[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja nie znam się na tym, ale skoro doktórJudym potwierdza.Nawet moja żona.- Ach, z tymi młodymi lekarzami! - zawołał na pół żartobliwiedoktor Węglichowski.- Zdaje im się, że gdzie oni postawią nogę,tam z pewnością leży Ameryka, którą, rozumie się, należy co tchuodkryć.Przecie ja tu, moi panowie, siedzę zimą i latem, znam tenzakład i życzę mu dobrze.Jak sądzicie, czy mu życzę dobrze? Otóżtedy - cóż mi zależy na tym, żeby istniał jakiś kanał, który wilgoćwytwarza, gdyby ją wytwarzał.Ale ja ręczę, że to są fikcje, szukaniew całym dziury.Kanał jest potrzebny tak samo jak most, jak staw,jak droga, a więc go trzymamy.Okaże się, że jest szkodliwy - to gozniesiemy, ale dla fantazji rozpoczynać jakieś prace i rzucać w tokilkaset rubli, pieniędzy nie naszych przecie, pieniędzy, które żad-nego dochodu nie dadzą, które będą zmarnowane.- Należy w takim razie zrobić tylko małą poprawkę w ogłosze-niach, w opisach Cisów.Nie należy twierdzić, że tu leczą, przypuś-ćmy, febry uparte, choroby dróg oddechowych, bo tego tutaj spo-dziewać się nikt nie może.Dr Węglichowski chciał coś powiedzieć na to, ale się wstrzymał.Tylko szczęki jego kilka razy drgnęły.Po chwili dopiero rzekł lodo-watym głosem:- Ja także jestem lekarz.i mniej więcej wiem, co tu można le-czyć, a czego nie.Zapewne.nie wiem tego tak dokładnie jak sza-nowny kolega doktór Judym, ale o tyle, o ile.Miałem tu wypadkimalarii znakomicie wyleczonej, wypadki bardzo częste, więc niewidzę potrzeby nic wykreślać z opisów.- Mnie się zdaje - zwrócił się do Judyma któryś z kontrolerów- że może pan cokolwieczek za krańcowo bierze tę sprawę.Przecieżfrekwencja gości stale się zwiększa.- Frekwencja gości, proszę pana, niczego nie dowodzi.Jedenartykuł uczonego lekarza, udowadniający, że Cisy nie są zdrowedla tych, od kogo się przecie bierze pieniądze za powietrze mające227Stefan %7łeromskiich jakoby uleczyć, może całą sprawę obalić.Zakład może upaśćw ciągu jednego roku.Ja także zle nie życzę temu kochanemumiejscu i dlatego to mówię.- Jeden artykuł uczonego lekarza. uważasz? - mruknął z cichadr Węglichowski do Krzywosąda, zwijając grubego papierosa.- O cóż zresztą chodzi, o koszta?- A tak, my wiemy! - zaśmiał się Krzywosąd.Pan doktór znaj-dziesz sumę potrzebną na pokrycie wydatków.w kieszeni tegozacnego Lesa.Ale czy to jest sprawa jak należy? Stary da, rozumiesię, ale on nawet nie wie, na co daje.- I czy to dobrze, czy to dobrze namawiać tego samotnego czło-wieka do wydatków tak wielkich?- mówiła pani Laura.- On jestwprawdzie zamożny, ale nie milioner, nawet nie krociowy pan.Cozarobi, to rozda.Jeszcze tak być może, że na stare lata nie będziemiał gdzie głowy położyć.- Tak, panie doktorze - mówił ów kontroler trzymający stronęJudyma - Leszczykowski za wiele na te rzeczy wydaje.My wprost nato zezwolić nie możemy.Rozumiem jakiś drobiazg, ale takie sprawyfundamentalne, to nie uchodzi.Judym zawstydził się.Przyszła mu do głowy myśl, że w tej chwiliKrzywosąd podejrzewa go o intencję skorzystania z sum, które byM.Les przysłał na podniesienie dna rzeki.Myśl ta była tak niespo-dziewana i tak ogromna, że przydusiła wszystkie inne.Judym zamilkł i siadł na uboczu.Tak obalił się projekt do prawa o przekształcenie zbiornikówwody w parku cisowskim.Po wyjezdzie komisji wszystko szło daw-nym trybem i na pozór w stosunkach nic się nie zmieniło.Dyrektorbył dla Judyma uprzejmy, Krzywosąd przesadzał się w grzecznoś-ciach.W głębi kryła się zimna nienawiść.Judym upokorzony widział swój projekt w świetle jeszcze lep-szym.Odrzucenie go wydało mu się i ruiną zdrowia kuracjuszów,i postępkiem przeciwspołecznym.Mała w istocie swej kwestia228Ludzie Bezdomniwyrosła w jego myślach do niebywałych rozmiarów i zakrywałainne sprawy, stokroć większej doniosłości.Tak gzems dachu chle-wika stojący na prost okna, z którego patrzymy, zakrywa rozległyłańcuch gór dalekich.Antagoniści: dyrektor, Krzywosąd, Listwa, plenipotent, spieralisię właściwie nie o podnoszenie dna rzeki.Każdy z nich załatwiałw tej sprawie jakiś rachunek z Judymem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]