[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć stale otaczał ją tłum wielbicieli,nie wyszła ponownie za mąż.Słuchając historii jej życia, dziewczyna zawsze płakała. Zaczekajna prawdziwą miłość powtarzała babka. Nie zadowalaj się namiastkami.Właśnie od niej Tess się nauczyła, co to znaczy dawać sobie radę w życiu.By zarobić nautrzymanie, Babusia zatrudniła się w fabryce butów w Lynn.Całe jej życie było ciągłą walką oprzetrwanie, a od jedenastu lat cierpiała na raka płuc.Właśnie mijał osiemdziesiąty szósty rok jejziemskiej wędrówki.Dwa razy lekarze musieli się chwytać drastycznych środków, by zawrócićstaruszkę z progu śmierci, i za każdym razem zostawało w niej trochę mniej życia.Ostatnio przyłóżku pojawił się malutki znaczek NR nie reanimować".W pojęciu Tess Babusia nadal była nieugięta i w ogóle się nie zmieniała.Zagorzałazwolenniczka demokratów, trzymała na gzymsie kominka wygniecione i pożółkłe zdjęcie trzechmłodych braci Kennedych, wycięte z Boston Globe", uwielbiała ploteczki o mężczyznach imimo problemów ze zdrowiem obstawała przy skandalicznym nawyku palenia czerwonychmarlboro.Bywały dni, gdy rozpoznawała Tess.Najczęściej jednak myliła ją ze swoją starszą siostrą,która zmarła w dniu, gdy George Bush pokonał Michaela Dukakisa trzystu dwudziestomapięcioma głosami wyborczymi.Niekiedy wydawało się, że w ogóle nie dostrzega wnuczki.Ot,po prostu wpatrywała się w przestrzeń niewidzącym wzrokiem.Ostatnim ukłonem w stronędumy i szacunku było żądanie, by codziennie wkładano jej wesołą sztuczną biżuterię i jaskrawykapelusz.Teraz tkwiła nieruchomo w bujanym fotelu i wyglądała przez okno. Czego tam wypatrujesz, Babusiu? spytała Tess.Z pokoju roztaczał się widok nawyasfaltowany parking; na ogrodzeniu przysiadł ptaszek. Przyglądasz się wróblowi?Staruszka uśmiechnęła się i na dłuższą chwilę zamknęła oczy. Jak sobie radzisz? Czy pan Purdy nadal cię prześladuje? Wspominałaś, że to prawdziwyzboczeniec.Znowu cisza.A więc tak to wygląda.Długie, trudne życie i w nagrodę coś takiego.Lata samotnej walki.Tess obiecała sobie, że nie skończy w ten sposób.Odejdzie w blasku chwały.Nie chciała powoligasnąć.Gorzej być nie mogło. Babusiu, przyszłam się pożegnać.Wypływam w rejs dookoła świata, pamiętasz? Zamilkła, utkwiła wzrok w naszyjniku z kolorowymi szkiełkami. Przywiozę ci biżuterię zDalekiego Wschodu, chcesz?I tym razem nie doczekała się reakcji. Babusiu, czy wiesz, że jestem przy tobie? spytała. Tak, na pewno wiesz.W pokoju panowała niczym niezmącona cisza.Staruszka wydęła usta, wokół warg pojawiłysię promyki zmarszczek. Oczywiście odparła zwięzle.Po raz pierwszy od długich miesięcy dała znak, że dostrzegaobecność wnuczki, i Tess zaniemówiła ze zdumienia. Dobrze się czujesz, kochanie? spytała.A wnuczka nadal nie mogła znalezć słów.Babusia spojrzała na nią przytomniej. Wszystkobędzie dobrze, dziecko.Niedługo się spotkamy.Powieki jej opadły, głowa pochyliła się lekko.W następnej chwili już pochrapywała.Tesswstała i ucałowała babcię w upudrowany policzek. Kocham cię, Babusiu.Do zobaczenia.TrzynaścieCharlie puścił linę i wyleciał w górę.Wyprostował się, wciągnął powietrze i zanurkował wchłodną wodę.Wystarczyło parę mocnych ruchów nóg, by znalazł się na torfowym dnie.Przytrzymał się jakiegoś kamienia i słuchał bulgotania uciekających bąbelków powietrza orazbicia swojego serca.Zdążył do lasu tuż przed zmierzchem, ale opanowało go jakieś dziwne, nieznane dotąduczucie.Popadł w konflikt z samym sobą, bo nagle zdał sobie sprawę, że najchętniej pożyczyłbyod Joego łódz i zaprosił Tess na wycieczkę o zachodzie słońca.Odkorkowałby butelkę dobregowina, a potem włączył motor i zabrał dziewczynę na kolację do Manchesteru.A przecież nic z tego, ponieważ musiał dotrzymać obietnicy i odprawić codzienny rytuał.Wobec tego najpierw trochę porzucali z Samem piłką, a następnie pływali w stawie, któryCharlie sam wykopał.Skopiował najmniejsze szczegóły sadzawki z Cat Island: zachowałidentyczne wymiary, znalazł nieomal doskonałą replikę wiszącej tam niegdyś liny, zawiązał najej końcu taki sam potrójny węzeł.Na chwałę najszczęśliwszych dni, gdy byli na obozie letnim zYMCA, a w niebo wzbijały się dzikie kaczki i rybołowy, kiedy skakali do wody, rozhuśtawszysię na starej linie.Dopiero kiedy płuca zaczęły go palić żywym ogniem, puścił kamień i odepchnął się od dna.Wyskoczył nad powierzchnię stawu z głośnym pluskiem.Dopiero gdy wygładziły się zmarszczkina wodzie, usłyszał głos brata: Minuta dwadzieścia dwie! Charlie St.Cloud pobił rekord Waterside!Sam siedział na zwalonym pniu.U jego stóp Oscar drapał się z zapamiętaniem.Niestety, wżyciu po życiu także istniały pchły.W Lesie Cieni właśnie zaszło słońce, spomiędzy gałęzi drzew sączyły się miękkie strumykifioletu.Charlie wyszedł ze stawu i narzucił ręcznik na ramiona.Krótkie spodenki z dżinsu,ciężkie od wody, zsunęły się nisko na wąskich biodrach, końcami nogawek muskając pamiątkępo wypadku krzyżujące się blade blizny nad kolanami.Otarł dłońmi wodę z torsu, a potemenergicznie kręcąc głową, urządził prysznic Oscarowi. Jest tam gdzieś Bibelocik? zapytał Sam. Nie ma.Jakby się pod ziemię zapadł.Bibelocik był żółwiem mieszkającym w sadzawce.Przed trzynastu laty chłopcy wykradli goz niewielkiego akwarium przy samej kasie w sklepie zoologicznym Animal Krackers wGloucester
[ Pobierz całość w formacie PDF ]