[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W głowie dzwięczało mu echo bijących na alarm myśli Bobbi(ma broń próbował do mnie strzelać drań drań ma broń ma)a on próbował się osłonić, zanim oszaleje.Nie potrafił.Bobbi krzyczała mu w głowie ileżąc na podłodze, zakleszczona na razie między stołem a przewróconym krzesłem, usiłowaławymierzyć do niego z pistoletu.Gardener z grymasem bólu kopnął stół, wywracając go.Piwo, tabletki i radiomagnetofonzsunęły się z blatu, lądując na Bobbi.Piwo rozchlapało się jej na twarzy i spływało pienistymistrużkami po jej Nowej Ulepszonej Skórze.Radio uderzyło ją w szyję, a potem spadło napodłogę prosto w płytką kałużę piwa.Błyśnij, skurwielu! wrzasnął w myślach Gardener.Eksploduj! Zniszcz się! Eksploduj,niech cię szlag, eksplo&Radio zrobiło coś więcej.Najpierw odrobinę się rozdęło, a potem z odgłosem, jaki wydajezgniła szmata rozdzierana wzdłuż szwu, trzasnęło, bluzgając wkoło językami zielonego ognia,jakby było błyskawicą w butli.Bobbi krzyknęła.To, co usłyszał, było okropne, ale dzwięk wgłowie był nieskończenie gorszy.Gardener krzyknął razem z nią, lecz w ogóle się nie usłyszał.Zobaczył, że koszulka Bobbizaczęła płonąć.Nie zastanawiając się, co robi, ruszył w jej stronę.Bezwiednie upuścił czterdziestkępiątkę.Tym razem wystrzeliła, a pocisk trafił prosto w kostkę Jima Gardenera, gruchocząc ją.Bólzawirował mu w głowie jak gorące tornado.Znów krzyknął.Zrobił chwiejny krok naprzód,słysząc w głowie potworne wrzaski Bobbi.Czuł, że za moment od nich oszaleje.Pomyślał otym z ulgą, bo kiedy w końcu oszaleje, gówno go to wszystko będzie obchodziło.Przez sekundę Gard po raz ostatni zobaczył swoją dawną Bobbi.Zdawało mu się, że Bobbi próbowała się uśmiechnąć.Potem znów zaczęły się krzyki.Krzyczała, usiłując zdusić płomienie, które roztapiały jejtułów w łój.Wrzask był za głośny, o wiele za głośny i było go za dużo, o wiele za dużo; stałsię nie do zniesienia.Chyba dla nich obojga.Gardener schylił się, znalazł na podłodze potrzykroć przeklęty pistolet i podniósł.Musiał użyć obydwu kciuków, żeby odbezpieczyć broń.Ból w kostce był okropny Gard dobrze o tym wiedział ale na razie stracił znaczenie,zgłuszony przez rozdzierające wrzaski Bobbi.Wycelował pistolet Hillmana w jej głowę.Działaj, cholerna pukawko, błagam, działaj&A jeśli broń zadziała, a on chybi? W magazynku może już nie być ani jednego pocisku.Cholerne ręce wciąż się trzęsły.Osunął się na kolana, jak gdyby zdjęty nagłą potrzebą modlitwy.Podpełznął do Bobbi,która płonęła, wijąc się z wrzaskiem na podłodze.Czuł jej zapach; widział czarne odłamkiplastiku z obudowy radia, które bulgocząc, zatapiały się w jej ciele.Omal nie straciłrównowagi i nie upadł na nią.Potem przycisnął lufę czterdziestkipiątki do szyi Bobbi ipociągnął za spust.Znów suchy trzask.Bobbi krzyczała i krzyczała.Jej krzyk wypełniał mu głowę.Próbował jeszcze raz odciągnąć kurek.Prawie mu się udało.Nagle ześliznął mu się palec.Prztyk.Błagam, Boże, ostatni raz pozwól mi być jej przyjacielem!Tym razem odciągnął kurek do końca.Znów nacisnął spust.Broń wypaliła.Krzyk w głowie Gardenera przerodził się nagle w głośne brzęczenie.Wiedział, że słuchamentalnego głosu śmierci, dzwięku ostatecznego rozłączenia.Zadarł głowę.Wąski paseksłonecznego blasku przeświecającego przez rozcięty dach padł prosto na jego twarz,rozdzielając ją dokładnie na pół.Gardener wrzasnął.Nagle brzęczenie ustało i zaległa cisza.Bobbi Anderson czy raczej to, w co się przemieniła leżała martwa jak stertawyschniętych niczym jesienne liście zwłok w sterowni statku, jak galernicy, którzy bylinapędem statku.Nie żyła i Gardener też chętnie zgodziłby się umrzeć& ale to nie był koniec.Jeszcze nie.2Kiedy w jego głowie rozległ się wrzask, Kyle Archinbourg pił właśnie pepsi w sklepieCoodera.Jego dłonie odruchowo powędrowały do skroni, upuszczając butelkę, któraroztrzaskała się na podłodze.Dave Rutledge, siedząc pod sklepem na własnoręczniewyplecionym krześle, drzemał oparty o budynek i śnił dziwaczne sny w kosmicznychkolorach.Otworzył raptownie oczy i wyprostował się jak struna, naprężając ścięgna na szyi,jak gdyby ktoś dotknął go kablem pod napięciem.Krzesło wyśliznęło się spod niego, a gdygrzmotnął głową w drewnianą ścianę sklepu, kark pękł mu, jakby był ze szkła.Zanimwylądował na asfalcie, już nie żył.Hazel McCready zaparzała herbatę.Gdy zaczęły siękrzyki, dłoń, w której trzymała czajnik, drgnęła i oblała wrzątkiem drugą, w której trzymałafiliżankę, parząc ją paskudnie.Hazel cisnęła czajnik, krzycząc z bólu i strachu.AshleyRuvall, jadąc na rowerze obok ratusza, przewrócił się i oszołomiony leżał na ulicy.DickAllison i Newt Berringer siedzieli u Newta, grając w cribbage a, co było dość głupimzajęciem, ponieważ obaj wiedzieli, jakie karty ma przeciwnik, ale Newt nie miał chińczyka, apoza tym musieli się czymś zająć, czekając na telefon, czekając na wiadomość od Bobbi, żepijak nie żyje i mogą przystąpić do kolejnej fazy.Newt, który rozdawał, rozsypał karty nastole i podłodze.Dick, z dzikim spojrzeniem i zjeżonymi włosami, zerwał się na nogi i rzuciłdo drzwi.Wpadł na ścianę trzy stopy w lewo od drzwi i runął jak długi na podłogę.DoktorWarwick był w swoim gabinecie i przeglądał stare dzienniki.Wrzask zaatakował go z siłąpędzącego po torach muru z pustaków.Jego ciało wstrzyknęło do serca śmiertelną ilośćadrenaliny, rozrywając je niczym starą oponę.Ad McKeen siedział za kierownicą swojejpółciężarówki, zmierzając do Newta.Zjechał z drogi prosto w starą budę z hot dogamiPoocha Baileya.Rąbnął twarzą w kierownicę, ale tylko na chwilę go zamroczyło.Nie jechał zbyt szybko.Potoczył wkoło ogłupiałym i przerażonym wzrokiem.Wendy Fannin wychodziła z piwnicy,niosąc dwa słoje z dżemem brzoskwiniowym.Od momentu rozpoczęcia swojej przemianyodżywiała się prawie wyłącznie dżemem brzoskwiniowym.W ciągu czterech tygodni samaopróżniła ponad dziewięćdziesiąt słoików.Jęknęła, podrzucając słoje w powietrze jakgapowaty żongler.Słoje spadły i rozbiły się na schodach, po których zaczął spływać gęsty sokz kawałkami brzoskwiń.Bobbi, pomyślała w odrętwieniu, Bobbi Anderson się pali! NancyVoss stała w oknie z tyłu domu, patrząc przed siebie z obojętną miną i rozmyślając o Joem.Brakowało jej go, i to bardzo.Przypuszczała, że przemiana w końcu wymaże tę tęsknotę co dzień wydawała się coraz odleglejsza ale choć cierpiała z powodu braku Joego, niechciała, żeby cierpienie się skończyło.Bez sensu, lecz tak właśnie było.Potem usłyszaławrzask w głowie i tak raptownie rzuciła się naprzód, że stłukła czołem potrójną szybę.3Wrzask Bobbi rozbrzmiał w całym Haven jak syrena alarmowa przed nalotem.Wszystko iwszyscy zamarli& a potem odmienieni mieszkańcy Haven wolno wylegli na ulicemiasteczka.Na ich twarzach malowały się te same uczucia: z początku strach, ból i zgroza&a potem gniew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]