[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A w dodatku musiałem zaprezentować ten numer przed publicznością.Zgraja z pewnością tylko czekała, żebym się skompromitował. Przed rozpoczęciem mszy moje serce zaczęło walić jak dawniej, a dłonie pociły się.Nie pomagało, że wycierałem je wciąż dyskretnie o mój brązowy habit.Wreszcie wprowadzono zwierzę ofiarne.Pomocnicy kapłana przymocowali je do ołtarza i kapłan poprosił mnie skinieniem ręki o podejście.Drżałem ze zdenerwowania, miałem nadzieje, że tego nie zauważył.W końcu był to chrzest bojowy przed moim trzecim egzaminem.I nie powinien sadzić, że jeszcze nie jestem do niego gotowy.Na stoliku obok ołtarza leżało piętnaście noży.rożnych rozmiarów.Po chwili namysłu kapłan wybrał błyszczący, złoty, z około dwudziestocentymetrowym ostrzem.Następnie podał mi tę bogato zdobioną szatańskimi symbolami broń.Trzymając ją w lekko drżącej dłoni, miałem wrażenie, że waży niesamowicie dużo.Teraz przyszła kolej na mnie, musiałem udowodnić, że umiem poprowadzić mój pierwszy kultowy obrządek.Zachęcającym skinieniem głowy nasz przełożony nakazał mi dokonać rytualnego mordu. Po raz pierwszy wykonywałem jakiś sensowny rozkaz.Uczyłem się czegoś, co mi będzie potrzebne jako przyszłemu kapłanowi.Nareszcie doszło do tego. Skończyło się bezpowrotnie bycie ofiarą.Nikt mnie już nie będzie bił i dawał mi bezsensownych, poniżających rozkazów, ani też katował mnie, wywołując we mnie obrzydzenie.Piąłem się do góry. Westchnąłem z ulgą kiedy podchodziłem do ołtarza.Leżała tam moja ofiara, z wyciągniętymi przed siebie wszystkimi czterema kończynami.Przywiązana, dawała mi możliwość łatwego nacięcia.Bez wrażenia spojrzałem w przepełnione strachem oczy owcy.Ośmieliła mnie myśl, że posiadam nad tym zwierzęciem tak dużą władzę, że mogę je zabić.Łukasz - bezlitosny, zachęcałem w myślach sam siebie. Przyłożyłem nóż dokładnie na odległość trzech palców pod klatką piersiową i fachowo pociągnąłem ostrze po miękkim brzuchu, tak jak mnie tego uczył kapłan.Zrobiłem to bez zmrużenia oka.Potem skoncentrowałem się na silnym szarpnięciu, którym miałem otworzyć brzuch zwierzęcia.Nie było to wcale takie proste, gdyż zwierzę kręciło i wyrywało się w śmiertelnym strachu.Przeszkadzało mi jego głośne beczenie.Odwracało moją uwagę od wykonywanego polecenia.Byłem wściekły.Nie panując nad sobą, złapałem owcę za uszy i uderzyłem jej głową o marmurową płytę.Chciałem, żeby się zamknęła.Miała zamilknąć i umrzeć z godnością.Dla Szatana, mojego Pana.Kapłan powstrzymał mnie:- Zostaw to i wyjmij serce - zażądał surowo. Zawahałem się.Straciłem pewność siebie.Czy je znajdę? Kapłan odgadł moje myśli.Położył swoją dłoń na mojej i razem grzebaliśmy w ciepłych wnętrznościach zwierzęcia.Serce, oto było, znaleźliśmy je! Wspólnie przecięliśmy arterię i powstrzymaliśmy krwawienie. Obiema rękoma złapałem śliski, pulsujący organ i wyciągnąłem go.Przez krótki moment przestraszyłem się, że mi wypadnie z rąk.Jednak udało się.Z głośnym okrzykiem triumfu, podniosłem je do góry, tak wysoko nad głowę, żeby wszyscy zobaczyli.Krew spływała mi do rękawa, aż do pachy.Było mi to obojętne.Powiodło mi się.Złożyłem ofiarę z owcy.Zwyciężyłem.Szatan był we mnie. Podałem serce kapłanowi, a ten zwrócił się do reszty uczniów i zgrai:- Chwała synowi Szatana.Okazał się godnym naszego Mistrza i zdał swój trzeci egzamin. Nie dowierzałem własnym uszom.Myślałem, że była to dopiero próba generalna, żebym mógł poćwiczyć rytualne ofiarowanie, zanim zostanę dopuszczony do trzeciego egzaminu.Dumny i mile wyróżniony wykonywałem resztę czynności jak w transie.Naciąć tętnice szyjne.Podstawić kielich.Złapać krew.Podać kielich kapłanowi.Wolno mi było zaraz po nim wypić krew ofiarną i zjeść połowę własnoręcznie wyrwanego serca.Zrobiło ml się jednak znowu niedobrze.Istniały rzeczy, do których nigdy się nie przyzwyczaję.I najwidoczniej jedną z nich było spożywanie surowych wnętrzności. Po powrocie do kręgu uczniów z niecierpliwością czekałem na koniec mszy.Ciągle jeszcze było mi niedobrze i kręciło mi się w głowie tak, że trudno mi było ustać w miejscu, prosto i spokojnie.Z pewnością to wina tego przeklętego serca.Ciążyło mi w żołądku jak ołów. Wykończony jak po ciężkim dniu pracy, opadłem w samochodzie na siedzenie obok Piotrka.Nie wytrzymałem długo jego ogłuszającej muzyki heavy-metalo-wej.Rozzłoszczony wyłączyłem ją.Jednak cisza też była denerwująca.- No co, nie pogratulujesz mi? - usiłowałem przełamać dystans Piotrka.Kiwnął tylko odmownie głową.Wydawał się być wstrząśnięty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]