[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twoje słowo, granda Hiszpanii, najzupełniej mi wystarczy.Przebiegła twarz don Alvareza rozjaśniła się.- Skarbiec jest pusty, ekscelencjo! - zawołał niemal radośnie.- Ale postaram sięzapełnić go jak najprędzej i wyślę wówczas należną ci część!.Don Alonzo bawił się niedbale nożem do rozcinania kartek książki.- Nie mam ochoty czekać tak długo - oświadczył obojętnym tonem.- Zresztą radjestem, że nie otrzymałem od ciebie pieniędzy, senor, bowiem narażałem się nakompromitację i niełaskę królowej, gdyby się wykryło, iż biorę łapówkę.- Odłożył nóż izatarł swe białe, wypielęgnowane ręce.- Tak, tak - mruczał.- Nawet lepiej, że tak się stało.Przynajmniej pozostałem czystym i nie przekupionym sługą naszej monarchini.Don Alvarez śledził grę jego twarzy niespokojnym wzrokiem.Co ma na myśli tenkuty lis? myślał.I do czego zdąża?.Don Alonzo powstał i ziewnął ostentacyjnie.- Północ wybiła - rzekł.- Sądzę, że czas już iść spać, tym bardziej że jutro ranoopuszczam Saragossę.85Click here to get your free novaPDF Lite registration keyDon Alvarez powstał również i ujął kandelabr, by poświecić dygnitarzowi.- Zapomniałem przekazać ci pewną radosną nowinę, senor Alvarez - odezwał sięnagle don Alonzo, poklepując go przyjaznie po ramieniu.- Otóż, najmiłościwiej nampanująca królowa w uznaniu twych zasług postanowiła cię wyróżnić.Od przyszłego tygodniabędziesz piastował godność wiceszambelana jej dworu.Królowa czeka tylko na moje zdanie w tej sprawie.Don Alvarez zbladł i zadrżał.- To znaczy?.wyjąkał.- To znaczy, że w przyszły poniedziałek przekażesz swą godność gubernatorskąjednemu z zaufanych dworzan naszej monarchii, a sam wyruszysz do Madrytu.No i cóż, niecieszysz się przyjacielu na myśl, że dostąpisz nie lada zaszczytu przebywania w przedpokojachpałacu królewskiego?Don Alvarez nie był w stanie wymówić jednego słowa.Był to dlań druzgoczący cios,który niweczył za jednym zamachem wszystkie jego sny o bogactwie.Bez wątpienia zaszczyt był to wielki, ale godność wiceszambelana, czysto honorowa inie przynosząca najmniejszego dochodu, nie uśmiechała mu się, bynajmniej.Odwrotnie, jakowiceszambelan będzie musiał pokrywać z własnej kieszeni dość znaczne koszty wspaniałychubiorów, będzie musiał utrzymywać liczną służbę w swym domu oraz urządzać kosztowneprzyjęcia.Na myśl o tym włosy zjeżyły mu się na głowie.Widział już siebie u progu ruiny,bez zyskownego urzędu i bez pieniędzy: W duchu pienił się i przeklinał zbyt usłużnego donAlonza.Nagle rozjaśniło mu się w głowie.Zrozumiał, że był to tylko wybieg ze strony tegolisa zmierzającego do usunięcia go ze stanowiska.Zrozumiał, że był to celny cios wymierzonyw jego chciwość, skąpstwo i kieszeń.Don Alonzo obserwował go z uśmiechem na wąskich ustach.- No i cóż? - zapytał.-Czemu zaniemówiłeś, senor? Pot wystąpił na czoło don Alvareza.Uznał się za pokonanego izapytał ochrypłym głosem:- Wiele?- Co wiele? - udał zdziwienie don Alonzo.- Wiele żądasz za to, senor, by pozostawić mnie wAragonii? Don Alonzo zatarł ręce.- Ach, więc o to ci chodzi, czcigodny don Alvarezie?- Tak!.- rzekł krótko.- Więc ile żądasz?- Wszystko!.- rzucił twardo faworyt królowej.Don Alvarez zatrząsł się cały.- Wszystko? - wyjąkał z trudem.- To.to niemożliwe!.- Zupełnie możliwe - zaśmiał się don Alonzo.- Oddasz mi wszystko, co uzbierałeś naboku, natomiast ja nie zażądam od ciebie nic w ciągu sześciu miesięcy!Don Alvarez odetchnął i otarł pot z czoła.Nie miał innego wyboru, zresztą propozycjabyła dość ponętna.W ciągu pół roku mógłby sobie powetować stratę.Zdecydował się wreszcie.- Dobrze - rzekł.- Niech i tak będzie.A więc chodz ze mną, ekscelencjo.- Oddam ciwszystko, co mam!.Słowa te nie były zgodne z prawdą, ponieważ don Alvarez miał daleko więcej, niżpostanowił oddać.Poszedł przodem i drzwi zamknęły się za nimi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]