[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skrzydlo stada minelo szereg Kobr, a kiedy w godzine pózniej Menssana wystartowala i czworonogi mogly podjac wedrówke w te sama co poprzednio strone, ichnowy szlak powinien wiesc teraz o dobry kilometr w bok od miejsca, w którym ludzie rozbili swójpierwszy obóz.Tak mialo to wygladac w teorii.Zostalo na szczescie az nadto duzo czasu, zeby upewnic sie, ze taksamo bedzie wygladalo w praktyce.Patrolówka zaczela podchodzic do ladowania, a wszystkie Kobry pospieszyly do miejsca, w którymmiala osiasc.- Dobra robota - odezwal sie w sluchawkach Jonny ego glos Banyona.- Mozemy wracac.Ostatnie chmury zniknely tuz przed zachodem slonca i ukazalo sie usiane gwiazdami niebo.Jonny iChrys, spacerujac wokól statku po wewnetrznej stronie perymetru, na zmiane nazywali gwiazdozbiory,które mogli rozpoznac, i starali sie dopasowac nazwy bardziej znieksztalconych do ich aventinskichodpowiedników.W koncu, kiedy zabraklo im nazw, po prostu zaczeli przechadzac sie w milczeniu,cieszac sie chlodnym i czystym powietrzem nadchodzacej nocy.Jonny wlaczyl wzmacniacz sluchu, totezwychwycil dobiegajacy ich z oddali loskot stada wczesniej niz Chrys, i kiedy stwierdzil, ze halas sie nienasila, wiedzial, ze ich plan sie powiódl.- Stado plaskokopytnych czworonogów? - zapytala Chrys, starajac sie przebic wzrokiem mroki nocy.- Tak - odrzekl, kiwnawszy glowa.- Nie zbliza sie do nas ani troche.Jest co najmniej kilometr stad.moze nawet dwa.Pokrecila glowa. - To dziwne - powiedziala.- Pamietam, jak kiedys w szkole podczas lekcji biologii nasz nauczycielstaral sie udowodnic, ze zadne zwierze ladowe wieksze od kondorynki nie mogloby nigdy rozwinaczmyslu magnetycznego, o ile na jego planecie nie panowaloby pole o nieprawdopodobnie duzej sile.Bardzo chcialabym, zeby teraz tu byl i mógl sobie obejrzec te bydleta.Jonny zachichotal.- Ja zas przypominam sobie, ze kiedys czytalem cos na temat tej starej teorii, zgodnie z która wszystkiemiejscowe rosliny i zwierzeta zyjace na róznych swiatach Dominium sa zmutowanymi potomkamizarodników czy bakterii przyniesionych na nie z ziemi przez sloneczne wiatry.Pamietam, ze wciaz sie oto sprzeczano, kiedy odkryto istnienie Troftów i Minthistów.Nie wiem, co zrobiliby zwolennicy tej teorii,gdyby dowiedzieli sie o Aventinie.O ile, rzecz jasna, nie zmienili wczesniej zdania.Domyslam sie, zemozliwosc wystawienia sie na publiczne posmiewisko jest jedna z tych ryzykownych sytuacji, z jakimimusza sie liczyc naukowcy.- Wiesz, zawsze zastanawial mnie ten uniwersalny kod genetyczny - rzekla w zamysleniu Chrys.-Dlaczego wszystkie formy zycia, jakie spotykamy, maja te sama budowe DNA i protein? Uwazam, ze tonielogiczne.- Nawet wówczas, gdyby sie mialo okazac, ze jest to jedyna struktura zapewniajaca istnienie zycia?- Tej teorii takze nigdy nie lubilam.Wydaje mi sie do pewnego stopnia arogancka.Jonny wzruszyl ramionami.- Prawde mówiac, i mnie nie bardzo sie podoba.Slyszalem kiedys o teorii Troftów, zgodnie z którajakas kosmiczna katastrofa, która wydarzyla sie przed trzema czy czterema miliardami lat, pozbawilaspora czesc wszechswiata wszelkiego zycia, a przy tej okazji zniszczyla pierwsze inteligentne istotypróbujace swych sil w podrózach miedzygwiezdnych.Wszystkie glony i bakterie, które na róznychswiatach ten kataklizm przetrwaly, wywodzily sie z tego samego pnia, ale pózniej ewoluowaly niezaleznieod siebie.- Musialoby to byc cos niesamowitego.- Sadze, ze mogloby to byc cos w rodzaju wybuchu lancucha supernowych albo ostateczny kolapscentralnej czarnej dziury jakiejs galaktyki.- Aha.Prosciej byloby przyjac, ze to Bóg urzadzil celowo wszystko w taki sposób.- Z pewnoscia zycie kolonisty jest latwiejsze, jezeli moze spozywac miejscowe okazy flory i fauny -zgodzil sie z nia Jonny.- Ale twierdzenie odwrotne nie zawsze jest prawdziwe.Jonny spojrzal na nia z ukosa, ale nie mialaurazonej miny.- Doceniam to, ze pozwolilas mi dzisiaj poleciec razem z nimi - powiedzial, kiedy juz poruszyla tentemat.- Dobrze wiem, ze w czasie tej podrózy mialem trzymac sie od wszystkiego z daleka.- Nie mogles przeciez nie pomóc, kiedy cie poprosili - przerwala.- Poza tym nie wygladalo mi na to, zebedziesz narazony na jakies niebezpieczenstwa.Byles? - Nie.Oslaniala mnie przeciez zaloga patrolówki, a oprócz niej reszta ludzi na statku.Niemniej bede siestaral poprawic podczas dalszej drogi.Zachichotala i lekko uscisnela jego ramie.- Nie przejmuj sie, Jonny - powiedziala.- Naprawde.Nie chcialabym, zebys siedzial z zalozonymirekami, kiedy mozesz sie im na cos przydac.Tylko badz ostrozny.- Zawsze jestem - zapewnil ja, rozmyslajac, skad wziela sie u niej ta odmiana.To byla Chrys, która takdobrze znal, kiedy sie pobierali: zawsze popierajaca go w tym, co robil dla dobra innych.Co sie stalo, zesie zmienila? Czy w ten sposób reagowala na zmiane otoczenia, które przypomnialo jej dawne czasywalki o ujarzmienie Aventiny?Nie wiedzial.Ale podobala mu sie ta zmiana.i mial mnóstwo czasu, zeby w ciagu pozostalej czescidrogi wymyslic sposób na to, zeby taka zostala, kiedy w koncu powróca.Rozdzial dziesiatyZgoda na pozbycie sie helmów i filtrów nadeszla z Dewdrop" tuz przed ich wieczornymi badaniamimedycznymi.Joshua, zanim udal sie na spoczynek, stwierdzil, ze jego wech bez trudu przyzwyczail sie doegzotycznych woni, jakich nie brakowalo w powietrzu Qasamy.Kiedy jednak nastepnego dnia ranoopuszczali przydzielone im kwatery, cala grupa nie zdazyla zrobic trzech kroków, a Joshua doszedl downiosku, ze chyba powinien zmienic zdanie.Nowy zapach wydawal sie mieszanina woni aromatycznego pieczonego ciasta, niezbyt wonnego dymu iczegos, czego przy najlepszych checiach nie potrafil okreslic.Wygladalo na to, ze nie byl jedynym, który zwrócil na to uwage.- Co tu tak dziwnie pachnie? - zapytal Moffa Cerenkov, kilka razy pociagnawszy nosem.Moff zaciagnal sie powietrzem i powiedzial:- Czuje zapach piekarni znajdujacej sie za rogiem, dymy z rafinerii boru i spaliny z rur wydechowychsamochodów.- Rafinerii boru? - odezwal sie zdziwiony Rynstadt.- Tu, w samym sercu miasta?- Tak.A dlaczegóz by nie? - zapytal Moff.- No cóz.- Rynstadt zmieszal sie nieco.- Sadzilem, ze takie zaklady przemyslowe byloby bezpieczniejbudowac z dala od miejsc gesto zaludnionych.Na wypadek, gdyby doszlo do awarii.Moff pokrecilglowa.- Nie mamy tu awarii, które moglyby miec grozne konsekwencje - powiedzial.- A wszystkie urzadzeniasa najbezpieczniejsze wlasnie tam, gdzie znajduja sie teraz.- Ciekawe - mruknal Cerenkov.- Czy nie mozna byloby obejrzec tej rafinerii?Moff zawahal sie przez chwile, ale pózniej kiwnal glowa.- Mysle, ze nikt nie mialby nic przeciwko temu - powiedzial.- Prosze za mna.Minawszy pojazd, który czekal juz na nich przy krawezniku, ruszyl przed siebie, a za nim podazyloczterech Aventinian i pieciu eskortujacych ich Qasaman.Okazalo sie, ze rafineria znajduje sie o dwadomy dalej w niepozornym budynku wzniesionym miedzy dwiema wyjatkowo szerokimi alejami Sollas.Joshua nigdy w zyciu nie widzial zadnego zakladu przemyslu przetwórczego.Ogromna liczbazbiorników, rur i krzatajacych sie miedzy nimi Qasaman sprawiala na nim wrazenie raczej chaosu nizwyniku celowej dzialalnosci.Rynstadt jednak - a takze, choc w mniejszym stopniu, York - byli tymmiejscem zachwyceni.- Bardzo to wszystko pomyslowo urzadzone - stwierdzil Rynstadt, rozgladajac sie ciekawie po glównejhali.- Jeszcze nigdy nie slyszalem o metodzie ekstrakcji boru za pomoca schlodzonego babelkujacegogazu.Jaki to gaz, jezeli wolno zapytac?- Doprawdy, nie mam pojecia - odparl Moff.- Pewnie cos w rodzaju katalizatora, jak sadze.Czy jestesspecjalista w tej dziedzinie chemii?- Nie, wlasciwie nie - rzekl Rynstadt.- Interesuje sie róznymi rzeczami.moja praca jako nauczycielawymaga, zebym wiedzial to i owo na kazdy temat.- A wiec jestes ekspertem w dziedzinie nauk scislych.Rozumiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]