[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krztuszę się, twarz mam gorącą od krwi.Symulacja nimmanipuluje - mówi Jeanine.Ledwie ją słyszę, tak głośno bije miserce.- Zmiana tego, co widzi, powoduje, że myli wroga zprzyjacielem.Jeden ze strażników odciąga ode mnie Tobiasa.Chwytam powietrze, drżąc, wpuszczam je do płuc.Nie ma go.Kontrolowany przez symulację zacznie teraz mordować ludzi,których jeszcze niecałe trzy minuty temu nazywał niewinnymi.Gdyby Jeanine zabiła go, byłoby to mniej bolesne.Zaleta tejwersji symulacji - ciągnie, a oczy jej błyszczą - polega na tym,że osobnik może działać niezależnie i dzięki temu jest znaczniebardziej wydajny niż bezmó- zgi żołnierz.- Patrzy nastrażników, którzy powstrzymują Tobiasa, on szarpie się z nimi,mięśnie ma napięte, oczy skierowane na mnie; widzi mnie, alenie tak, jak zazwyczaj widział.- Wysłać go do pokojukontrolnego.Potrzebujemy tam wrażliwej istoty, żeby wszystkomonitorować.Poza tym, o ile wiem, już tam pracował.- Jeanineskłada dłonie przed sobą.- A ją zabrać do pokoju B 13.- Macharęką, żeby się mnie pozbyć.To machnięcie ręki to mojaegzekucja, ale dla niej to tylko skreślenie punktu z listy zadań,jedyny logiczny ruch na tej ścieżce, na którą weszła.Przyglądami się bez emocji, kiedy dwaj żołnierze Nieustraszonychwyciągają mnie z pokoju.Wloką mnie korytarzem.W środkuczuję się odrętwiała.ale na zewnątrz krzyczę, szarpię się siłąwoli.Gryzę w rękę Nieustraszonego, tego po prawej, iuśmiecham się, kiedy czuję krew.Rozdział 35Budzę się w ciemnościach, wepchnięta w twardy kąt.Podłogajest gładka i zimna.Dotykam pulsującej głowy i jakiś płynspływa mi po koniuszkach palców.Czerwony - krew.Kiedyopuszczam rękę.walę łokciem w ścianę.Gdzie jestem?Nademną mruga światło.Słabo świeci niebieska żarówka.Wokółwidzę ściany zbiornika i swoje przyćmione odbicienaprzeciwko.Małe pomieszczenie z betonowymi ścianami bezokien.Pusto.Hm, prawie - do jednej z betonowych ścian jestprzymocowana mała kamera wideo.Obok stóp dostrzegamnieduży otwór.Do niego podłączono rurę, a do rury stojący wkącie wielki zbiornik.Drżenie zaczyna się od koniuszkówpalców i rozprzestrzenia na ramiona.Wkrótce drży całe mojeciało.Trazem to nie symulacja.Prawe ramię mam zdrętwiałe.Kiedy odpycham się, żeby wstać, tam gdzie siedziałam, zostajekałuża krwi.Nie wolno mi wpaść w panikę.Opieram się ościanę, oddycham.Najgorsze, co mi się teraz może zdarzyć, to że utonę w tymzbiorniku.Przyciskam czoło do szkia i się śmieję.Zmiechzamienia się w ikanie.Nie poddam się, niech ten ktoś, kto patrzyna mnie przez kamerę, widzi, że jestem odważna.Ale czasem tonie podjęcie walki świadczy o odwadze, ale stawienie czołanieuchronnej śmierci.Szlocham z głową przy szkle.Nie boję sięśmierci, ale chcę umrzeć inaczej, nie tak.Lepiej krzyczeć, niżpłakać, więc wrzeszczę z całych sił i walę piętą w ścianę zamną.Stopa się odbija, znowu kopię, tak mocno, że boli mniepięta.Kopię bez przerwy, potem odsuwam się i rzucam sięlewym ramieniem na ścianę.Uderzenie sprawia, że rana naprawym ramieniu pali, jakby ktoś wetknął w nią gorącypogrzebacz.Woda tryska z dna zbiornika.Kamera wideooznacza, że mnie obserwują - nie, raczej przeprowadzająbadania tak.jak to robią Erudyci.%7łeby zobaczyć, czy mojereakcje w świecie rzeczywistym odpowiadają reakcjom wsymulacji.%7łeby udowodnić, że jestem tchórzem.Rozluzniampięści i opuszczam ramiona.Nie jestem tchórzem.Podnoszęgłowę i patrzę w szklane oko naprzeciwko mnie.Jeśliskoncentruję się na oddychaniu, zapomnę, że mam umrzeć.Gapię się w kamerę, aż moje pole widzenia zawęża się i widzętylko ją.Woda sięga mi do kostek, potem do łydek, do bioder.Wznosi się ponad koniuszki palców.Robię wdech; robięwydech.Woda jest miękka jak jedwab.Wdech.Woda wyczyścimoje rany.Wydech.Matka zanurzyła mnie w wodzie, kiedybyłam niemowlakiem, żeby oddać mnie Bogu.Już od dawna niemyślałam o Bogu, ale teraz o Nim myślę.To naturalna rzecz.Cieszę się, że strzeliłam Ericowi w stopę, a nie w głowę.Mojeciało unosi się razem z wodą.Nie macham nogami, żeby sięutrzymać na powierzchni.Wydmuchuję powietrzez płuc i opadam na dno.Woda przytępia mi słuch.Czuję jej ruchna twarzy.Rozważam, żeby zaczerpnąć wody do płuc i szybciejumrzeć, ale nie potrafię się do tego zmusić.Wydycham bańki zust.Odpręż się.Zamykam oczy.Płuca mi płoną.Pozwalam, żebyręce uniosły mi się do szczytu zbiornika.Pozwalam, żeby wodaobjęła mnie swoimi jedwabnymi ramionami.Dawno, dawnotemu ojciec trzymał mnie nad głową i miałam wrażenie, że lecę.Przypominam sobie, jakie było powietrze opływające mojeciało, i się nie boję.Przede mną staje ciemna postać.Muszę byćbliska śmierci, skoro mam zwidy.Ból przeszywa mi płuca.Duszenie boli.Dłoń przyciska się do szkła przede mną, przezchwilę patrzę przez wodę, wydaje mi się, że widzę rozmazanątwarz swojej matki.Słyszę huk i szkło się roztrzaskuje.Wodawybija dziurę blisko szczytu zbiornika, szyba pęka na pół.Odwracam się i siła wody wyrzuca moje ciało na posadzkę.Chwytam powietrze, połykam wodę razem z tlenem, kaszlę iznowu łapię oddech.Czyjeś ręce otaczają moje ciało.Słyszę jejgłos.Beatrice, Beatrice, musimy uciekać.Zakłada moje ręce na swoje ramiona i mnie podnosi.Ubrana jestjak moja matka i wygląda jak moja matka, ale trzyma pistolet, astanowczy wyraz jej oczu wydaje mi się obcy.Potykam się, idącobok niej przez wodę, po stłuczonym szkle, do otwartych drzwi.Za progiem leżą martwi strażnicy z Nieustraszonych.Zlizgam sięna kafelkach, kiedy podążamy korytarzem tak szybko, jak tylkopozwalają na to moje nogi.Skręcamy za róg.Matka strzela dodwóch strażników przy drzwiach na końcu.Kule trafiają ich wgłowy, obaj walą się na podłogę.Matka przyciska mnie dościany i zdejmuje szary żakiet.Ma na sobie koszulę bez rękawów.Kiedy podnosi ramię, widzękawałek tatuażu pod jej pachą.Nic dziwnego, że nigdy się przymnie nie przebierała.Mamo - odzywam się napiętym głosem.-Byłaś Nieustraszoną.Tak - odpowiada z uśmiechem.Z żakietu robi temblak na mojąrękę, zawiązuje mi rękawy wokół szyi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]