[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takie metody są nam obce.Chcemy jedynie ustrzec nierozsądnych przed represjami izawczasu izolować ich, przynajmniej w pierwszej fazie zaludniania planety, od osadników,których mogliby próbować nastrajać wrogo do nas.Wskazując niektóre osoby, działałbyś wich interesie.Podsunął mi plik kart ewidencyjnych.Przejrzałem je raz i drugi.To, co mówił, było dośćprzekonujące.Taki na przykład Letto albo mój komandor.Na pewno nie powstrzymaliby sięod głośnego komentowania wydarzeń wobec osadników.Po cóż wywoływać gniewrebeliantów, który skieruje się przeciwko całej naszej grupie? A z drugiej strony.Pewnamyśl przyszła mi wtedy do głowy i to przechyliło szalę: jeśli teraz wzbudzę zaufanieprzywódcy buntu, nie krzywdząc przy tym nikogo z naszych, to być może, uda mi sięnawiązać z nimi jakąś bliższą współpracę, która w przyszłości może zaowocować dla naszegowspólnego dobra."Jedynka" dał mi do zrozumienia, że uważa mnie za gotowego do zgodnego współdziałania.Niech tak myśli nadal! Dam mu dalsze dowody dobrej woli, wkradnę się w jego zaufanie i -pozornie, lecz tylko ja będę o tym wiedział - spróbuję zadeklarować pełne poparcie dla nich.- Taak.- powiedziałem, odkładając na bok kilka kart ewidencyjnych - Myślę, że niektórzy.jeszcze nie pozbyli się pewnej niechęci do waszych zamierzeń.Wierzę jednak, żeprzekonamy ich wspólnie o słuszności tej drogi.Brodacz przewertował wybrane przeze mnie karty.- No, tak.- mruknął.- To by się mniej więcej zgadzało.Odetchnąłem z ulgą.Widać nie ja pierwszy udzieliłem podobnych informacji.Inni przedemną też byli podobnego zdania, uznali pewne racje nadrzędne.Czy im także.obiecywanocoś za to? W każdym razie pozbyłem się tego cienia skrupułów, który przyćmił moją duszę wchwili, gdy wskazywałem najbardziej niespokojnych towarzyszy.To, o czym zamyślałem,wymagało wszak pewnych poświęceń, gry, nawet narażenia się na niechęć ze stronypozostałych kolegów.Aby ponownie zapanować nad sytuacją, powinniśmy wejść międzybuntowników, uplasować się możliwie blisko ich bunkra, zdobyć ich zaufanie, by następniepokonać ich od wewnątrz, gdyby ich rządy okazały się nie do przyjęcia.Albo - wpływać naich poczynania, jeśli ich władza się utrzyma.Za każdą cenę nie wolno dopuścić, aby odsunęlinas wszystkich na margines społeczeństwa, które ma powstać na tej planecie.Trzeba zdobyćjak najwięcej spośród owych zarezerwowanych dla nas dziesięciu numerów, bo jeśli nie myzajmiemy pozycje, zajmą je bardziej przedsiębiorczy spośród osadników.A wówczas niewiadomo, czy ktokolwiek zadba o zabezpieczenie interesów naszej grupy - grupy, którabędzie wszak pod szczególną obserwacją nowej władzy.Gdy wieczorem tego dnia zostaliśmy znowu sami w zamkniętym baraku, rozmowy nie kleiłysię jakoś, większość towarzyszy milczała, jakby, przetrawiając coś w myślach.- Myślę, że nie będziecie mi mieli tego za złe.- zaczął w pewnej chwili Martins, lekarz zzałogi Gammy.- Zgodziłem się asystować przy witalizacji.Zwrócili się z tym do mnie a japomyślałem, ze to jednak mój obowiązek, niezależnie od sytuacji.Chociaż nie jestempewien, czy powinienem im pomagać.Być może lepiej by było.odwlec moment wi-talizacji, ale obawiałem się, że mogą zacząć na własną rękę, a o ile wiem, nie ma wśród nichlekarza, mogłoby dojść do komplikacji.Kilka głosów równocześnie zaczęło zapewniać Martinsa, że postąpił słusznie.Byłem tegosamego zdania.Po tak długim okresie anabiozy wielu spośród osadników mogło potrzebowaćpomocy medycznej.- A mnie zaproponowali pomoc przy ewidencji i sprawdzaniu kartotek.Przydzielili mnie dopomocy Fremonowi.Sądziłem, że dobrze będzie trzymać rękę na pulsie.Kolejność, w jakiejbędą selekcjonować ludzi do witalizacji, może nam dać pewne informacje o ichzamierzeniach - powiedział Rowan.Nikt z pozostałych nie zgłosił i w tym przypadkużadnych zastrzeżeń, więc poczułem się rozgrzeszony przed sobą samym z moich zamiarów,do których jednakże nie przyznałem się głośno, bo to oznaczałoby dekonspirację już nasamym wstępie.Wciąż przecież nie byliśmy pewni, czy wśród nas nie znajduje się jakiśszpicel rebeliantów.Następnego dnia z samego rana wywołano jedenastu spośród nas i wyprowadzono z baraku.Był wśród nich admirał, pilot Letto, komandor z Alfy.Pózniej nie widywaliśmy ich napółwyspie i nie mieliśmy przez długi czas pojęcia, dokąd ich odkomenderowano.Zostało nas w baraku dwudziestu czterech.Mnie i kilku innych jeszcze tego samego dniaprzydzielono do pomocy przy witalizacji.W tym celu poprowadzono nas pod strażą sześciuuzbrojonych buntowników do miejsca, gdzie zgromadzone były zasobniki z ludzmi.Wczasie, gdy ja, Martins i jeszcze dwóch spośród załogi uruchamialiśmy urządzeniawitalizujące, Rowan pomagał Fremonowi w wybieraniu z kartoteki pierwszych kandydatówdo witalizacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]