[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotarli jeszczeprzed świtem.MEM był martwą bryłą w mroku; wysyłał tylko uspokajające sygnały do tabletuFranka i czekał, by zabrać ich z powrotem do domu.Wygramolili się z łazika i pożegnali Rosjan.W skafandrach ciśnieniowych przeszli doszybowców.Po chwili Sally siedziała w ciasnym fotelu, patrząc na tył hełmu Franka Wooda.Jeszcze przed pierwszym ograniczonym startem Frank postanowił przeprowadzić kilka testówintegralności. Możemy zaczynać odezwał się po chwili. Thor , tu Wodan.Słyszysz mnie tam,Willis? Głośno i wyraznie. Sally, mam swojego krokera i sam się zajmę przekraczaniem.Chwilowo to ja przeniosęciebie i samolot, jasne? Zrozumiałam, kapitanie Astral. Tak, jasne.Podejdz do tego poważnie, a może pożyjesz dłużej.Willis, na zero.Trzy&Zanim doszedł do dwa , szybowiec Willisa zniknął.Frank westchnął. Wiedziałem, że tak będzie.No, ruszamy&*Przekraczanie na Marsie, jak przekonała się Sally, było całkiem podobne doprzekraczania na Ziemi.Tyle że pejzaż za kabiną szybowca zmienił się dramatycznie różnicabyła o wiele większa niż przy dowolnym pojedynczym kroku na Długiej Ziemi, chyba że siętrafiło na Jokera.Dookoła obu stojących na ziemi szybowców teren w zarysach był podobny zniszczoneerozją pozostałości dolin Mangala, a na północnym wschodzie wzniesienie będące początkiemwielkiej wypukłości Arsia Mons.Jednak otaczała je pokryta piaskiem równina, zasypanarzezbionymi wiatrem odłamkami skał, pod niebem koloru toffi.Ani śladu życia.Oczywiście sam MEM i ślady opon rosyjskiego łazika zniknęły. Frank teatralnym gestem postukał w jeden z ekranów przed sobą. Powietrza nie ma.Ciśnienie spadło do jednego procentu ziemskiego i& tak jest,głównie to dwutlenek węgla.Całkiem jak nasz Mars.Wysiedli ostrożnie.W rozrzedzonej atmosferze skafander Sally napełnił się i poruszałasię trochę sztywno.Sprawdzili szczelność swoich skafandrów i kabiny szybowca.Tego zażądałFrank uznał, że pewnie przeżyliby awarię sprzętu nad Marsem w Szczelinie, jednak tutaj raczejnie.Na przeciętnym Marsie bez osłony zginęliby z braku powietrza, z zimna, od ultrafioletu&Nawet promienie kosmiczne, przebijające rzadką atmosferę, w sześć miesięcy generowały dawkępromieniowania odpowiadającą zajęciu pozycji o dziesięć kilometrów od wybuchu jądrowego.Frank spojrzał w stronę słońca, dłonią osłaniając przed światłem szybę hełmu; po chwiliznalazł gwiazdę zaranną Ziemię, element brakujący na marsjańskim niebie w Szczelinie.Otworzył owiewkę kabiny, wyjął mały teleskop optyczny i składaną antenę radiową.Od strony drugiego szybowca nadszedł Willis. To przynajmniej jest autentyczny Mars, taki jak nasz.Taki Mars być powinien. Uważałam, że Mars Szczeliny jest jałowy powiedziała Sally. Nie zdawałam sobiesprawy, ile tam jest życia, widocznego już na pierwszy rzut oka.Aż do teraz, kiedy to wszystkozniknęło. Lepiej się do tego przyzwyczajaj.Frank zaglądał w swój teleskop i nasłuchiwał sygnałów radiowych. Miałeś rację, Willis. Zwykle mam.A w jakiej sprawie konkretnie?Frank wskazał niebo. Tam jest Ziemia.Przekroczyliśmy na wschód, tak? Kompleks Szczeliny Kosmosu jest ojeden krok na wschód od Szczeliny.Ale z tej Ziemi nie dochodzą żadne sygnały radiowe; naciemnej stronie nie widać żadnych świateł.Jeśli to ma być Ziemia Szczeliny Kosmosu,powinniśmy coś zobaczyć, usłyszeć&Sally próbowała jakoś to przetrawić. Zrobiliśmy krok na Długiego Marsa.Ale on& jak by to& on nie jest równoległy doDługiej Ziemi. Wychodzi na to, że nie. Willis popatrzył w niebo. Aańcuch wykrocznych alternatywtworzący Długą Ziemię i łańcuch Długiego Marsa są od siebie niezależne.Przecinają się tylko wSzczelinie.To żadna niespodzianka.Oba stanowią pętle w jakimś kontinuum w wyższymwymiarze.Sally nie czuła ani zachwytu, ani lęku.Dorastała wśród niezwykłości Długiej Ziemi idodatkowa egzotyka nie robiła jej wielkiej różnicy.Frank jak zawsze był praktyczny. To znaczy, że nasza jedyna droga do domu prowadzi tędy& z powrotem dowszechświata Szczeliny, MEM-a i Galileo , a potem przez kosmos. Zapamiętam to obiecał Willis. Ktoś jeszcze musi do ubikacji? Bo jeśli nie, towezmy te ptaszki w powietrze.By szybowce mogły wystartować, wyposażono je w niewielkie metanowe rakiety dziękinim rozpędzały się ślizgiem po gruncie i wznosiły ostro, a potem szybowały po wyłączeniusilnika.Niosły duży zapas paliwa, metanu i tlenu, a także rosyjskie wersje zestawów Zubrina,niewielkie instalacje pozwalające wytworzyć więcej gazów, gdyby było trzeba.Bez pośpiechu wytyczyli pas startowy na piaszczystej równinie, odrzucając na bok dużekamienie.Potem ustawili szybowce.Z góry wyglądali pewnie jak Liliputy Swifta, z wysiłkiemciągnące delikatne zabawkowe samolociki. W końcu byli gotowi.Pierwszy wystartował Willis, tym razem w Thorze.To był kolejny środek ostrożności Frank chciał mieć dwoje ludzi na dole, by mogli pomóc, gdyby pierwsza próba lotu skończyła siękatastrofą.Willis poprowadził swój szybowiec przez serię przechyłów, zwrotów i beczek,sprawdzając reakcje maszyny w sposób, który byłby niemożliwy w gęstej atmosferze MarsaSzczeliny.Kiedy skończył i zameldował, że wszystko w porządku, Frank i Sally wystartowali Wodanem.Metanowe rakiety były hałaśliwe i dawały mocne pchnięcie.Wkrótce już szybowali wysoko nad powierzchnią Marsa.Lecieli w milczeniu.Sally słyszała tylko własny oddech i brzęczenie miniaturowychpomp we wciśniętym za oparcie fotela zestawie plecakowym skafandra.Nie dobiegał do niejszept marsjańskiego powietrza spływającego z długich i wąskich skrzydeł szybowca.Kabinastanowiła szklany bąbel dający doskonały widok na wszystkie strony.Sally znajdowała siępomiędzy bezchmurnym żółtobrązowym niebem a równiną w dole, mniej więcej tego samegokoloru.Bez żadnych barw kontrastujących z powszechnym karmelowym brązem krajobrazwyglądał jak ulepiona z gliny makieta.Z góry Sally widziała wyrazne kształty Mangala Valles, złożonej sieci dolin i wąwozówsięgającej ku wyżej położonym, gęściej poznaczonym kraterami terenom na południu.Wyglądałoto, jakby kiedyś płynęła tu rzeka, pozostawiając za sobą wyrzezbione i wygładzone prądemłachy, groble i wyspy.Ale co równie oczywiste, woda zniknęła już dawno i struktury gruntu byłybardzo stare.Doliny przecinały najstarsze kratery, ogromne i zwietrzałe wały, które pasowałyraczej do Księżyca, ale same groble i wyspy nosiły ślady młodszych kraterów, małych,perfekcyjnie okrągłych.W przeciwieństwie do Ziemi Mars był geologicznie statyczny,praktycznie niezmienny; nie istniały tu mechanizmy pozwalające się pozbyć takich blizn.Horyzont, trochę rozmyty zawieszonym w atmosferze pyłem, wydawał się bliski i ostrowygięty.A na północnym wschodzie Sally widziała wznoszący się teren i wyobrażała sobie, żedostrzega potężne zbocza Arsia Mons.Mars był małą planetą, ale z przerośniętymi elementamigeograficznymi wulkanami sterczącymi wysoko w atmosferę czy systemem dolin obejmującympołowę równika.Nigdzie w tym krajobrazie nie zauważyła ani odrobiny życia, ani plamki zieleni, anikropli wody. Kiedy zaczniemy przekraczać? Już zaczęliśmy odparł Frank. Spójrz w dół.Wprawdzie ogólne zarysy powierzchni pod skrzydłami szybowców pozostałyniezmienione horyzont, potężny masyw Arsii, kanały wylewowe jednak z każdymuderzeniem serca zmianom ulegały szczegóły, jak różne desenie nowych kraterów na południu,subtelności niewielkich łuków i skrętów skomplikowanych kanałów Mangali na północy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]