[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak przynajmniej twierdzi Eric.-Lynn unosi brew.- Cztery mówi, że to przygotowanie.- Hm, rzadko się zgadzają.Kiwam głową.Cztery uważa, że wizja Nieustraszonych, jaką ma Eric, nie jest taka,jaka powinna być, ale żałuję, że nie powiedział, jaką wizję uznaje za właściwą.Często widzęjej fragmenty - wiwaty Nieustraszonych, kiedy skaczę z budynku, sieć ramion, w którą wpa-dam, po zjeździe z liny - ale to nie wystarcza.Czy przeczytał manifest Nieustraszonych? Czyw to wierzy - w zwyczajne akty męstwa?Otwierają się drzwi do sali treningowej.Shauna, Zeke i Cztery wchodzą w chwili, kie-dy Uriah strzela do kolejnego celu.Plastikowa śrucina odbija się od środka tarczy i toczy popodłodze.- Wydawało mi się, że coś tu słyszałem - odzywa się Cztery.- Okazuje się, że to mój braciszek idiota - prycha Zeke.- Nie powinno cię tu być pogodzinach.Ostrożnie, bo Cztery powie Ericowi, a to jest tak, jakby cię oskalpowali.Uriah marszczy nos na brata i odkłada pistolet na śrut.Marlene przechodzi przez salę,pogryzając muffina, a Cztery odsuwa się od drzwi, żeby wypuścić nas jedno po drugim.- Nie powiesz Ericowi.- Lynn patrzy podejrzliwie na instruktora.- Nie, nie powiem.Kiedy go mijam, kładzie mi rękę na plecach, naciska między łopatkami.Drżę.Mamnadzieję, że tego nie zauważy.Tamci oddalają się korytarzem, Zeke i Uriah popychają się na-wzajem, Marlene dzieli się muffinem z Shauną, na przodzie maszeruje Lynn.Zaczynam zanimi iść.- Poczekaj sekundę - prosi Cztery.Odwracam się do niego i zastanawiam, którą wersję teraz widzę - tę, która mi nacierauszu, czy tę, która wspina się za mną na diabelski młyn.Uśmiecha się nieznacznie, ale uśmiech nic dociera do oczu, pełnych napięcia i niepokoju.- To jest odpowiednie dla ciebie miejsce, wiesz? - zaczyna po chwili.- Jesteś jedną znas.Wkrótce będzie po wszystkim, więc trzymaj się, okay? - Drapie się za uchem i odwracawzrok, jakby czuł się zażenowany tym, co powiedział.Patrzę na niego.Puls tętni mi wszędzie, nawet w palcach stóp.Czuję się tak, jakbymrobiła coś, co wymaga odwagi, ale mogę po prostu spokojnie odejść.Nie wiem, co będzie mą-drzejsze czy lepsze.Nie jestem pewna, czy mnie to obchodzi.Sięgam po jego rękę.Jego palce wślizgują się między moje.Nie mogę oddychać.Pa-trzę do góry na niego, on patrzy w dół na mnie.Przez dłuższą chwilę tak stoimy.Potem co-fam dłoń i biegnę za Uriahem.Lynn i Marlene.Może teraz pomyśleć, że jestem głupia albodziwna.Może warto było.Wracam do sypialni przed innymi i kiedy zaczynają się schodzić, kładę się do łóżka iudaję, że śpię.Nie potrzebuję ich, skoro tak reagują, kiedy mi dobrze idzie.Jeśli uda mi sięprzebrnąć przez nowicjat, stanę się Nieustraszoną i nie będę już musiała widzieć tego całegotowarzystwa.Nie potrzebuję ich - ale czy ich chcę? Każdy tatuaż, który razem każemy sobie robić, to znak przyjaźni i prawie za każdym razem, kiedy się śmieję w tym ciemnym miejscu, to zaich przyczyną.Nie chcę tracić przyjaciół.Ale mam wrażenie, że już straciłam.Co najmniej pół godziny biję się z myślami, potem przewracam się na plecy i otwie-ram oczy.W sypialni jest ciemno - wszyscy leżą w łóżkach.Pewnie zmęczyło ich, że mnietak bardzo nie cierpią, myślę, uśmiechając się ironicznie.Jakby fakt, że pochodzisz z najbar-dziej znienawidzonej frakcji, nie wystarczał.Na domiar wszystkiego jeszcze im pokazałam,jaka jestem naprawdę.Wstaję, żeby napić się wody.Nie chce mi się pić, ale muszę coś zrobić.Gołe stopywydają mlaszczący odgłos, rękę przesuwam po ścianie, żeby się nie błąkać.Nad fontanną zwodą pitną płonie niebieska żarówka.Zarzucam włosy na ramię i się nachylam.Kiedy wodadotyka moich ust, słyszę głosy w końcu korytarza.Podkradam się bliżej nich z nadzieją, żeukryje mnie ciemność.- Jak do tej pory nie było takich objawów - głos Erica.- Objawów czego? Cóż, tak od razu tego nie widać - odpowiada ktoś.Głos kobiety;chłodny i znajomy, ale jak ze snu, nie konkretnej osoby - Treningi bojowe niczego nie wyka-żą.Symulacje jednak wyłapują Niezgodnych buntowników, o ile tacy się znajdą, więc musi-my parę razy przejrzeć nagrania, żeby się upewnić.Słowo „Niezgodni” sprawia, że robi mi się zimno.Pochylam się do przodu, z plecamiprzyciśniętymi do kamieni, żeby zobaczyć, do kogo należy znajomy głos.- Nie zapominaj, dlaczego kazałam Maksowi, żeby mianował ciebie.Twoim podsta-wowym zadaniem jest wyszukiwanie ich.Zawsze.- Nie zapomniałem.Przesuwam się kilkanaście centymetrów do przodu, mam nadzieję, że nadal mnie niewidać.Kimkolwiek jest ta osoba, to ona pociąga za sznurki; ona jest odpowiedzialna za mia-nowanie Erica; ona chce mojej śmierci.Wysuwam głowę, natężam się, żeby ich zobaczyć, za-nim skręcą za róg.Wtedy ktoś łapie mnie od tyłu.Zaczynam wrzeszczeć, ale czyjaś ręka zatyka mi usta.Pachnie mydłem i jest taka duża, że przykrywa mi dolną część twarzy.Rzucam się, ale ramio-na, które mnie trzymają, są za silne, gryzę go w palec.- Aj! - krzyczy ktoś ochryple.- Zamknij się i nie otwieraj ust.- Głos jest wyższy od głosu przeciętnego mężczyzny iwyraźniejszy.Peter.Czarna przepaska zakrywa mi oczy, druga para rąk zawiązuje ją z tylu mojej głowy.Walczę o oddech.Za ramiona trzymają mnie co najmniej dwie pary rąk, ciągną mnie do przo-du, jedna ręka popycha w plecy, w tym samym kierunku, druga zatyka mi usta.Troje ludzi.Boli mnie klatka piersiowa.Sama nie dam rady trojgu.- Ciekawe, jak to jest, kiedy Sztywniaczka błaga o litość - mówi z chichotem Peter.-Pośpieszcie się.Próbuję skoncentrować się na ręce na moich ustach.Musi być na niej jakiś charaktery-styczny znak, który ułatwi identyfikację.Jego tożsamość to problem, który potrafię rozwią-zać.I muszę rozwiązać natychmiast, bo wpadnę w panikę.Dłoń jest spocona i miękka.Zaciskam zęby i oddycham przez nos.Zapach mydła wy-daje się znajomy.Trawa cytrynowa i szałwia.Ten sam zapach otacza łóżko Ala.Czuję uciskw żołądku.Słyszę szum wody na kamieniach.Zbliżamy się do przepaści, biorąc pod uwagę natę-żenie dźwięku.Zaciskam wargi.Jeśli jesteśmy nad przepaścią, wiem, co chcą zrobić.- No, dalej, podnosimy ją.Szarpię się, ich szorstka skóra ociera się o moją, ale to na nic.Krzyczę, ale nikt mnienie usłyszy.Przeżyję do jutra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]