[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy działa u ciebie ogrzewanie? -Zerknęła do wnętrza pokoju.Ray nie odpowiedział, tylko minął ją, wszedł do jej pokoju i przekręcił coś przy kaloryferze pod oknem.- Wystarczy zamknąć wentyl - powiedział, po czym dodał, żeby zapukała do niego, kiedy będzie gotowa.- W porządku - mruknęła, gdy została sama.- Więc nie znam się na kaloryferach.Wielkie rzeczy.Włączyła telewizor i dowiedziała się, że w Filadelfii na stacji metra ewakuowano cały pociąg w godzinach szczytu zpowodu domniemanego zamachu bombowego.Fałszywy alarm.Napięta sytuacja na Bliskim Wschodzie.Samobójczyzamach w Jerozolimie.DOW spadał, Nasdaq poszedł o dziesięć punktów do góry.Nad środkowe stany nadciągał frontarktyczny, ale w Orlando było osiemnaście stopni.Avalanche wygrało w Detroit z Redwings.Wyłączyła telewizor i spojrzała na zegarek.Do spotkania z Allie została jeszcze godzina.Co robi teraz Ray? Dzwoni doAspen? Drzemie? Czyści rewolwer?Nie, ma już dość, pomyślała.Nie zastrzeli nikogo z zimną krwią.Bez względu na to, co mówi.Lepiej w to uwierz,powiedział.Cóż, nie uwierzyła.Może nie zna się na ludziach, ale w tym przypadku była pewna.Nie zrobiłby tego.Rozumiała, że pragnął zemsty, zemsty za to, co stało się Kathleen, która była kimś więcej niż tylko jegowspółpracownikiem.Każdy chciałby zemsty.Ale Ray nie pociągnąłby za spust.Był zbyt.zbyt zasadniczy.Wzięła szkicownik i usiadła po turecku na łóżku z ołówkiem w dłoni.Często rysowała dla zabicia czasu.Uspokajało jąto.Choć ostatnio było inaczej.Nie rysowała tak często jak kiedyś.Tym razem jednak nie miała zamiaru narysowaćportretu gwałciciela.Zaczęła szkicować kształtną głowę Raya.Uszy.Przeszła do twarzy.Długi nos, wąskie usta, niewielkie zagłębieniepośrodku dolnej wargi.Poważne, migdałowe oczy pod ciemnymi brwiami.Kości policzkowe i mocno zarysowana liniabrody.Zaznaczyła nawet bliznę na szyi, zastanawiając się, gdzie się kończy.Włosy, gęste i lekko falujące.Kilka siwych pasemek na skroniach.Od czasu do czasu przekrzywiała głowę i zagryzaładolną wargę, odsuwając rysunek, żeby lepiej mu się przyjrzeć.Niezle.Właściwie całkiem dobrze.Rysowanie portretuRaya sprawiło jej przyjemność, odczuła nawet pewną ulgę.Jego twarz tkwiła w jej umyśle od wielu dni.Brakowało tylkokoloru.Ray miał lekko złotawy kolor skóry, który podkreślał błękit oczu.Włosy w odcieniu głębokiego brązu pięknieharmonizowały z jego karnacją.Nawet przyprószone na skroniach siwizną.Niestety, rzadko używała koloru, na ogółrysowała ołówkiemRay był naprawdę przystojny.Nawet kiedy marszczył brwi.Wtedy wyglądał trochę groznie, jak ktoś, komu lepiej niewchodzić w drogę.Jeszcze raz spojrzała na szkic, a potem na zegarek; zostało trochę czasu do wyjścia.Przewróciła kartkę i zaczęłarysować całą sylwetkę.Ray, tak jak go sobie wyobrażała.Długie, kształtne nogi i ręce, wąskie biodra, płaski brzuch,szerokie ramiona, twarde mięśnie klatki piersiowej.Zaznaczyła włosy na klatce, wiedząc, że to tylko czyste domysły, apotem cienką linię włosów schodzącą w dół brzucha.Nie miała zamiaru rysować reszty, choć na studiach częstorysowała akty, także męskie.Przyjrzała się swojej pracy.Tak, to był Ray.Uchwyciła nawet charakterystyczne zmarszczenie brwi.Wydarła kartkę ze szkicownika i odłożyła na bok.Wstała, przeciągnęła się, a potem otworzyła walizkę, wyjęła z niejkosmetyczkę i poszła do łazienki.Umyła twarz i zęby i ponownie nałożyła makijaż.Rozpuściła włosy, cały dzień spiętesrebrną klamrą, i przeczesała je szczotką.Tak, tak będzie wyglądała lepiej, łagodniej.Spojrzała na zegarek.Jeszcze dwadzieścia minut.Boże, miała nadzieję, że czegoś się dzisiaj dowie.Kirstin miała coraz50mniej czasu.Muszą szybko zdobyć jakieś informacje.Dni mijają.Dni, które Kirstin liczy, modląc się o ratunek.Janeczuła, że przytłacza ją ciężar odpowiedzialności.Czuła się tak, jakby chciała zatrzymać czas.Rozpaczliwie szukałaklucza, który pozwoliłby jej zatrzymać jego rozpędzoną maszynerię, ale nie mogła go znalezć.Wzięła głęboki oddech iprzyłożyła dłonie do czoła.Znajdą Kirstin.Muszą ją znalezć.Znowu popatrzyła na portret Raya.Po co w ogóle go narysowała? Nigdy nie próbowała narysować Alana.Patrzyła naportret i pomyślała, że mimo zmarszczonych brwi Ray wygląda sympatycznie.Udało jej się uchwycić wyraz cierpienia wjego oczach.Tak, to Ray.Ray, który nie wierzył w jej zdolności.Miała słabość do silnych, zranionych mężczyzn.Najpierw Alan, ojciec zamordowanego dziecka, zmiażdżonyniewyobrażalnym nieszczęściem, opuszczony przez żonę.Teraz Ray Vanover.Musiała przyznać, że za bardzoobchodziło ją jego cierpienie.Gdyby tylko jej na to pozwolił, zrobiłaby wszystko, żeby mu pomóc.Boże, kogo właściwie próbowała oszukać? Ray prawdopodobnie nadal kocha kobietę, która zginęła w Seattle.KathleenBachman.Była jego kochanką, kobietą, którą zamierzał poślubić.Jak mogła sądzić, że zdoła mu pomóc?Próbowała poprzedniego dnia po kolacji.Na samą myśl o tym ogarnął ją Wstyd.Dotknęła jego policzka, pocałowałago.Przez chwilę miała wrażenie, że odtajał, jego twarz złagodniała, ciało odruchowo pochyliło się ku niej.Ale ta chwilaszybko minęła.Dlaczego zrobiła coś takiego? Co chciała uzyskać?Znowu spojrzała na portret.Dlaczego nigdy nie narysowała portretu Alana?Sięgnęła po komórkę i wystukała numer Alana.Odebrał po trzecim sygnale.Usłyszała jego głos.Ukochany głos.Odrazu poczuła się lepiej.- Jane - powiedział - miło cię słyszeć.Jej serce zaczęło śpiewać z radości.- Gdzie jesteś?- Och, nie w Aspen.Przyleciałam wczoraj do Los Angeles z agentem FBI, który pracuje nad porwaniem Kirstin.Terazjestem w Mammoth Lakes.To znaczy właściwie w miasteczku, które nazywa się Tom Place.Kilka kilometrów odMammoth.Tam nie dostalibyśmy pokoi w hotelu.- Próbowałem dowiedzieć się czegoś o sprawie od Caroline, ale ona niewiele wie.Nastąpił jakiś przełom? Udało ci sięcoś wydobyć ze świadków?- Trochę.Niestety, niewiele.- Opowiedziała mu o złamanym nosie, kolczyku i czerwonej furgonetce.- Ale to za mało,Alan.Pomyślałam więc, że mogłabym spotkać się jeszcze raz z Allie Sanchez i.- Ile to już lat? Pięć, sześć? Sam nie wiem, Jane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]