[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dante lekko skłonił głowę.-I dziecko też.Sąteraz w pokoju obok.Tess już urodziła? Ta wiadomość zaskoczyła Chase'a.Poczuł żal, żenie było go przy Dantem, kiedy stało się to, na co czekali od tylumiesięcy.Cholera, on też na to czekał.Nawet się zastanawiał, czy Dantepoprosi go na ojca chrzestnego.Nie był godzien takiego zaszczytu, aleprzyjąłby go z dumą.Kiedyś.Milion lat temu.A teraz coś takiego było milion kilometrów poza jego zasięgiem.Tak mu się przynajmniej wydawało, kiedy patrzył na rozczarowanąminę Dantego.- No to gratulacje, stary.Dla was obojga - powiedział.-Kiedy urodziłsię twój syn?- Wczoraj rano, kilka minut przed południem.Chase się zastanowił.- Czyli dziesiątego grudnia?- Siedemnastego - poprawił go Dante, a jego twarz spoważniałajeszcze bardziej.- Harvardzie, jak bardzo z tobą zle? Poważnie, stary.Niewstawiaj mi kitu.- Jak cholera - przyznał Chase.Gardło miał wyschnięte, głos ochrypły.- Ale poradzę sobie.A poradziłbym sobie dużo lepiej, gdybym nie byłprzykuty do łóżka jak jakiś czubek.-282Uniósł ręce zaciśnięte w pięści na tyle, na ile pozwalały mu kajdanki.- Trudno - stwierdził Dante spokojnie.Chase chrząknął.- Zalecenie lekarza?- Rozkaz Lucana.Trzeba go było długo przekonywać, żeby pozwoliłNikowi i Renacie wnieść cię do środka, kiedy Mira cię znalazła.Twojagęba jest teraz we wszystkich wiadomościach.Uważają cię za szalonegoterrorystę.- Dante zaklął pod nosem.- Co ci przyszło do głowy, żebypozować do zdjęć, a potem strzelać na przyjęciu u senatora?- O czym ty gadasz?- Zidentyfikowali cię, stary.Mają naocznego świadka, który podałtwój rysopis policji i cholernemu Secret Service.Ten, kto cię widział,odtworzył twoją twarz do najmniejszego włoska na brodzie.Twój portretpamięciowy pokazują bez przerwy we wszystkich stacjachtelewizyjnych.- Do diaska - jęknął Chase, przypominając sobie intensywne jak laserspojrzenie atrakcyjnej asystentki senatora, kiedy zauważyła go napodeście.- A zresztą trudno.Dragos tam był.Próbował się dobrać dosenatora i wiceprezydenta.Dante zamilkł, przyglądał mu się przez chwilę, jakby nie był pewien,czy powinien mu uwierzyć.- Widziałeś Dragosa na przyjęciu u senatora? Jesteś pewien?- Oczywiście, że jestem pewien.Widziałem na własne oczy, jaksenator przedstawia go wiceprezydentowi.Zamierzali iść razem dogabinetu, więc wykorzystałem okazję i strzeliłem.Dante przeczesał palcami ciemne włosy.- Widziałeś Dragosa i nas nie zawiadomiłeś? To Zakon powinien sięnim zająć.O czym tyś, do cholery, myślał?- Na pewno nie o tym, żeby iść szukać telefonu - parsknął Chase.- Niemiałem pojęcia, że Dragos tam będzie i że znajdę się kilka metrów odniego, wystarczająco blisko, żeby posłać mu kulkę.Miałem tylkoprzeczucie.283- Jezu, Harvardzie.To nie są dobre wieści.- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - ryknął Chase, teraz już wściekły.Jego głód znów zaczął narastać.- Próbuję ci powiedzieć, że zastrzeliłemDragosa! Widziałem, jak trafia go kula i jak pada na podłogę.Nieprzyszło wam do tych pustych łbów, że powinniście mi dziękować,zamiast skuwać mnie za to, że nie trzymam się procedur? Jest dużaszansa, że drań nie żyje!- Dragos żyje - odparł Dante spokojnie.- Wczoraj w nocy nikt niezginął.Pojawiły się doniesienia o kilku lekko rannych.Jeśli Dragos tambył, a ty go postrzeliłeś, tak jak twierdzisz, to był w stanie wstać i wyjść owłasnych siłach.Chase ledwie co słyszał przez walenie własnego serca.- Muszę stąd wyjść.Raz go znalazłem, to znajdę i drugi.Mogę tonaprawić i.- Nie, Harvardzie, nie możesz.I nigdzie nie pójdziesz.W tej chwili todla nas zbyt niebezpieczne.Lucan kazał ci tu siedzieć na tyłku, póki niezmieni zdania.Chase zawarczał.Był wściekły, że Dragos uciekł.Był wściekły naLucana, na Dantego, na wszystkich, że uważają, iż mają prawoprzetrzymywać go tu wbrew jego woli.Zrozumiał już, że nie jestczłonkiem Zakonu, ale niech go szlag, jeśli da się powstrzymać odścigania Dragosa na własną rękę.Chciał go usunąć tak samo jak oni.Poza tym miał inny, równie ważny powód, żeby wyrwać się z tegowięzienia.- Muszę się pożywić - mruknął pod nosem.- Ten postrzał w udo niezagoi się szybko, jeśli nie dostanę świeżej krwi.Muszę zapolować, Dante.Przyjaciel popatrzył mu uważnie w oczy i przejrzał jegogrę.- Jak sam powiedziałeś, twoja noga jest w kiepskim stanie.Nie dałbyśrady polować, nawet gdyby Lucan popełnił ten błąd i puścił cię wolno nagórę.284Pragnienie, które dotąd tylko go dręczyło, teraz wpiło w niego pazury.Pocił się, a równocześnie trząsł z zimna, żołądek zawiązał mu się wbolesny węzeł.- A możecie zaryzykować trzymanie mnie tutaj? - spytał ochrypłym,nieludzkim głosem.- Może się skończyć na tym, że zacznę polować wkwaterze, zważywszy, że mieszka tu teraz człowiek.Dante zbladł lekko, a w jego oczach pojawiły się drobinki bursztynu.- Ponieważ cierpisz, będę udawał, że niczego nie słyszałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]