[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabawne, jak szybko obce słówka wchodzą do mowy potocznej.Rycerz czy nie, to bez znaczenia.Gdy uzbrojony po zębyosobnik używa określenia złowrogi w stosunku do twojej osoby,wypadałoby chociaż z nim porozmawiać.Lekceważenie mogłobysię skończyć zbrojnym najazdem całej drużyny jemu podobnychbohaterów.169Zszedłem po schodach i włożyłem ciemny płaszcz z kapturem.Spodziewałem się, że to, co się za chwilę zdarzy, będzie przed-miotem plotek przynajmniej przez kilka najbliższych dni.Możetygodni.Czuję się lepiej, wiedząc, że gdy jakiś wieśniak w karcz-mie będzie snuć o mnie opowieść, nie powie: i wtedy mag wy-szedł z wieży w podartych portkach i tunice poplamionej sosem.Przypasałem do pasa miecz.Pokryty runami gladius był mi bli-ski jak łuk Amorowi.Nie lubiłem nieporęcznego kostura, nieużywałem też topora bardziej pasującego do krasnoluda czy nieo-krzesanego barbarzyńcy.Za to regularnie ćwiczyłem posługiwaniesię mieczem.Szczerze mówiąc, radziłem sobie średnio, lecz gla-dius miał w sobie tyle magii, że właściwie walczył sam.Może tonieuczciwe, ale moim celem było pokonanie przeciwnika, a nieotrzymanie pucharu dla najszlachetniej walczącego maga.Taki puchar, jak przypuszczam, przyznawany jest pośmiertnie.- A więc opuściłeś mroczną kryjówkę, złowrogi sługo ciem-ności - odezwał się rycerz, gdy tylko przekroczyłem próg.- Nie jestem niczyim sługą, coś ci się pomyliło - odparłem.-A kryjówka, jak nazywasz mój dom, wcale nie jest mroczna,dbam, żeby była dobrze oświetlona.Oliwę w lampach wymieniamczęsto.Usłyszałem kilka stłumionych parsknięć.Chichotali erseńczy-cy, którzy jak zawsze znalezli się tam, gdzie działo się coś cieka-wego.Wśród kupców, chłopów i rzemieślników zobaczyłem teżchudą postać w długich szatach kapłańskich.Tak, to by wielewyjaśniało.Nie dostrzegłem twarzy kapłana, ale spodziewałem sięnajgorszego.- Jestem tu po to, żeby cię zniszczyć, sługo ciemności - mó-wił rycerz, już mniej pewnym głosem.170Przyjrzałem mu się bliżej.Lśniąca zbroja, wysoki, spod unie-sionej przyłbicy spoglądały niebieskie oczy należące do młodegochłopaka.Góra dwudziestolatka.- Nic do ciebie nie mam, nie znam cię.Dlaczego zakłócaszspokój mojego domu?- Milcz, plugawy czarowniku.- Do rozmowy włączył się in-ny głos.Należał do łysego kapłana, który stanął obok rycerzyka.- Kapłan Gorobis, jak miło.- Uśmiechnąłem się, rozpoznającbrodatą twarz mojego największego utrapienia.- Jak widzę, wciążchcesz się mnie pozbyć.Mruknął coś pod nosem.Pewnie nic miłego.Naprzykrzał mi się od dawna.Oskarżał o wszystko, co zdarzy-ło się we wsi.O zdechłą na polu krowę, o suszę, o wylewy rzeki.Nawet o to, że rzuciłem urok na starego Brona, który po przyjściudo domu dotkliwie pobił żonę.Na szczęście erseńczycy swój ro-zum mieli.Wiedzieli, że nie jestem winny złych rzeczy, a urok,który spadł na Brona, nazywał się pijaństwo i bynajmniej nie zo-stał rzucony przeze mnie.Jednak nie lekceważyłem grózb Gorobisa i jego wpływu namieszkańców Ersen.Wielu magów, kapłanów, a nawet książątskończyło przebitych widłami przez ludzi, niższego stanu , któ-rych wcześniej mieli w głębokim poważaniu.Na odwiedzinywściekłego tłumu z pochodniami ochoty nie miałem, dlatego sta-rałem się mieć dobre relacje z mieszkańcami.Gorobis, starszy ode mnie o co najmniej dekadę, nie był głupi.Gdybym go lubił, mógłbym nawet powiedzieć o nim: wyjątkowosprytny i inteligentny.Próbował różnych sztuczek, by podkopaćzaufanie, jakim mnie darzyli ludzie z miasteczka.171- Gorobisie, może przedstawisz mi swojego towarzysza.Niepojmuję, dlaczego jest do mnie negatywnie nastawiony - powie-działem uprzejmie.- To jest szlachetny rycerz Helbert Winham z rodu Serdanów.Przyjechał tu aż z Nyrs, aby ciebie zniszczyć.- Miło mi.Jestem Klavres z Irrum, mag, przez niektórychzwany złowrogim czarownikiem.Znów usłyszałem parsknięcie.Kapłan surowo spojrzał na tłumgapiów, który się powiększył od chwili, gdy przestąpiłem prógwieży.Byłem zaskoczony, że tylu erseńczyków zdecydowało sięna wędrówkę przez las, tylko po to, by zobaczyć wątpliwej jakościspektakl.Cóż, ich ciekawość po raz kolejny zatriumfowała nadlenistwem.- Ukrócę twoje mroczne praktyki - oświadczył Helbert.- Jakie mroczne praktyki? Możesz podać przykład?- Lista jest długa - wtrącił kapłan.- Ale dość już gadania, za-bij go! - Ostatnie słowa wysyczał, patrząc rycerzowi prosto woczy.- Wyzywam cię na pojedynek.- Helbert wyciągnął miecz.- Tak po prostu? Bez żadnego powodu?Zawahał się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]