[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Książki? Nie bardzo.Lubię piękne oprawy. A samych środków, wnętrz między oprawami, już nie? Nie bardzo.Zresztą czyja wiem.Teraz nie było czasu czytać, a daw-niej, gdy było można, nie było znowu chęci. A pan jest z których stron? Przepraszam za babską ciekawość. Onjest z Baku. rzekł Hipolit. Aż z Baku! dziwiła się pani Laura szczerze i prawdziwie. Ojciec mój tam mieszkał.Matka tam umarła. Ale pan tutaj u naszostanie? W naszej okolicy? Jakiś czas Tutaj, w tej okolicy, w każdym razie zabawi pan dłużej.Prawda panieHipolicie? Bo tu mamy plan.Mamy plan balu w Odolanach.A tancerzy ani nalekarstwo! Pan przecie tańczy? Owszem tańczę. W takim razie jest nowy tancerz! Doskonale! Nie wiem, kiedy jest ten bal.Nie wiem, czy będę mógł być na nim. Czaruś! mój drogi, porzuć no ten temat.Nie ty w tych sprawach decydu-jesz, tylko ja. O, to-to! syczała piękna pani. Nie puścić! Nie puścić! Lokaj wszedłi cichym głosem poprosił do stołu.* * *134Panna Wanda Okszyńska miała skończonych szesnaście lat, a jednak niemogła przelezć z piątej do szóstej klasy szkoły państwowej w Częstochowie.Skończyło się na tym, że jej poradzono, ażeby sobie poszła na grzyby, gdyżz jej nauki nic nie będzie.Starania ojca, urzędnika bankowego, nic nie mogły wskórać, gdyż rzeczy-wiście Wandzia nie nadawała się do szóstej klasy.Krótko mówiąc, nie umiała na wyrywki tabliczki mnożenia, a wszelkie słówka stale wyfruwały z jejbiednej głowy.Nieszczęsny ojciec rozgniewał się na dobre i nie chciał patrzećna oblicze tej domowej oślicy.Matka rodzona siostra żony rządcy majątku hrabiów Wielosławskich w Nawłoci, pana Turzyckiego wyprawiła niepo-prawną oślicę na wieś do siostry, ażeby choć przez czas pewien zeszła z oczuojcowskich i spod jego ciężkiej pięści.Tę to pannę Wandę Okszyńską widziałCezary Baryka, gdy się salwowała ucieczką ścigana przez mściwą perliczkę.Owa panna Wanda jedno tylko miała na swe usprawiedliwienie: grała nafortepianie.Nic do jej głowy nie przystępowało, tylko ta muzyka.Mogła graćprzez cały dzień, nic nie jedząc ani pijąc mogła nie spać, a nawet nie wie-dzieć, że żyje na świecie, byleby jej tylko pozwolono bębnić na fortepianie.Toteż i bębniła.Rodzice rujnowali się na wynajem pianina i na drogie honorariadla metrów.Ci kręcili głowami i wszyscy, jak jeden, zapewniali: nadzwyczajnazdolność, zadziwiające ucho, niesłychana pamięć, istotny talent! Panny Wandzinie wbijało to w ambit.Ona grała dla samej muzyki.Upijała się tą swoją wyż-szą muzyką niczym pijak gorzałką.Po przyjezdzie do Nawłoci i do mieszkaniawujostwa, gdzie fortepianu nie było, nieszczęsna oślica chodziła jak błędna135owca.Po pewnym czasie ciotka Turzycka zastawała Wandzię siedzącą przy stolei zapamiętale przebierającą po nim palcami, nie bez zażywania fikcyjnego pe-dału.Azy lały się z oczu wygnanki, gdy tak sobie wygrywała na kancelaryjnymstole, pod nieobecność wujcia Turzyckiego.Panna Karolina Szarłatowiczówna, która bywała w mieszkaniu rządcostwa,przyniosła wiadomość o tęsknocie Wandzi Okszyńskiej za fortepianem, szerokorozłożyła tę wiadomość przed zgromadzeniem w tak zwanym pałacu i odpo-wiednio ją oświetliła.Ksiądz Anastazy, ciotki Aniela i Wiktoria i w ogóle wszy-scy domownicy poczęli domagać się niezwłocznego dopuszczenia muzyczki do pałacowego fortepianu, który pod swym pokrowcem zapomniał już poniekąd,że jest jakimś tam muzycznym instrumentem, i przyzwyczajał się z wolna doroli mebla cennego, lecz gruntownie nieużytecznego.Pani Wielosławska nie bezpewnej opozycji ustąpiła.I oto panna Wanda Okszyńska dorwała się do fortepia-nu.Wolno jej było odwalać swą sztukę pod następującymi kondycjami: 1) przedobiadem; 2) gdy nie ma gości; 3) gdy nikt nie jest cierpiący; 4) gdy nikt nie śpi;5) gdy w ogóle nikt nie zaprotestuje.Hipolit i Cezary powróciwszy na swej linijce ze śniadania u pani Laury Ko-ścienieckiej, wchodząc na ganek usłyszeli w salonie pysznie oddany polonezA dur Szopena.Ksiądz Anastazy, który już dawno wstał i kiedy kiedy!odprawił mszę świętą w kościele parafialnym wsi włościańskiej Nawłoć Dol-na, a teraz dawał baczenie na przygotowania do obiadu, będące właśnie w tokupod przewodnictwem Maciejunia objaśnił przybywających, kto gra, i roz-powiedział całkowitą historię o pannie Wandzi.Zalecił, żeby tej osóbce nieprzeszkadzać, nie zaglądać do salonu w ogóle, a natomiast usiąść sobie grzecz-nie w stołowym pokoju i wypić rozważnie przed obiadem, co tam Maciejunioz pewnością podać nie omieszka.Ale dwaj rycerze, którzy wrócili w humorachróżowych, pośniadankowych, byli innego zdania.Postanowili właśnie zobaczyćmuzykującą pannę i zapoznać się z nią natychmiast.Hipolit pierwszy otwo-rzył drzwi w sieni, na lewo do salonu i pociągnął za sobą przyjaciela.Ostatnizobaczył przed sobą ofiarę prześladowań ptasich.Stała obok fortepianu, po pen-sjonarsku strwożona wejściem dwu młodych kawalerów, z których jeden był 136o rozpaczy! panem dziedzicem Nawłoci z przyległościami.Dygnęła przedpanem dziedzicem i z wyrazem uszczęśliwienia podała mu rękę, gdy on raczyłją zaszczycić podaniem swojej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]