[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Imkapitan był więcej pijany i mniej przytomny, tym delikatniejsze i bardziej wybredne stawałosię jego podniebienie.Pewnego popołudnia przysunął stołek do burty i uklęknął na nim zkubełkiem farby w ręku. Nie podoba mi się kolor tego szkunera! oznajmił. I postanowiłem go przechrzcić!Ale po pół godzinie zmęczył się malowaniem i szkuner puścił się w dalszą drogę z olbrzymiąbarwną plamą na przedzie, z namalowanym do połowy napisem Farallone.Nie chciałodbywać wacht porannych lub południowych.Płynie się z wiatrem, mówił; zapytany odpowiadał: Kto kiedy słyszał, \eby kapitan sprawował wachty?!Nie poświęcał najmniejszej uwagi dziennikowi, który Herrick prowadził starannie.Zdawał sięzapominać o jego istnieniu. Co ci z dziennika?! pytał. Słońce świeci, nie?! Ale nie zawsze mo\e tak być! przekładał Herrick. Sam mi mówiłeś, sir, \e nie jesteśpewny chronometru! Panie, mucha nie dostała się do chronometru, co?! \artował kapitan. Bądz łaskaw dać mi jednak wskazówki, kapitanie spokojnie przekładał Herrick.Chcę prowadzić dziennik nale\y to zresztą do moich obowiązków! ale nie wiem, co robić,gdy okręt zmieni kurs, i w jaki sposób mo\na to zauwa\yć.Jestem niedoświadczony! zrób miłaskę, sir, i objaśnij! Nie zniechęcaj się, dzielny oficerze! rzekł kapitan rozkładając mapę.Herrickzastępował go od rana i kapitan zdawał się trzezwiejszy ni\ kiedykolwiek. Jesteśmy tutaj:sam się przekonaj! coś jakby pomiędzy zachodem i północozachodem, od pięciu dodwudziestu pięciu mil.Tak mówi mapa Admiralicji: mam nadzieję, \e nie jesteś mądrzejszyod swoich rodowitych Anglików?! Staram się spełniać swoje obowiązki, kapitanie Brown z powagą rzekł Herrick. Alemuszę oznajmić panu, \e nie lubię takich \artów i nie znam się na nich! Czego chcesz, do wszystkich diabłów? rozgniewał się nagle Davis. Idz i spojrzyj naten przeklęty zegar! Je\eli starasz się spełniać swoje obowiązki, to dlaczego ich niewykonujesz jak trzeba?! To chyba nie nale\y do mnie wychylać głowę za burtę?! Zdaje misię, \e to ty powinieneś to zrobić! Coś ci powiem, mój paniczyku! nie radzę przychodzić izaprzątać mi głowy byle czym! Jesteś zuchwały, to największe nieszczęście! Nie radzę mięzaczepiać, panie Herrick, esquire!Herrick podarł w strzępy swoje notatki, rzucił je na podłogę i wyszedł z kajuty. Strasznie się rozzuchwalił, nieprawda? powiedział Huish. Zadziera nosa i uwa\a się za coś lepszego od nas! Herrick, esquire! wściekał siękapitan. Myśli, \e nie rozumiem, o co mu chodzi! Nie łaskaw dotrzymywać namkompanii, co?! Za wielki na uprzejme słówko, co?! Ju\ ja mu dam szkołę! zobaczy, co tosłu\ba na okręcie! Masz moje słowo, Huish, \e dam mu odczuć, co to znaczy, kiedy ktośkręci nosem na Johna Davisa! Obrotnyś w gębie, kapitanie! rzekł Huish, zawsze trochę trzezwiejszy od kapitana.Zawsze skoryś do kłótni, chłopie! A \ebyś wiedział! upierał się kapitan. Dobry z ciebie kompan Huish! Z początku niemiałem do ciebie serca, ale widzę, \eś zuch! Odkorkuj no jeszcze jedną flachę! Tego dnia,mo\e z powodu większego rozdra\nienia, pił więcej ni\ kiedykolwiek i ju\ koło czwartejle\ał nieprzytomny na pokładzie.Herrick i Huish jedli sami kolację, jeden po drugim, siedząc naprzeciw rozwalonego, cię\kodyszącego kapitana.Je\eli widok ten odbierał apetyt Herrickowi, to u Huisha zbudził wstrętdo samotności tak, \e szybko załatwił się z wieczerzą i wyszedł na pokład z zamiaremnawiązania stosunków ze swoim towarzyszem niedoli w Papeete.Herrick stał przy sterze, gdy zbli\ył się Huish.Konfidencjonalnie oparł się o pudło kompasu. Powiem ci coś, chłopie zaczął Huish. śe my dwaj jesteśmy jednak z innego metaluni\ tamten!Herrick miał uwagę zwróconą całkowicie na sterowanie.Oczy jego, gdy wzniósł je od igłykompasu i zwrócił na \agiel, zdawały się nie widzieć Huisha.Ale tamtemu wyraznie cią\yłasamotność, gdy\ nie posiadał \adnego wewnętrznego \ycia.Pomysł nawiązania stosunkówprzyjacielskich z człowiekiem tak odmiennym jak Herrick mógł przyjść Huishowi tylko wtakiej chwili.Zresztą zawsze na wpół pijany, stracił zdrowy sąd. Pięknie się zaczyna, co? powiedział po chwili, niezra\ony. Dobry numer z tegoDavisa! Jakeś wyszedł, strasznie ci naurągał! Powiadam mu: Herrick miał słuszność, nie ty!Rób, co do ciebie nale\y, i nie wtrącaj się do nas, bo ci łeb przetrącę!Herrick milczał. Nie słyszysz, co do ciebie mówię? Wiesz, ty to jesteś uprzejmy! Odejdz od steru! spokojnie powiedział Herrick.Eks-subiekt przyglądał mu się długo ibadawczo, z twarząwykrzywioną gniewem.Zdawał się szykować jakby do skoku.Wreszcie zawrócił na pięcie iposzedł do kajuty, skąd niebawem rozległ się huk strzelającego korka.Gdy wybił ósmydzwon, uło\ył się do snu na podłodze obok kapitana.Z całej załogi tylko Sally Day ukazał sięna zawołanie.Mat postanowił odbyć z nim wachtę, zwolniwszy uprzednio wujka Ned.Byłabyto dwunasto albo i szesnastogodzinna słu\ba, ale \e noc zapowiadała się piękna, mógł sięprzespać na pokładzie przy sterze, ka\ąc się zbudzić w razie potrzeby.Na tyle mógł zaufaćswoim ludziom, z którymi udało mu się nawiązać przyjacielski stosunek.Z wujkiem Nedprowadził długie nocne rozmowy.Stary opowiedział mu prostą i wzruszającą historię swegowygnania, krzywd i cierpień, jakich doznał od bezlitosnych białych ludzi.Kucharz widząc, \ejest opuszczony przez towarzyszy, starał mu się dogadzać, przyrządzając rozmaite smakołyki,niektóre, niestety, trudne do przełknięcia.Pewnego dnia, stojąc przy sterze, zdziwił siępoczuwszy, \e ktoś pieszczotliwie gładzi go po ramieniu.Sally Day szepnął mu do ucha: Dobra biała człowiek!Odwrócił się i tłumiąc łkanie uścisnął dłoń -Murzynowi.Były to poczciwe, dziecinne dusze.W niedzielę ka\dy wyciągnął swoją Biblię ka\dy nale\ał do innego szczepu i mówiłinnym językiem tylko Sally Day umiał kilka słów po angielsku udając, \e czyta Pismo;wujek Ned wkładał nawet na tę uroczystość okulary na nos; po czym wszyscy razem śpiewalihymn misjonarski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]