymać.To te wargi ją całowały, poznawały, podbiły ją bezreszty, nigdy sobie nie wyobra\ała, \e potrafią pieścić na tyle sposobów.Zauwa\ył jej spojrzenie i oczy mu natychmiast pociemniały.Pochylił się i szepnął Harriet do ucha:- Niech pani tak na mnie nie patrzy, je\eli nie jest pani gotowa ponieść konsekwencji.Powiedział to takim tonem, \e Harriet dreszcz przeszedł po plecach.- Wcale nie patrzyłam na pana w \aden szczególny sposób.- Nie?- Nie.Chase wysunął rękę, objął ją w talii i jednym szarpnięciem wciągnął do stodoły.No\yce posypały sięna ziemię.Harriet zdą\yła tylko mrugnąć, a Chase ju\ zamknął wrota i opuścił cię\ką antabę.Potem oparł się o wrota, a usta wykrzywiły mu się w szelmowskim uśmiechu.- Teraz mam cię.Dokładnie tam, gdzie chciałem.23Wyje\d\amy, jak tylko się rozjaśni.I bardzo mi przykro z powodu twojego nowego dywanu.Pan Devon St.John do swego brata Marcusa,markiza Treymount, w Treymont House w Mayfair- Co.co pan robi? - zapytała Harriet; obiekcje i podniecenie walczyły w niej ze sobą o lepsze.- Chcę mieć pewność, \e nikt nam nie będzie przeszkadzał.- Chase sprawdził raz antabę, potemodwrócił się i podszedł do panny Ward.Pod jego butami trzeszczało rozsypane na podłodze siano,mięśnie na udach napinały się za ka\dym krokiem.Niech ją nieba mają w swej opiece.nikt inny na świecie nie ma tak pięknych ud.Na wspomnienie,\e obejmowała te uda swoimi, oczy same jej się przymknęły i przebiegł ją gorący dreszcz.Chase podszedł i przesunął palcem po jej policzku.- Od pierwszego dnia, kiedy się u was pojawiłem i twoje rodzeństwo zaczęło we mnie wmawiać, \eupodobałem sobie tę stodołę, chciałem ją odwiedzić razem z tobą.Chwycił za wiązadła kapelusika Harriet.Oplótł palce niebieskimi, spłowiałymi wstą\kami, a potemdelikatnie przyciągnął dziewczynę bli\ej do siebie.Oczy Harriet się rozszerzyły, odchyliła się i jedną ręką przytrzymała kapelusik.- Ja.to chyba nie jest konieczne.Była zgrzana, suknię miała w nieładzie, kosmyki włosów wymykały się jej spod nakrycia głowy ilepiły do wilgotnych policzków i szyi.Zarumienioną skórę pokrywała podobna do rosy wilgoć, któraa\ się prosiła, by jej pokosztować.Chase nigdy jeszcze w \yciu nie znalazł się równie blisko kobiety zaanga\owanej w tak cię\ką podwzględem fizycznym pracę.Pociągnął nieco mocniej za wiązadła.Harriet przysunęła się z oporami okrok bli\ej, a on puścił jedną z wstą\ek i wolną ręką pogładził ją po policzku.- Jesteś niewiarygodna.120Powietrze wokół nich zgęstniało, stę\ało, wydawało się, \e od upału ziemia zwolniła obroty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]