[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matka należała do rozproszonej rodziny.Było to dla niej zródłem smutkui chluby.Jakby się czuła gościem w domu, wolała rozkładać sweprzybory do pisania na okrągłym stole nakrytym czerwoną pluszowąserwetą niż na zdobnym w złote okucia biurku, które Mosze najczulej jejofiarował.Mały Mordechaj bawił się pluszowymi pomponami, a od czasudo czasu spoglądał na rosnący stos listów i zgarniał niepotrzeb143ne już koperty, z których pózniej pozwalano mu odklejać znaczki.Niekiedy matka w ciągu jednego dżdżystego popołudnia pieczętowałakoperty zaadresowane do Polski, Rumunii, Stanów Zjednoczonych,nawet do Chin i Ekwadoru.Pisała, póki wszystkiego z siebie nie rozdałaswoim bliskim.Dopiero wiele, wiele lat pózniej Mordechaj zrozumiał, jak doniosłą rolęgrała ta rozproszona rodzina w tajemnym życiu jego matki; dopieropózniej zrozumiał, że w jej przeświadczeniu ich wszechobecność mogłazapewnić i przyspieszyć odkupienie całego świata.Ta myśl, zawsze wniej żywa, chociaż nie wypowiedziana nigdy, wywyższała ją niejakospośród mnóstwa pobożnych kobiet, które stale przepływały przez domHimmelfarbów, jadły strucle, piły kawę, omawiały dobroczynneprzedsięwzięcia, obwieszczały narodziny, małżeństwa i zgony, a czasemnawet pozwalały sobie w obecności gospodyni na wybuchy lekkiej, jeślinie swawolnej pogawędki.Zawsze jednak wracały do jednego punktu.Zespolone, tworzyły niby zbity w kulę rój pszczół popychanychinstynktem wiary, upojonych miodem swojego Boga.Obecności tego Boga pośród orzechowych mebli okazałego domu - boHimmelfarbowie przenieśli się tu z mieszkania nad sklepem w okresie,którego Mordechaj nie obejmował pamięcią - nie podawał w wątpliwośćświatowy, lecz przezornie powściągliwy Mosze, a mały chłopiecprzyjmował ją jako pewnik i nie zmienił tej postawy nawet wtedy, gdywyrósł na zarozumiałego młodzieńca; w swym ówczesnym sceptycyzmiezwątpił nie o samej religii jednak, lecz o tym, czy jest mu ona potrzebna.Religia, niby zimowy płaszcz, stała się dokuczliwym, zbędnym ciężarem,kiedy wiosna rozkwitała w lato i ujawniały się stopniowo naturalne zródłaciepła.Myliłby się wszakże, kto by sądził, że młody człowiek wyzbył sięmiłości i szacunku dla trwałych zalet swojego starego, odrzuconegopłaszcza.W okresie przesilenia miłości144własnej, w płomieniach fizycznego żaru, na samą myśl o nim tajał ztęsknoty.Tymczasem jednak mały chłopiec żył otulony ciepłą rzeczywistościąosłony, którą rodzice dali mu na stały użytek.Zaledwie skończył sześć lat, gdy matka powiedziała zdawkowym tonem,jak zwykle mówiła rzeczy najważniejsze:- Czy wiesz, Mosze, że pora już, aby nasz syn zaczął nauki?- Joj - ojciec, ciesząc się własnym żartem, aż zmrużył oczy z udanegoprzerażenia.- Czyżbyś chciała już męczyć malca? I.to co gorsza,hebrajszczyzną?- Tak - odparła z powagą.- To nasz własny język.Mosze często sam sobiezadawał pytanie, jak to się stało, żepoślubił swoją żonę.Którą zresztą kochał.Tak więc zapadła decyzja.Chłopcy z ich środowiska zwykle chodzili na naukę do Herr EphraimaGliicka, mełameda; lecz Mordechaja miał zapoznać z elementarzemkantor Katzmann, do którego Frau Himmelfarb żywiła szczególnezaufanie.Mordechaj nauczył się alfabetu w zawrotnym tempie.Wkrótceteż umiał pisać całe zdania i recytować modlitwy.To go wbiło w pychę.Odwracał głowę i mamrotał teksty nazbyt już dobrze znane lubdeklamował je za głośno, z bezczelną duchową arogancją.Pewnego razu kantor zmuszony był napomnieć go tymi słowy:- Jeżeli %7łyd jest dumny, Mordechaju, tym bardziej gorzko mu będziełykać proch ziemi.A to go na pewno nie ominie.Sam kantor był pokornym %7łydem, obarczonym gromadą zezowatychdzieci i gderliwą żoną.Jedyną jego chlubę stanowił piękny głos.Gdy ażdo dna wyczerpał jego siłę, zdawał się doprawdy spustoszony wewnątrz iopadał na145krzesło z uśmiechem śmiertelnej błogości.Mordechaj zapamiętałzwłaszcza moment, gdy po wzlotach Rosz Haszana i Jom Kipur kantorwyglądał jak ktoś, kto porwał się na nieosiągalne szczyty.Białeprzymknięte powieki nie zadrżały nawet, kiedy siedząc uśmiechał sięlekko spoza nich.Kantor był małym człowieczkiem i uczeń bardziej gokochał we wspomnieniu, nizli szanował w życiu.Gdy Mordechaj miał dziesięć lat, oddano go do gimnazjum.Jeszcze przedbar micwą uczył się greki, łaciny, francuskiego, a szczególnie upodobałsobie język angielski.Zaczął zgarniać nagrody.W kołach dobrzepoinformowanych jak i w tych, które wcale poinformowane nie były,mówiono, że Mordechaj ben Mosze jest wyjątkowo zdolnym chłopcem.- Widzisz, Małko - powiedział ojciec, już w duchu planując obdarzeniesyna jakąś dodatkową, kosztowną nagrodą- naszemu Martinowi pewnie jest sądzone wyrosnąć na wybitnąosobistość.Nabrał bowiem tego śmiesznego i wstrętnego zwyczaju, że nazywał synaniemieckim imieniem; żona, słuchając go, ściągnęła brwi jak gdyby podwpływem fizycznego bólu, lecz na przekór tej mimice udręki okazałazadowolenie z sukcesów swego dziecka.- Ach! - zawołała.- Tak.- zaczęła mówić, nagle jednak porwał ją kaszel.- Tak, zawsze przecież wiedzieliśmy, że nie jest głupcem.Jak uporczywie męczył ją kaszel.- Ale to są sprawy uboczne - zdołała wreszcie wykrztusić.- Pragnę tylko jednego: żeby mój Mordechaj zostawił po sobie pamięćbogobojnego człowieka.Tak żona swoją surową konsekwencją mroziła ojcowską radość; toteżMosze z czasem przestał ją kochać, jakkolwiek nadal szanował.Zezwykłą swoją swobodą, zawsze uprzejmie,146składał na żonę wiele ciężarów, ponieważ wiedział, że ona umie jedzwigać, i rzeczywiście dzwigała mężnie, rozporządzając mimo dośćwątłego ciała niemałą siłą ducha.Sam na sam z synem często pozwalała sobie na odprężenie, nawet wtedy,kiedy już był dorosły.Stawała się w swoim tajemnym rozradowaniuniemal płocha, tak że te objawy zbędne, by nie rzec: nienaturalne, wosobie tak godnej z natury, zawstydzały chłopca.- Mordechaj ben Mosze - zwracała się do niego półgłosem i na pół ześmiechem.Jak gdyby chciała w ten sposób ustalić jego niewątpliwą tożsamość.W obecności syna snuła na głos myśli, czasem mówiąc po niemiecku,częściej w języku jidysz, a Mordechaj z czasem nauczył się, śledząc jejszept, wiązać poszczególne ogniwa w łańcuch.Opowiadała też różnehistorie o krewnych i o świętych.Niekiedy bywała wręcz natchniona.Jejstół sederowy stanowił ucieleśnienie prostych dogmatów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]