[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* Madame Sans Regret (frane.) madame bez litoÅ›ciStary odgraża siÄ™, że opublikuje ten pamiÄ™tnik, kiedy poczuje siÄ™ nasiÅ‚ach, by stanąć do dwudziestu pojedynków na dzieÅ„, i tak dzieÅ„ w dzieÅ„przez trzy miesiÄ…ce.Ale przerwaÅ‚em ci miaÅ‚eÅ› mi powiedzieć, dlaczegostamtÄ…d wyjechaÅ‚eÅ›. MusiaÅ‚em odparÅ‚ Stephen. WszedÅ‚em w posiadanie pewnegocennego przedmiotu. Jego palce powÄ™drowaÅ‚y do ogromnej perÅ‚y,jarzÄ…cej siÄ™ cichym blaskiem w faÅ‚dach halsztuka. Uk.ukradÅ‚eÅ› jÄ…? Nie, wygraÅ‚em.Ale mój przeciwnik byÅ‚ synem pewnej wysokopostawionej osoby.PerÅ‚a byÅ‚a wÅ‚asnoÅ›ciÄ… jego ojca.A ja nie miaÅ‚emzamiaru jej zwracać. Ale dlaczego, Stephenie? Tak byÅ‚oby najproÅ›ciej. ZabiÅ‚eÅ› mi klina tym pytaniem.Sam nie wiem, dlaczego, ale jakoÅ› niepotrafiÅ‚em siÄ™ na to zdobyć.Może w tej perle tkwi jakaÅ› tajemna moc.MożeodziedziczyÅ‚em zÅ‚e skÅ‚onnoÅ›ci. DÅ‚ugo milczaÅ‚, patrzÄ…c w rzekÄ™. NiechodziÅ‚o mi o jej wartość.PoniewieraÅ‚em siÄ™ w rynsztokach, z gÅ‚odużoÅ‚Ä…dek przysychaÅ‚ mi do grzbietu przecież mogÅ‚em jÄ… sprzedać i najeśćRS57siÄ™ do syta.Nie sprzedaÅ‚em.WalczyÅ‚em o niÄ… do upadÅ‚ego.Tak naprawdÄ™nigdy nie byÅ‚a mojÄ… wÅ‚asnoÅ›ciÄ… to ona mnie posiadÅ‚a. Dziwaczysz, Stephenie. Ależ nie.Jej naprawdÄ™ nie można sprzedać.JÄ… trzeba nosić.Chybazawsze zdawaÅ‚em sobie z tego sprawÄ™.I nie mógÅ‚ jej nosić byle oberwaniec,ale prawdziwy pan.UciekÅ‚em do Dublina tam najÅ‚atwiej byÅ‚o siÄ™ ukryć.SypiaÅ‚em na ulicy, żeby wyżyć żebraÅ‚em albo kradÅ‚em jedzenie zestraganów.Wiesz, André, od czasu gdy jÄ… mam, wciąż gna mnie jakiÅ›niepokój.Chyba już nigdy siÄ™ od niego nie uwolniÄ™.Czy mówiÄ™ jakszaleniec? Nic podobnego.Opowiadaj dalej. A jednak to szaleÅ„stwo.Po kilku miesiÄ…cach tuÅ‚aczki zostaÅ‚emterminatorem u pewnego drukarza, bo z kilkunastu brudnych, obdartychgÅ‚odomorów ja jeden potrafiÅ‚em czytać i Å‚adnie pisać.Ten drukarz to byÅ‚astara, zÅ‚oÅ›liwa kanalia, ale jedno musiaÅ‚em mu przyznać, miaÅ‚ Å‚eb na karku.SpaÅ‚em na stryszku, nad prasami, stary pozwalaÅ‚ mi tam czytać, kiedykoÅ„czyÅ‚ siÄ™ mój czternastogodzinny dzieÅ„ pracy.WydzielaÅ‚ mi ogryzekÅ›wiecy, i czytaÅ‚em skÄ…piÄ…c sobie tego ogarka, przeklinajÄ…c go i bÅ‚agajÄ…c bynie zgasÅ‚, nim doczytam stronicÄ™ do koÅ„ca. Mój Boże! zawoÅ‚aÅ‚ André. A kiedy spaÅ‚eÅ›? Prawie nie spaÅ‚em.Nie masz pojÄ™cia do czego mÅ‚ody, wygÅ‚odzonyumysÅ‚ może nakÅ‚onić mdÅ‚e ciaÅ‚o.Ten stary dureÅ„ biÅ‚ mnie i gÅ‚odziÅ‚, ajednak byÅ‚em szczęśliwy.PrzygotowujÄ…c skÅ‚ady, powlekajÄ…c prasy farbÄ…przeczytaÅ‚em caÅ‚Ä… klasykÄ™.Kiedy stamtÄ…d odchodziÅ‚em, wÅ‚adaÅ‚em kilkomajÄ™zykami nowożytnymi i radziÅ‚em sobie jako tako ze starożytnymi.WypleniÅ‚em bÅ‚Ä™dy z jÄ™zyka i robactwo z odzieży.CerowaÅ‚em sobie portki,zawsze byÅ‚em umyty i uczesany.Co niedziela czerniÅ‚em z nabożeÅ„stwemmoje zdarte trzewiki i wkÅ‚adaÅ‚em mocno znoszone ubranie, które już nierazzmieniaÅ‚o wÅ‚aÅ›ciciela.ByÅ‚em chudy jak szczapa, zgarbiony, od Å›lÄ™czenianad książkami nabawiÅ‚em siÄ™ zeza. ZmieniÅ‚eÅ› siÄ™ zauważyÅ‚ André. To prawda.Wiesz, drukarz miaÅ‚ córkÄ™, którÄ… wysÅ‚aÅ‚ na nauki gdzieÅ›do Anglii.KtóregoÅ› dnia wróciÅ‚a do domu uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ lekko jednymkÄ…cikiem ust. I to byÅ‚ koniec rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ André. ByÅ‚em gotów oddać jej wszystko prócz perÅ‚y.CzytywaÅ‚em jejHoracego, te ody, rozumiesz.Ale któregoÅ› razu stary znalazÅ‚ w jej izdebcewolny przekÅ‚ad z Safony, pisany moim kaligraficznym pismem.ByÅ‚ tojeden z bardziej namiÄ™tnych urywków.Z pewnej zawartej w nim aluzji staryRS58wywnioskowaÅ‚, że być może jego córka znaÅ‚a drogÄ™ na moje nÄ™dznepoddasze. A znaÅ‚a?Stephen uniósÅ‚ kpiarsko brew. Cnota niewiasty wydeklamowaÅ‚ jak i jej wiek, to nie sÄ… tematydo dyskusji. OczywiÅ›cie zwolniÅ‚ ciÄ™ z roboty. WykopaÅ‚ mnie na mokry bruk podkutym buciorem w zadek.UdaÅ‚omi siÄ™ ukryć na statku, pÅ‚ynÄ…cym do Londynu i w ten sposób znalazÅ‚em siÄ™w Anglii.PierwszÄ… i ostatniÄ… osobÄ…, którÄ… tam bliżej poznaÅ‚em, byÅ‚ pewienkupiec winny z Londynu.ZaniedbywaÅ‚ handel na rzecz kart.Z brakulepszych partnerów uczyÅ‚ mnie grać i wygrywaÅ‚ moje nÄ™dzne zarobki.W tejsytuacji musiaÅ‚em tak wyćwiczyć siÄ™ w grze, żeby nie dać siÄ™ ograć.Pozakup wina mój chlebodawca wyprawiaÅ‚ siÄ™ do WÅ‚och i Francji, a ja wraz znim.Z czasem nawet mnie polubiÅ‚.Podczas bytnoÅ›ci we Francji mocnodoskwieraÅ‚ mi brak eleganckiego ubrania.Tamtejsze dziewczyny byÅ‚y taksÅ‚odkie jak miód wiesz, André, wasze kobiety sÄ… wprost stworzone domiÅ‚oÅ›ci.ZaczÄ…Å‚em wiÄ™c go ogrywać raz za razem i zwolniÅ‚ mnie z posady.Wtedy zaczęła siÄ™ moja wielka włóczÄ™ga, za jedyne zródÅ‚o utrzymaniamiaÅ‚em karty i zrÄ™czne palce.Dopiero we Francji zaczÄ…Å‚em otwarcie nosićtÄ™ perÅ‚Ä™, chociaż wciąż czuÅ‚em siÄ™ jak szalbierz.Ale walczyÅ‚em z tymuczuciem. UrwaÅ‚, zmarszczywszy lekko brwi. Wciąż z nim walczÄ™ dodaÅ‚ cicho. A czy bÄ™dziesz mógÅ‚ jÄ… nosić ze spokojnym sumieniem spytaÅ‚André kiedy już osiÄ…dziesz na wÅ‚asnej ziemi?Stephen nie odpowiedziaÅ‚, nabraÅ‚ w dÅ‚oÅ„ miÄ™kkiej ziemi i patrzyÅ‚, jak siÄ™przesypuje miÄ™dzy palcami. W ciÄ…gu roku powiedziaÅ‚ po chwili oczyszczÄ™ tÄ™ ziemiÄ™ z dÅ‚ugu,a w nastÄ™pnym wybudujÄ™ sobie dom, jakiego jeszcze nie byÅ‚o w Starym aniNowym Zwiecie.Wierzysz mi, André?André patrzyÅ‚ mu w twarz w milczeniu. Tak powiedziaÅ‚ wreszcie. WierzÄ™ ci.Nikt i nic ciÄ™ niepowstrzyma.Musisz przeć do przodu, bo nie potrafisz inaczej.To straszne,Stephen.Czasem żal mi ciebie. Zachowaj żal na wÅ‚asny użytek burknÄ…Å‚ Stephen wstajÄ…c.PrzyszedÅ‚ mi do gÅ‚owy pewien pomysÅ‚.Niedaleko stÄ…d jest dom tegoopasÅ‚ego Hugona.WproÅ›my siÄ™ do niego w goÅ›cinÄ™, czy mu siÄ™ to spodobaczy nie.Pewnie najpierw bÄ™dzie próbowaÅ‚ poderżnąć nam gardÅ‚a, ale wRS59koÅ„cu posadzi nas za stoÅ‚em.W tej chwili, za porzÄ…dne niemieckie jedzeniezniosÄ™ nawet jego towarzystwo.André rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™, zawrócili konie na północ.Dziki gÄ…szcz urwaÅ‚ siÄ™ nagle, przed nimi rozciÄ…gaÅ‚y siÄ™ pola uprawne.UprawÄ™ tych gruntów przeprowadzono niezwykle pieczoÅ‚owicie, przezkażdÄ… piÄ™dz ziemi, która nadawaÅ‚a siÄ™ do orki, biegÅ‚y równiutkie bruzdy. Ma foi zawoÅ‚aÅ‚ André. Ten Waguespack to gospodarz caÅ‚Ä…gÄ™bÄ…!Droga dojazdowa do domu byÅ‚a równie starannie wytyczona i utrzymanajak pole, gdy jednak podjechali bliżej, prysÅ‚o wrażenie Å‚adu i porzÄ…dku.Zbudowany z cyprysowych bali na przemian z miÄ™kkÄ… cegÅ‚Ä… br?queteentre poteaux dom chyliÅ‚ siÄ™ ku ruinie.Na dziedziÅ„cu walaÅ‚o siÄ™mnóstwo wszelakiego Å›miecia, poÅ›ród prosiÄ…t bawiÅ‚a siÄ™ w bÅ‚ocie czwórkapÅ‚owowÅ‚osych dzieci.StrwożyÅ‚y siÄ™ na widok przyjezdnych, wytrzeszczoneniebieskie oczy dziwnie odbijaÅ‚y od ich umorusanych twarzy, nadajÄ…c imwyglÄ…d jaseÅ‚kowych aktorów, ucharakteryzowanych na Murzynów. Czy wasz ojciec jest w domu? zwróciÅ‚ siÄ™ do nich André pofrancusku.Dzieci staÅ‚y w milczeniu, wpatrujÄ…c siÄ™ w obcych z otwartymi buziami. Czy wasz ojciec jest w domu? zapytaÅ‚ Stephen po angielsku.Milczenie. Niech mnie kule bijÄ…! zirytowaÅ‚ siÄ™ André. Czy one nie umiejÄ…mówić? UmiejÄ….Uważaj teraz powiedziaÅ‚ Stephen i powtórzyÅ‚ pytanie wwartkiej, gardÅ‚owej niemczyznie. Jak na komendÄ™ zamknęły siÄ™ wszystkie buzie i dzieci zbiÅ‚y siÄ™ wgromadkÄ™ niczym stadko owiec. Nie odparÅ‚o jedno z nich w dialekcie dolnoniemieckim Jest wpolu. A matka? W domu. Idz i powiedz jej, że dwaj panowie chcÄ… z niÄ… rozmawiać. Brrr, co to za jÄ™zyk wstrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™ André. ChrzÄ…ka siÄ™, charczy i bulgocze, pryskajÄ…c Å›linÄ… na dwadzieÅ›ciajardów dookoÅ‚a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]