[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie masz nawet co o tym marzyć.I ty, i Branson będziecie pili herbatę.Koniec dyskusji.Zapraszam do salonu.- Mówię ci, mój chłopcze, to już totalna klęska.Nie maszans, żeby człowiek wyżebrał u tej kobiety choćby kropelkęwhisky, chyba że wieczorem.A i wtedy naleje ci tyle, co kotnapłakał.204 NORA ROBERTS- Nic nie szkodzi, panie Danielu.Herbata mi wystarczy.- Tobie może tak, ale mnie na pewno nie.- Chyba jednak będzie pan musiał obejść się smakiem.Zresztą obydwaj powinniśmy mieć jasny umysł, bo mam ważnąsprawę do obgadania.- Jak tu mieć jasny umysł, skoro ta kobieta nie chce daćmi whisky? - westchnął Daniel, po czym wygodnie rozsiadłsię w fotelu przy kominku i zaczął gładzić swoją długą, białąbrodę.- Mówisz, chłopcze, że chcesz ze mną pogadać.A cóżto się stało?- Jakby to panu powiedzieć.No dobrze, powiem tak:okazuje się, że intuicja nie zawiodła Amelii.- Amelii mówisz.- Stary spojrzał na niego wzrokiemniewinnym jak u dziecka.- A, prawda, przecież ona ci pomagapisać tę twoją książkę.No i jak wam idzie?- Co? Jej pomoc czy mi pisanie?- I to, i to.- Jeśli chodzi o pomoc, to miał pan stuprocentową rację.Amelia jest prawdziwą kopalnią złota, a raczej fachowejwiedzy.- A nie mówiłem, że to mądra dziewczyna? Zresztą, mato po babci.- Z pana też lepszy spryciarz. Idz do niej do szpitala,chłopcze.Amelia jest osobą, której szukasz" - zacytował słowaDaniela.- A co, nie jest? - zapytał stary niewinnie.W duchu pomyślał sobie, że z tego Bransona jest łebski gość, skoro odrazu pojął, w czym rzecz.Zresztą gdyby taki nie był, Danielna pewno nie wybrałby go dla swojej wnuczki.Branson mocniej oparł się o fotel.- Myśli pan, że pański plan się powiódł? - zapytał.- Pewnie wydaje się panu, że pani doktor przyjęła mnie z otwartymiramionami i teraz spodziewa się pan podziękowań za to, żerzucił mnie pan do jej stóp?Siostry z klanu MacGregor 205- Chcesz wiedzieć, co myślę? Ano myślę, że wszystkow twoich rękach.- Danielu, coś ty znowu zrobił? - zapytała Anna, którapojawiła się w salonie z ruchomym stolikiem, na którym stałyfiliżanki i czajniczek do herbaty.- Nic, moja droga.Absolutnie nic.- Niech pani go nie słucha - zaprotestował Branson.- Pani mąż postanowił wyswatać mnie z waszą wnuczką.- Z naszą wnuczką? Z którą? - spytała zdezorientowanaAnna.- Z Amelią- Danielu! - odezwała się do męża w sposób, w jaki zwyklemówi się do nieposłusznego dziecka.- Tyle razy prosiłam cię,żebyś nie robił takich rzeczy.Przecież nie raz rozmawialiśmyo tym, że nie wolno wtrącać się w sprawy naszych dzieci.- A czy ja się wtrącam? W końcu co wielkiego się stało?Dzięki mnie Amelia poznała porządnego, mądrego chłopaka.Czy to zbrodnia? Zresztą Branson miał do niej interes, więcnie rozumiem, o co tyle krzyku.- O intrygę - wtrącił Branson, ale w jego głosie nie słychać było gniewu.- O wścibstwo - dodał.- Choć powiemszczerze, że tym razem nie mam o to pretensji.Wręcz przeciwnie, nawet jestem zadowolony.- A widzisz! - zawołał Daniel tryumfalnie, ale szybko sięzreflektował, że być może za wcześnie odkrywa karty, bo zarazzrobił obrażoną minę i gniewnym głosem oznajmił: - Przestańcie mnie, proszę, oskarżać o wścibstwo, intrygi i co tamjeszcze chcecie!- Ależ Danielu, uspokój się! Wiesz przecież, że lekarz zabronił ci się denerwować.- Anna łagodnie położyła dłoń naramieniu męża.- Do diabła z lekarzami! Kto by ich słuchał! A nasza Amelia to dziewczyna jak złoto.Mądra, porządna, pracowita, no iz doskonałej rodziny.206 NORA ROBERTS- Nie musi pan jej zachwalać - wtrącił Branson chłodno- mam tylko nadzieję, że nie będzie pan próbował reklamowaćmnie w podobny sposób.Naprawdę nie chciałbym, żeby panwszystko popsuł, zanim zdążę cokolwiek zdziałać.- Patrzcie no! Zanim zdąży cokolwiek zdziałać! - Rozzłoszczony Daniel uderzył pięścią w poręcz fotela.- Miesiącminął, a on mi tu mówi, że jeszcze nic nie zwojował! Coś tyrobił przez cały ten czas?- Danielu, tego już za wiele! - Anna była wyraznie poirytowana porywczością męża.Długoletnie życie z krewkimSzkotem nauczyło ją jednak, że tylko cierpliwością można goposkromić, dodała więc znacznie bardziej spokojnym tonem:- Dlaczego nie zostawisz Bransona w spokoju?- Zostawić go w spokoju? Widzisz przecież, co się dzieje!Miesiąc mija, a on ciągle w lesie! Jak tak dalej pójdzie, tobędę musiał żyć sto lat, żeby wreszcie doczekać się jakichśrezultatów!- %7łyczę panu i dwustu lat, ale prawdę mówiąc, przyszedłem tutaj właśnie po to, żeby nie musiał pan tak długo czekać.- No widzisz! - zwrócił się Daniel do żony.- No więc mówże wreszcie, drogi chłopcze, o co chodzi! - ponaglił Bransona.- Pańska wnuczka nie chce współpracować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]