[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie.Zatrzymał się w pół kroku.- Ale mamo.- Nie, Bry.Nieładnie chwalić się pieniędzmi, to po pierwsze.Apo drugie, wcale nie będziemy bogaci: całą sumę zamierzamulokować na specjalnym koncie i przeznaczyć na opłacenie twoichstudiów.Bryanowi szczęka opadła ze zdziwienia.- Moich studiów? Ale, mamo, na studia to ja pójdę za sto lat.Oile w ogóle pójdę.- Wiem, Bry.I do niczego nie będę cię zmuszać.Ale gdybyśuznał, że chcesz studiować, wówczas pieniądze bardzo się przydadzą.282RSDziewięcioletni chłopiec czuł się tak, jakby w jednej sekundziewygrał i stracił fortunę.- Wszystko chcesz wpłacić na to konto? Co do centa?- Wszystko.- zaczęła, ale widząc nieszczęśliwą minę syna,zmieniła zdanie - ale nie co do centa.Możesz sobie kupić jedną rzecz.To będzie taki prezent od twojego dziadka.Rozpromienił się.- Jedną dowolną rzecz?- W granicach rozsądku.Wybierając pozłacany samochódcorvette, przekroczyłbyś granice rozsądku.Z dzikim okrzykiem radości chłopiec uściskał matkę.- Muszę sprawdzić w katalogu cenę jednej karty do kolekcji.Pognał przed siebie ile sił w nogach, wbiegł na ganek, pchnąłsiatkowe drzwi i zniknął jej z oczu.Wieczorem Savannah smażyła na grillu hamburgery, Bryan, zrozłożonym na kolanach katalogiem kart bejsbolowych z podobiznamisłynnych graczy, siedział na huśtawce, a po drugiej stronie lasu JaredMacKade dumał o swojej pięknej sąsiadce.Kusiło go, żeby przejść ścieżką przez las i dokończyć rozmowę,którą prowadzili dziś na chodniku przed kawiarnią.SavannahMorningstar stanowiła intrygującą zagadkę, którą chętnie byrozwikłał.Ale nie wstał z bujanego fotela.Powtarzał sobie w duchu,że drażliwe, obrażalskie kobiety nie są w jego stylu.Zwłaszczadrażliwe, obrażalskie kobiety, które łatwo wpadają w złość i mająmroczną przeszłość.283RSNie chciał komplikować sobie życia.Rozwiódł się z żoną,sprzedał dom, zamieszkał z braćmi.W jego życiu wreszcie zagościłspokój.Ale oczywiście nie miałby nic przeciwko nawiązaniu luznejznajomości z Savannah; mogliby się umówić na kilka randek, pójśćdo łóżka.Z taką ponętną kobietą nawet facet stojący nad grobemmiałby ochotę się przespać.A Jared bynajmniej nie stał nad grobem.Nie był też głupi.Zdawał sobie sprawę, że znajomość ześlicznotką, która naskoczyła dziś i na niego, i na Devina, możeoznaczać kłopoty.Sam był człowiekiem wybuchowym, o ognistymtemperamencie.Podejrzewał, że z kimś równie zapalczywym długoby nie wytrzymał.Dlatego wolał kobiety spokojne, opanowane,rozsądne.Jak jego była żona? Która czasem była tak chłodna i opanowana,że miał ochotę przytknąć jej lusterko do ust, by przekonać się, czyjeszcze oddycha.Skrzywił się na samo wspomnienie.W poniedziałek rano napisze oficjalne pismo do SavannahMorningstar zawiadamiające ją o spadku,który może przyjąć lubodrzucić, oraz o krokach, jakie powinna przedsięwziąć.Każdemu swojemu klientowi Jared gotów był poświęcić wieleczasu, wiele nieprzespanych nocy.Jednakże Savannah nie byłaklientką; wyświadczał uprzejmość koledze z innego stanu.Więcnapisze ten list i koniec.Nie będzie jej do niczego namawiać ani się wnic angażować.284RSSwoje zrobił, na prośbę kolegi się z nią skontaktował.Dalejniech sama sobie radzi.Psiakrew, kobieta ma dzieciaka.Miłego, rezolutnegochłopaczka.Nawiązując jakiekolwiek bliższe relacje z nią, siłą rzeczynawiązywałby je również z jej synem.Matka i dziecko stanowiąjedność.Kolejna sprawa: charakter pani Morningstar.Pod pięknązewnętrzną powłoką kryła się osoba twarda, silna, która niejedno wżyciu widziała i niejedno przeżyła.Tak drapieżnego, przenikliwegospojrzenia nie miewają kobiety, które spędzają czas na pieczeniuciasteczek.Zadumał się.Savannah Morningstar wyglądała na kobietę, którapotrafi mężczyznę zgnieść, zdeptać i wyrzucić.Oczywiście z nim, Jaredem, by tak nie postąpiła.On by z niąsobie poradził.Gdyby chciał.Oczami wyobrazni ujrzał jej śliczną twarz.Chciał.Potworniechciał.Zdegustowany sam sobą, poderwał się na nogi i ruszył do lasu.Spacer dobrze mu zrobi.Zresztą wolał towarzystwo duchów odtowarzystwa własnych myśli.285RSROZDZIAA CZWARTYSissy Bleaker, sekretarka Jareda, odebrała telefon po pierwszymdzwonku.- Dzień dobry, kancelaria mecenasa MacKade'a.- Spojrzała nazegarek: za kwadrans piąta.Dokładnie za godzinę była umówiona narandkę.Miała nadzieję, że szef nie każe jej zostać dłużej, ale nie byłapewna, bo od rana chodził naburmuszony i warczał jak niedzwiedz,którego boli ząb.- A, pan Brill.Witam.Nie, niestety.Pan MacKadema teraz ważne spotkanie.Na dzwięk otwieranych drzwi ogarnęła ją złość.Do diabła, jakma się w ciągu godziny przeobrazić w seksowne bóstwo, jeżelinatychmiast stąd nie wyjdzie?- Chętnie przekażę szefowi wiadomość.Sięgając po notes,podniosła wzrok.I stwierdziła, że nawet gdyby miała tydzień, tonigdy nie będzie wyglądać tak powabnie jak kobieta, która właśnieweszła do sekretariatu.Savannah najchętniej wykonałaby w tył zwrot.Na ogól nosiłasportowe stroje, dżinsy i bawełniane koszule.Nienawidziłaeleganckich spódnic, spodni, żakietów.Ale idąc do biura czy urzędu,zawsze ubierała się stosownie do okazji.W kancelarii MacKade'a wiało chłodem.Rośliny w doniczkach istonowane akwarele na białych ścianach wcale nie ocieplałyatmosfery
[ Pobierz całość w formacie PDF ]