[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiem, jak sobie radzić z szumowinami.- Zabijacie!Odwrócił się w jej stronę i poczuła ciepło jego ciała.- Amando, najdro\sza, itak mnie zabiją.Humphries tego chce.Humphries chce, \ebym zginął i nie będziezadowolony, dopóki nie zginę, a ty znajdziesz się na jego łasce.- Ale gdybyśtylko.- Lepiej, kiedy uderzę wtedy i tam, gdzie się tego nie spo-dziewa - rzekł Fuchswyciągając do niej ręce.- W przeciwnym razie zostaje nam tylko siedzieć jakowce i czekać na rzez.- Ale co masz zamiar zrobić? Co.Uciszył ją, kładąc jej palec na ustach.- Lepiej, \ebyś nie wiedziała, kochana.Nie powinnaś brać w tym udziału.Kochali się szaleńczo, z pasją.Poddała się jego namiętno-ści, ale wiedziała, \enawet najdzikszy seks nie odwiedzie go od celu.Miał zamiar zaatakować HSS,zaatakować Humphriesa, dokonać zemsty za popełnione morderstwa.1 dać się zabić.Tego była pewna.Jego upór przera\ał Amandę do głębi.Nie istniało nic, coodsunęłoby go od tego zamiaru choćby na centymetr, pomyśla-ła.Pędzi naspotkanie własnej śmierci.Rankiem trzeciego dnia zobaczyła otrzymaną wiadomość z centrali MUA na Ziemi.NaCeres został wysłany statek ze słu\bami pokojowymi na pokładzie.Ich celem byłozaaresztowanie Larsa Fuchsa i przetransportowanie na Ziemię na rozprawę podzarzu-tem piractwa.Lars uśmiechnął się ponuro, gdy pokazała mu wiadomość.- Piractwo - prawiewypluł to słowo.- On niszczy statki, rabuje i morduje, a oni mówią, \e nie majądowodów.A mnie oskar\ają o piractwo.- Poddaj się im - prosiła Amanda.- Polecę z tobą.Powiem im, \e działałeś wwielkim napięciu.Na pewno to zrozumieją.- A Humphries pociąga za sznurki? -warknął.- Powieszą mnie.Beznadzieja, przyznała Amanda.Fuchs siedział w pustym magazynie Helvetia Ltd, analizu-jąc swój plan z Nodonem.- Wszystko zale\y od ludzi, jakich uda ci się zatrudnić - rzekł.Nodon skinął raz potwierdzająco głową.Dwaj mę\czyzni siedzieli przy biurku zaraz przy wejściu do magazynu; padała nanich pojedyncza plama światła ze świetlów-ki, reszta jaskini pozostawałapogrą\ona w mroku.Półki były pu-ste.Poza nimi nie było nikogo.Dalej, zawejściem, pochylony tunel prowadził do kwater mieszkalnych i pomieszczeń zaparaturą pod-trzymywania \ycia; udając się w innym kierunku mo\na było dojść domagazynu HSS i pomieszczeń recepcyjnych, gdzie odbierano przylatujących isprzęt, i skąd odlatywały loty z Ceres.- Jesteś pewien, \e tym ludziom mo\naufać? - spytał Fuchs, po raz dwunasty tego wieczoru.- Tak - odparł cierpliwie Nodon.- I kobietom, i mę\czy-znom.Większość z nichpochodzi z rodzin, które znam od lat.To ludzie honoru i zrobią, co im ka\esz.- Honoru - mruknął Fuchs.Honor oznaczał, \e ktoś wezmie twoje pieniądze ipopełni zbrodnię, nawet morderstwo, \eby za-robić te pieniądze.Wynajmujępłatnych morderców, pomyślał.Tak samo jak Humphries.Trzeba czynić zło,walcząc ze złem.- Czy oni rozumieją, co mają zrobić?Nodon pozwolił sobie na malutki uśmieszek.- Wiele razy im to wyjaśniałem.Mo\e i nie mówią dobrze europejskimi językami, ale rozumieją,co im powiedziałem.Fuchs skinął głową, prawie zadowolony.Za pośrednic-twem Nodonawynajął szóstkę Azjatów, czterech mę\czyzn i dwie kobiety.Pancho pozwoliła na zabranie ich naCeres frach-towcem Astro, a teraz cała grupa czekała w częściowo wykoń-czonym habitacie,orbitującym wokół asteroidy.Pancho i wszystkich innych poinformowano, \e zatrudniono ich dowykończenia habitatu.Tylko Fuchs i Nodon - i oczywiście sama szóstka - znali prawdę.- Dobrze - rzekł Fuchs, walcząc z napływem wątpliwości, od których a\zabulgotało mu w brzuchu.- O północy.- O północy - zgodził się Nodon.- Musimy to załatwić - dodał Fuchs z sardonicznym uśmiesz-kiem - zanimprzybędzie wojsko.- Załatwimy - rzekł Nodon z przekonaniem.Tak, pomyślał Fuchs, za parę godzin będzie po wszystkim, w tę lub w inną stronę.Miejscem, które najbardziej przypominało na Ceres restau-rację był Pub, zmechanicznymi dozownikami po\ywienia w ką-cie, oferującymi paczkowane przekąski,a nawet dania, które mo\na było podgrzewać w mikrofalówce.Fuchs zaproponował Amandzie wyjście na kolację.W Pu-bie było zwykle głośno, aledziś jakoś wszyscy ucichli; bywalcy sprawiali wra\enie, jakby czekali na coś wnapięciu.Martwiło to Fuchsa.Czy nastąpił przeciek o planowanym ataku? LudzieHumphriesa mogą na nich czekać; mo\e popro-wadzić własnych ludzi prosto wpułapkę.Rozwa\ał wszystkie mo\liwości, udając, \e wybiera swoje danie.Amanda obserwowała go zasmuconymi oczami.- Nie zjadłeś nic przyzwoitego, odkąd wróciłeś z Selene - rzekła tonem bardziejzatroskanym ni\ oskar\ycielskim.- Nie, pewnie nie - próbował beztroskowzruszyć ramiona-mi.- Ale za to dobrze sypiam.Dzięki tobie.Nawet w słabym świetle dostrzegł, \e się czerwieni.- Nie próbuj zmieniaćtematu, Lars - uśmiechnęła się jed-nak, gdy to powiedziała.- Nie zmieniam.Ja tylko.- Mogę się dosiąść?Unieśli wzrok i zobaczyli Kris Cardenas z tacą w dłoniach.- Pewnie, siadaj - rzekła Amanda.- Zapraszamy.Cardenas postawiła tacę na stole.- Straszny tu dziś tłok - oświadczyła, siadając na wolnym krześle między nimi.- Ale jest cicho - zauwa\yła Amanda.- Jak na pogrzebie.- Korpus Pokojuprzylatuje jutro - rzekła Cardenas, wbija-jąc widelec w sałatkę.- Nikogo to niezachwyca.- Ach, tak - odparł Fuchs z ulgą.- Dlatego wszyscy są tacy przygaszeni!- Martwią się, \e to pierwszy krok na drodze do przejęcia - rzekła Cardenas.- Przejęcia? - zdumiała się Amanda.- Kto chciałby przejąć Ceres? MUA?- Albo rząd światowy.- Rząd światowy? Ich władza nie sięga poza geostacjonarną orbitę Ziemi.Cardenas wzruszyła ramionami.- Ale to ich Korpus Pokoju jutro przylatuje.- Po mnie - zauwa\ył ze smutkiem Fuchs.- Co masz zamiar zrobić? - spytała Cardenas.Patrząc prosto na Amandę Fuchs oświadczył:- Na pewno nie będę walczył z wojskiem.Cardenas \uła przez chwilę z namysłem, po czym zauwa\yła:- W Selene walczyliśmy.- Co sugerujesz, Kris? - spytała Amanda z przera\eniem.- Nic.Absolutnie nic.Ja tylko mówię, \e Korpus Pokoju w jego ślicznych błękitnych mundurkach niewystarczy, \eby zmusić cię do powrotu na Ziemię, Lars.Oczywiście jeśli niechcesz z nimi lecieć.- Chcesz powiedzieć, \e powinniśmy z nimi walczyć? - spytała Amanda, głosemzmartwiałym z przera\enia.Cardenas pochyliła się bli\ej i odparła:- Chcę powiedzieć, \e mogłabym wymienić z nazwiska sto lub sto pięćdziesiątskalnych szczurów, którzy są gotowi bronić cię przed wojskiem, Lars.Nie musiszz nimi lecieć, jeśli nie chcesz.- Ale oni są uzbrojeni! To wyszkoleni\ołnierze! - Sześciu \ołnierzy przeciwko połowie populacji Ceres? Ponadpołowie? Sądzisz, \e będą strzelać?Amanda spojrzała na Fuchsa, po czym przeniosła wzrok na Cardenas.- Jeśli poradzimy sobie z tą szóstką, przyślą więcej wojska, prawda?- Gdyby spróbowali, jestem pewna, \e Selene opowie się po naszej stronie.- Dlaczego?- Poniewa\ jeśli rząd światowy przejmie Ceres - wyjaśniła Car-denas - Selenebędzie następne.Pamiętajcie, \e raz ju\ próbowali.- I nie udało im się -zauwa\ył Fuchs.- Na Ziemi nie brakuje świrów, którzy uwa\ają, \e ich rząd powinien kontrolowaćSelene.I ka\dą istotę ludzką w Układzie Słonecznym.Fuchs zamknął oczy, a myśli kłębiły mu się pod czaszką.Nigdy nie przyszło mu dogłowy, \e Selene mogło być zamieszane w jego walkę.To mo\e doprowadzić dowojny, uprzytomnił so-bie.Prawdziwej wojny, rozlewu krwi i zniszczenia.- Nie- powiedział głośno.Obie kobiety zwróciły się w jego stronę.- Nie chcę być przyczyną wojny - rzekł Fuchs
[ Pobierz całość w formacie PDF ]