[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Amelio - rzekł wreszcie - wracamy do hotelu.- Mam lot dopiero w południe.- Będziesz miała kaca.- Uważasz, że jestem pijana?- Niewiele ci brakuje.- To twoja wina - poskarżyła się.- Nie mampojęcia, co z tobą zrobić.- Witaj w klubie - odparł cierpkim tonem.Uśmiechnęła się szeroko.- Jesteś naprawdę milutki.Trzezwa Amelia z pewnością nie użyłaby tegosłowa.- Dzięki - rzekł poważnie.- Czego nie można powiedzieć o twojej rodzinie.- Połknęła resztę likieru i oblizała kieliszek.- Twoja matka sprawiła tyle bólu, bo się bała, żezatopię chciwe szpony w jej pieniądzach.Czy niejesteś na nią wściekły?- Jestem.- Sethowi nie podobał się kierunek,w jakim zmierzała ich rozmowa.- Masz tylko tyle do powiedzenia?- Sądzisz, że jestem pozbawiony uczuć? - podniósł głos.- Myśl, że zostałaś wtedy sama z dzieckiem, doprowadza mnie do szału.- Spojrzał na nią.- Dość picia na dziś.Idziemy.Amelia podniosła się z trudem.- Przez te światła kręci mi się w głowie.Seth taktownie nie wspomniał, że może to miećzwiązek z ilością wypitego piwa, rieslinga i likierumiętowego.Objął mocno Amelię i ruchem rękiprzywołał taksówkę.Gdy tylko wsiedli, położyłamu głowę na ramieniu i natychmiast zasnęła.%7ładna z uległych kobiet, z którymi się kiedyśspotykał, nigdy tyle nie wypiła.%7ładna też nie obnażyła swojej duszy przed dwoma tysiącami ludziani nie kochała się z tak dzikim zapamiętaniem jakAmelia d'Angeli.Gdy dotarli do hotelu, była blada jak ściana.- Niepotrzebnie piłam likier miętowy - wymamrotała i zniknęła w łazience.Seth przygotował łóżko.Na moment ukrył twarzw koronkowej koszulce nocnej, którą znalazł podpoduszką.Z chęcią zobaczyłby Amelię w tym stroju, po czym ją rozebrał.Niestety, dziś się to nie uda.Wyszła z łazienki, przytuliła się do niego i odezwała niewyraznie:- Masz oczy w kolorze likieru miętowego.Zgaśświatło i połóż się przy mnie.Seth mruknął coś w odpowiedzi i zdjął z niejsuknię.Na widok jedwabnej bielizny zakręciło musię w głowie.Zręcznie rozpiął Amelii stanik i wciągnął jej przez głowę nocną koszulkę.Ledwo przyłożyła głowę do poduszki, już spała.Zdjął z niej pończochy i przykrył ją kołdrą.- Słodkich snów, kochanie - szepnął.Następnego ranka o dziewiątej rozległo się pukanie do drzwi.Amelia wyjrzała przez wizjer, spodziewając się, kogo zobaczy.- Dzień dobry, Seth - przywitała go miło.Rzucił w nią zwiniętą gazetą.- Widziałaś to?- Tak.Nie przejmuj się.Niedługo przestaną siętym interesować.Na pierwszej stronie tabloidu, pod fotografiącałującego Amelię Rosnikowa, krzyczał wielki nagłówek insynuujący, że to on jest ojcem jej dziecka.- Mam się nie przejmować?! - krzyknął Seth.- Brukowce piszą o mojej córce, a ja mam się niemartwić?- To Austria, nie Nowy Jork.Nikt się nie dowie.- Czuła ból głowy.Nigdy więcej likieru miętowego.Chcąc zmienić temat, zapytała:- Recenzje są dobre, prawda?- Amelio, nie będę tolerował takich plotek!- Czemu tak cię to złości? To mój problem, nietwój.Poczuł się tak, jakby go uderzyła.- To także moja córka, zrozum to wreszcie.Spotkam się z nią, Amelio, czy tego chcesz, czy nie.- Zobaczymy -na jej twarzy pojawił się wyrazuporu.- Nie próbuj mnie powstrzymać, bo pożałujesz- powiedział cicho.- Grozisz mi? Marise też ma tu coś do powiedzenia.- Postukała palcem w gazetę.- Poza tymuważam, że przesadzasz.- To obrzydliwe, imię siedmiolatki na okładcetaniego szmatławca.Poczerwieniała.- Więc co mam zrobić? Wyjść za Rosnikowa,żeby uciszyć prasę?- Wyjdz za mnie - rzekł Seth.Co w niego wstąpiło, że tak powiedział? Wcalenie chciał ożenić się z Amelią ani z nikim innym.- Nie, dziękuję - odparła sucho.Czy musiała odpowiadać tak szybko? Czy znaczył dla niej tak niewiele, że propozycja małżeństwanie wywarła zgoła żadnego wrażenia?- To tyle, jeśli chodzi o ten pomysł - stwierdziłgorzko.- Och, przestań - ofuknęła go.- Gdybym sięzgodziła, uciekłbyś gdzie pieprz rośnie.Rozdrażniło go, że prawdopodobnie miała rację.- Zadzwonię do ciebie w sprawie spotkaniaz Marise.Mam nadzieję, że nie dowie się o tychbrudach.- Rzucił gazetę na łóżko.- Staram się ją chronić, Seth.Ale świat jest jakijest i wszystkie dzieci muszą stracić niewinność.- Położyła mu dłoń na ramieniu.- Tak jak kiedyś ty- szepnęła.Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było współczucie.Ujął jej rękę dwoma palcami i puścił luzno.- Mam nadzieję, że dobrze ci pójdzie w Hamburgu - wycedził.- Pozdrowię od ciebie Iwora.Ze złością pocałował ją w usta, czując, jak rozpala go płomień pożądania.Trzasnął drzwiami i pędem zbiegł ze schodów.Miał dość Wiednia.Chciałjak najszybciej znalezć się w domu.ROZDZIAA JEDENASTY- Poszukajmy żonkili, mamo.- Dobrze.- Amelia uśmiechnęła się do córeczki.Mała miała na sobie nowe żółte botki i nieprzemakalną kurtkę.Amelia chwyciła swoje okrycie i parasol.Odetchnęła głęboko.Wilgotna ziemia, pączki nadrzewach i obietnica wiosny.Gdyby tylko potrafiłasię tym cieszyć.Musiała powiedzieć Marise o ojcu.Seth tymrazem nie odpuści.Ukucnęły i zaczęły zrywać rosnące pośród brzózżonkile.Padał drobny deszcz.- Mam dla ciebie dobrą wiadomość, Marise- zaczęła.- Zdałam test z matematyki? - zaciekawiła sięmała.- Nie, to coś innego - roześmiała się Amelia.- Dotyczy twojego ojca.Marise opuściła powieki.- Co się stało? - powtórzyła.- Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży,napisałam do niego.Nie odpowiedział.- Nie chciał mnie - stwierdziło z nieodpartąlogiką dziecko.- Ja też tak myślałam, ale się myliłam.Ktośzniszczył oba listy.To nie jego wina, że się do mnienie odezwał.- Jak się o tym dowiedziałaś? - spytała Marise.- Spotkałam go przypadkowo na Karaibach.W zeszłym tygodniu w Wiedniu pokazał mi dowódzniszczenia listów.Nie chcę, żebyś dłużej myślała,że go nie obchodzisz.Marise zaczęła powoli obrywać płatki żonkila.- Czy mógłby przyjść do mnie do szkoły? %7łebydzieci zobaczyły, że mam prawdziwego tatusia?Amelii ścisnęło się serce.- Chciałabyś?- Uhm.Wszyscy oprócz mnie mają jakiegośojca.Czasem dzieci się ze mnie śmieją i przezywająmnie.- Nigdy mi o tym nie mówiłaś - powiedziałaz wahaniem Amelia.- A po co miałam mówić?Fakt.Zerwała białego narcyza i dołączyła go dobukietu.Podjęła decyzję: dla dobra Marise musiSethowi pozwolić na to spotkanie.- Ojciec bardzo chce się z tobą zobaczyć - odezwała się.Marise usiadła na mokrej ziemi.- Nie będę wiedziała, co mam mu powiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]