[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Celuję w uliczkę i puszczam serię na oślep.To nie byli właśnie ci, ale to bezznaczenia nie może mieć znaczenia, a w tej chwili, jak sama śmierć, nie może być prawdziwe.Teraz odgłos kroków tylko jednej osoby.Trzymam pistolet oburącz, stoję na końcu uliczki iceluję w żołnierza Nieustraszonych.Palec naciska spust, ale za słabo, żeby broń wystrzeliła.Człowiek, który zmierza w moją stronę, nie jest mężczyzną, to chłopak.Rozczochrany, zezmarszczką między brwiami.Will.Ma martwe oczy, nie myśli, ale to nadal Will.Zatrzymuje się, patrzy na mnie.Stopy wbitew ziemię, pistolet uniesiony.W ułamku sekundy widzę jego palec na spuście i słyszę, jak kulawślizguje się do komory.Strzelam.Mocno zamykam oczy.Nie mogę oddychać.Kula trafia go w głowę.Wiem, bo tam mierzyłam.Odwracam się, nadal z zamkniętymi oczami, i kulejąc, skręcam w aleję.North i Fairfield.Muszępopatrzeć na tablice z nazwami, żeby zorientować się, gdzie jestem, ale nie mogę czytać; wzrokmam zamglony.Mrugam kilka razy.Stoję zaledwie kilka metrów od budynku, gdzie znajduje sięocalała reszta mojej rodziny.Klękam przy drzwiach.Tobias powiedziałby, że to głupie robić tyle zamieszania.Hałas możeprzyciągnąć żołnierzy Nieustraszonych.Przyciskam czoło do ściany i krzyczę.Po kilku sekundach przykrywam usta ręką, żeby stłumićdzwięk, i znów krzyczę.Krzyk przechodzi w łkanie.Pistolet pada ze stukotem na ziemię.Ciąglewidzę Willa.Uśmiecha się w moich wspomnieniach.Podwinięta warga.Proste zęby.Zwiatło w oczach.Zmieje się, drażni się; jest bardziej żywy w pamięci, niż ja jestem w prawdziwym świecie.Wiedziałam on albo ja.Wybrałam siebie.Ale też czuję się martwa.Walę w drzwi dwa razy, trzy razy, potem sześć, tak jak kazała matka.Wycieram łzy z twarzy.Po raz pierwszy zobaczę ojca, odkąd go opuściłam, i nie chcę, żebymnie widział załamaną i szlochającą.Drzwi otwierają się, stoi w nich Caleb.Jego widok szokuje mnie.Patrzy na mnie przez kilkasekund i rzuca się na mnie, bierze w objęcia.Jego dłoń naciska ranę, którą mam na barku.Zagryzam wargę, żeby powstrzymać się od krzyku, ale i tak jęczę, a Caleb odrywa się szybko odemnie. Beatrice.O Boże, postrzelili cię? Wejdzmy mamroczę słabym głosem.Przeciąga palcem pod oczami, ścierając wilgoć.Drzwi zamykają się za nami.Pomieszczenie jest słabo oświetlone, ale widzę znajome twarze, dawnych sąsiadów, kolegów zklasy, współpracowników ojca.Ojciec wpatruje się we mnie, jakby mi wyrosła druga głowa.Marcus.Robi mi się niedobrze.Tobias.Nie.Nie będę o nim myśleć. Jak się dowiedziałaś, gdzie jesteśmy? pyta Caleb. Mama cię znalazła?Przytakuję.O mamie też nie chcę myśleć. Moje ramię syczę.Teraz, kiedy nic mi nie grozi, adrenalina, która mnie napędzała, znika i ból jest coraz większy.Opadam na kolana.Woda kapie z mojego ubrania na betonową podłogę.Narasta we mnie szloch,za wszelką cenę pragnie się uwolnić, dławię go.Kobieta o imieniu Tessa, która mieszkała przy naszej ulicy, rozwija siennik.Była żoną członkarady, ale jego tutaj nie widzę.Prawdopodobnie nie żyje.Ktoś inny przestawia lampę z kąta w drugi kąt, żebyśmy mieli światło.Caleb wyjmuje zestawpierwszej pomocy, a Susan przynosi mi butelkę wody.Nie ma lepszego miejsca dla człowiekapotrzebującego pomocy niż pokój pełen członków Altruizmu.Spoglądam na brata.Znowu jestubrany na szaro.Spotkanie z nim na terenach Erudytów wydaje się teraz snem.Ojciec podchodzi do mnie, kładzie moją rękę na swoje barki i pomaga mi przejść. Dlaczego jesteś mokra? pyta Caleb. Próbowali mnie utopić.Skąd się tu wziąłeś? Zrobiłem to, o co prosiłaś.o co prosiła mama.Zająłem się serum do symulacji i odkryłem, żeJeanine pracowała nad stworzeniem długodystansowych transmiterów, żeby ich sygnał sięgałdalej, a to doprowadziło mnie do informacji o Erudytach i Nieustraszonych.Tak czy inaczej,zrezygnowałem z nowicjatu, kiedy zrozumiałem, co się dzieje.Ostrzegłbym cię, ale było za pózno.Teraz jestem bezfrakcyjny. Nie mówi poważnie ojciec. Jesteś z nami.Klękam na sienniku, a Caleb lekarskimi nożyczkami rozcina mi koszulę na barku.Zrywakawałek materiału i odsłania pierwszy tatuaż Altruizmu na prawym ramieniu i drugi trzy ptakina obojczyku.Razem z ojcem patrzą na oba tatuaże zafascynowani i wstrząśnięci, ale niekomentują.Leżę na brzuchu.Caleb ściska mnie za rękę, kiedy ojciec wyjmuje środek antyseptyczny. Wydłubywałeś już z kogoś kulę? pytam i śmieję się roztrzęsionym głosem. Zdziwiłoby cię, co umiem robić odpowiada ojciec.Wiele rzeczy dotyczących ojca mogłoby mnie zdziwić.Myślę o tatuażu mamy i przygryzam wargę. Będzie boleć ostrzega.Nie widzę, jak nóż wchodzi we mnie, ale go czuję.Ból rozpływa się po ciele, krzyczę przezzaciśnięte zęby, miażdżę dłoń brata.Ponad wrzaskiem słyszę, jak ojciec prosi, żebym rozluzniłaplecy.Azy spływają mi z kącików oczu, ale robię, co każe.Znowu zaczyna mnie boleć, czuję, jaknóż porusza się pod skórą.Wyję cały czas. Mam oznajmia ojciec.Z brzękiem rzuca coś na ziemię.Caleb patrzy na niego, potem na mnie i wybucha śmiechem.Tak dawno nie słyszałam, jak sięśmieje, że zaczynam płakać. Co w tym zabawnego? pytam, pociągając nosem. Nigdy nie myślałem, że się znowu spotkamy mówi Caleb.Ojciec czymś zimnym oczyszcza skórę wokół rany. Czas na szycie informuje.Kiwam głową.Nawleka nitkę na igłę, jak to robił tysiące razy. Jeden.dwa.trzy liczy.Zaciskam zęby i tym razem jestem cicho.Ze wszystkich rodzajów bólu.który dzisiajwycierpiałam postrzelenie, topienie prawie do skutku, wyjmowanie kuli, ból znalezienia i utratymatki i Tobiasa ten najłatwiej znieść.Ojciec skończył zszywać ranę, zawiązuje nitkę i kładzie bandaż na szew.Caleb pomaga miusiąść, rozdziela brzegi swoich dwóch koszul, ściąga przez głowę tę z długimi rękawami i daje miją.Ojciec ostrożnie wsuwa moją rękę do rękawa, a resztę koszuli naciągam przez głowę.Jestworkowata, pachnie świeżością, jak Caleb. No więc odzywa się cicho ojciec. Gdzie matka? Odeszła odpowiadam. Uratowała mnie.Caleb zamyka oczy i głęboko oddycha.Ojciec przez chwilę wygląda na zbolałego, ale bierze się w garść, odwraca błyszczące oczy ikiwa głową. To dobrze mówi przez zaciśnięte gardło. Dobra śmierć.Jeśli teraz wszystko opowiem, załamię się, a na to nie mogę sobie pozwolić.Więc tylko kiwamgłową.Erie nazwał samobójstwo Ala aktem odwagi.Mylił się.Zmierć mojej matki to akt odwagi.Pamiętam, jaka była łagodna, jaka zdeterminowana.I nie chodzi tylko o to, że zginęła za mnie; alezrobiła to spontanicznie, bez wahania i pewnie przez myśl jej nie przeszło, żeby postąpić inaczej.Ojciec dzwiga mnie z podłogi.Czas zapoznać się z pozostałymi ludzmi w pomieszczeniu.Matka mówiła, żeby ich uratować.Dlatego że jestem Nieustraszona, mam obowiązek przejąćdowodzenie.Nie wiem, jak udzwignę ten ciężar.Marcus wstaje.Kiedy go widzę, wraca pamięć sceny, kiedy smagnął mnie w ramię paskiem.Pierś mi się ściska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]