[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kilku uniosło dłoń w pozdrowieniu; Mat nie rozpoznał ich,ale wielu Aielów przecież słyszało o przyjacielu Randa al Thora, który nosił takikapelusz, i z którym lepiej było nie zasiadać do gry.Ruszyli w stronę następnegowzgórza, jakby te wszystkie ciała w ogóle nie istniały. Przeklęci Aielowie! pomyślał Mat.Wiedział, że Aielowie unikali Dru-ciarzy, że ich lekceważyli, lecz nie wiedział dlaczego, jednak to. Nie sądzę powiedział. Spal to, Vanin.Talmanes i pozostali, rzecz jasna, czekali tam, gdzie ich zostawił.Kiedy imopowiedział, co znajduje się przed nimi, i że trzeba wyznaczyć oddziały, którezajmą się pogrzebaniem ciał, ponuro pokiwali głowami.Daerid mruknął z niedo-wierzaniem: Druciarze? Rozbijemy tutaj obóz dodał Mat.Spodziewał się jakichś komentarzy było na tyle widno, że mogliby pokonaćkilka mil więcej, a ci trzej posunęli się do tego, że zakładali się, jak duży dystansprzemaszeruje Legion kolejnego dnia jednak Nalesean powiedział tylko: Poślę kogoś nad rzekę, by dał znak łodziom, że nie mają dalej płynąć.Może czuli to samo co on.Jeżeli nie pójdą zupełnie nad samą rzeką, to mo-że unikną przynajmniej widoku sępów krążących po niebie nad szczątkami po-grzebanych.Widok martwych ciał wcale nie należał do przyjemnych, nawet jeśliczłowiek dość się już na nie napatrzył.Mat w każdym razie przypuszczał, że jeślijeszcze raz choćby spojrzy na te ptaki, to z pewnością zbuntuje mu się żołądek.Rankiem będą tam już tylko groby, bezpiecznie skryte w ustronnym miejscu.Wspomnienia jednak nie chciały go opuścić; nawet wtedy, gdy już jego na-miot został rozbity na wzgórzu, gdzie docierałby do niego wiatr od rzeki, gdyby461wreszcie zaczął wiać.Ciała zasiekane przez morderców, podziobane przez sępy.Gorzej niż podczas bitwy o Cairhien, stoczonej z Shaido.Wprawdzie ginęły tamPanny, ale on żadnej nie widział, no i nie było tam dzieci.Druciarz nie walczyłbynawet w obronie swego życia.Nikt nie zabijał Ludu Wędrowców.Skubnął trochęwołowiny z fasolą, a potem najszybciej jak mógł wycofał się do swojego namio-tu.Nawet Nalesean nie miał ochoty na rozmowę, a Talmanes zdawał się jeszczebardziej ponury niż zazwyczaj.Wieści o zbiorowym morderstwie szerzyły się szybko.Mat nie pamiętał, bykiedykolwiek w obozie panowała taka cisza.Zazwyczaj w nocnym mroku rozle-gały się ochrypłe śmiechy, a niekiedy jakieś fałszującym głosem śpiewane pieśni,póki sierżanci nie zagnali garstki tych, którzy za nic nie chcieli przyznać, że sązmęczeni, pod koce.Dzisiejsza noc była taka sama jak wtedy, gdy znalezli wio-skę pełną nie pogrzebanych ciał, albo grupę uchodzców, którzy próbowali chronićresztki swego dobytku przed bandytami.Po czymś takim niewielu potrafiło sięśmiać albo śpiewać.Mat leżał na posłaniu i palił fajkę, póki nie zapadła całkowita ciemność, jednaknamiot znajdował się zbyt blisko, więc sen nie chciał nadejść, płoszyły go bowiemwspomnienia o martwych Druciarzach i jeszcze starsze wspomnienia dawniej-szych śmierci.Zbyt wiele bitew, zbyt wielu poległych.Ujął włócznię w dłonie,przesunął palcami po inskrypcjach w Dawnej Mowie wyrytych na jej drzewcu.Tak brzmią słowa naszego traktatu; oto zawarliśmy umowę.Myśl jest strzałą czasu; pamięć nigdy nie ginie.To, o co się prosi, jest dane.Zapłacono cenę.On wyszedł najgorzej na tym interesie.Po jakimś czasie wziął koc, a po chwili namysłu również włócznię, po czymwyszedł na zewnątrz w samej bieliznie; srebrna głowa lisa na obnażonej piersichwytała światło księżyca.Wiał lekki wiatr, ledwie poruszając powietrze i przy-nosząc zaledwie ślad chłodu, prawie wcale nie poruszając sztandarem CzerwonejRęki zwisającym z drzewca wbitego w ziemię obok jego namiotu; w każdym razieteraz było nieco lepiej niż za dnia.Rzucił koc na poszycie i legł na plecach.Kiedy był mały, lubił przed zaśnię-ciem przypatrywać się gwiazdom; próbował wtedy nadawać ich konstelacjom róż-ne nazwy.Na tym bezchmurnym niebie malejący księżyc dawał dosyć światła, bywiększość gwiazd zniknęła, jednak niektóre było jeszcze widać.Tuż nad głowąMata świecił Haywain, a zaraz obok Pięć Sióstr; dalej Trzy Gęsi wskazywałypółnoc.Aucznik, Oracz, Kowal, Wąż.Tę ostatnią Aielowie nazywali Smokiem.Tarcza, zwana przez niektórych Tarczą Hawkwinga na myśl o nim drgnął nie-spokojnie; w niektórych wspomnieniach naprawdę nie przepadał za Arturem Pa-endragiem Tanreallem Jeleń i Wół.Puchar i Wędrowiec z wyraznie odznacza-jącym się kosturem.462Nagle coś usłyszał.Gdyby noc nie była taka spokojna, to tak cichy dzwięk niewzbudziłby jego podejrzeń.Któż mógłby chcieć się tutaj zakradać? Zaciekawionywsparł się na łokciu i aż zesztywniał.Wokół jego namiotu niczym cienie poruszały się jakieś sylwetki.Księżycowapoświata zalała jedną z nich na tyle dokładnie, że mógł zobaczyć zasłoniętą twarz.Aielowie? Co, na Zwiatłość? W całkowitej ciszy okrążyli namiot, podeszli bliżej;jasny metal błysnął w ciemnościach nocy, szelest przecinanej materii, a potemzniknęli we wnętrzu.Chwilę pózniej byli już na zewnątrz.I rozglądali się dookoła;było dość jasno, by mógł obserwować ich poczynania.Podkurczył nogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]