[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Potrzebowałam czasu? powtórzyła zaskoczona i poruszona.Chciałeś dać mi czas? Kiedy wyjechałem, byłaś jeszcze dzieckiem.Miałem nadzieję, że gdywrócę, staniesz się już kobietą. Miałeś nadzieję. Głos się jej załamał. Chcesz powiedzieć, żewyjechałeś, by dać mi szansę.dorosnąć? Uznałem, że to jedyny sposób. Wsunął ręce do kieszeni, ściągnąłbrwi. Innego nie widziałem. Nie? Przypomniała sobie swą rozpacz po jego wyjezdzie, pustkę,której nie zdołała zapełnić przez lata. Jasne, niby czemu miałeś pytać mnie ozdanie? Sam o wszystkim zdecydowałeś.Również za mnie. Nie chodziło o to, kto decyduje. Odwrócił się od niej.Czuł, że tracipanowanie nad sobą. Nie mogłem być przy tobie i cię nie mieć.To mniedoprowadzało do szaleństwa. Więc wyjechałeś na pięć lat, a potem ni stąd, ni zowąd znów pojawiłeśsię w moim życiu, wykorzystując muzykę jako pretekst, by zwabić mnie dołóżka.Ani trochę nie obchodził cię musical.Posłużyłeś się nim dla swoichegoistycznych celów. Teraz już przegięłaś rzekł lodowatym tonem, po czym odwrócił się iodszedł.Po chwili przez huk fal przebił się warkot silnika.Raven stała nieruchomo, odprowadzając wzrokiem odjeżdżającysamochód.Chciała dopiec Brandonowi najboleśniej, jak to możliwe.I udało155RLTsię jej.Sama jeszcze nie otrząsnęła się z szoku.Wciąż brzmiały jej w uszachgorzkie oskarżenia skierowane do Brandona.Zacisnęła powieki.Trafiła go celnie.Na jego twarzy widziała furię.Drżącą ręką przegarnęławłosy.Czuła narastające pulsowanie w skroni.Powoli otworzyła oczy ipopatrzyła na zielone, sfalowane morze.Wszystko, co wydarzyło się przez ostatnie tygodnie, było efektemmisternego planu, pomyślała.Złość powoli z niej wyparowała, pozostały tylkosmutek i żal.Wszystko to sobie obmyślił za jej plecami.Miała mu za złe, żemanipulował nią, pociągał za sznurki.Zaproponował jej pracę nad tymfantastycznym projektem tylko po to, by się do niej zbliżyć.Mimo to.Potrząsnęła głową, stropiona i przybita.Odwróciła się i zaczęła wracać dodomu.Pani Pengalley czekała na nią przy wejściu do pokoju muzycznego. Jest telefon do pani, z Kalifornii. Wcześniej z ciekawościąobserwowała przez okno scenę kłótni.Widok zgnębionej miny Raven obudziłw niej macierzyńskie uczucia.Ledwie się powstrzymała, by nie pogładzić jejpo głowie. Zaparzę pani herbaty.Raven weszła do pokoju, wzięła słuchawkę. Tak, słucham. Raven, tu Julie. Julie. Raven opadła na fotel.Dzwięk znajomego głosu pobudził ją dołez. Wróciłaś z wysp greckich? Raven, wróciłam stamtąd już kilka tygodni temu.No tak.Oczywiście. Jasne.Co słychać? Coś się stało?156RLT Zadzwonił do mnie Karter, bo rano nie mógł dodzwonić się do ciebie.Były problemy z połączeniem czy coś takiego. Znowu uciekła? martwym głosem spytała Raven. Wszystko na to wskazuje.To stało się zeszłej nocy.Nie odeszładaleko. Zawahała się. Julie? ponagliła ją już bardzo niespokojna. Zdarzył się wypadek.Byłoby dobrze, gdybyś przyjechała.Raven zamknęła oczy. Ona nie żyje? %7łyje, ale nie jest z nią dobrze.Dobija mnie, że taką wiadomośćprzekazuję ci przez telefon.Gospodyni powiedziała, że Brandona nie ma wdomu. Nie. Otworzyła oczy i przesunęła wzrokiem po pokoju. Nie ma gotutaj. Wzięła się w garść. Julie, co z nią? Jest w szpitalu? Raven, ona z tego nie wyjdzie powiedziała cicho Julie. Straszniemi przykro.Karter mówi, że to kwestia godzin. O Boże. Przez tyle lat żyła w ciągłym lęku, jednak to był dla niejszok.Znowu rozejrzała się po pokoju, desperacko próbując odzyskaćrównowagę. Wiem, jak to na ciebie podziałało, i strasznie mi żal, że nie potrafięprzekazać ci tego lepiej. Słucham? Z trudem skupiła myśli. Nie, nie mów tak.Trzymam się.Zaraz jadę. Wyjść po ciebie i Brandona na lotnisko? Nie.Z lotniska pojadę prosto do szpitala.W którym leży? W St.Catherine.Na intensywnej opiece. Powiedz doktorowi Karierowi, że będę najszybciej, jak się da.Julie.157RLT Tak? Bądz przy niej. Oczywiście.Nie odejdę od niej.Raven rozłączyła się i wlepiła wzrok w milczący telefon.Pani Pengalley weszła do pokoju z filiżanką herbaty.Popatrzyła napobladłą twarz Raven, odstawiła filiżankę i bez słowa podeszła do barku.Wyjęła butelkę brandy i nalała alkoholu do kieliszka. Proszę, niech pani wypije powiedziała, przyciskając szkło do jej ust.Raven podniosła na nią oczy. Co? Proszę pić.Posłusznie wypiła łyk i zakrztusiła się, po czym upiła jeszcze trochę. Dziękuję. Popatrzyła na panią Pengalley. Już mi lepiej. Brandy dobrze robi z przekonaniem podsumowała gospodyni.Raven podniosła się, z trudem zbierając myśli.Jest sporo do zrobienia, aczasu ani trochę. Pani Pengalley, muszę natychmiast lecieć do Stanów.Mogłabyzapakować mi pani trochę rzeczy, a ja przez ten czas zadzwonię na lotnisko? Jasne. Zmierzyła Raven przenikliwym spojrzeniem. Pojechał, bomusi ochłonąć.Oni tacy są.Ale niedługo wróci.Nie od razu pojęła, że gospodyni mówi o Brandonie.Przesunęła palcamipo włosach. Nie jestem tego pewna.Jeśli nie przyjedzie w miarę szybko, to czy panPengalley mógłby odwiezć mnie na lotnisko? Sprawa jest naprawdę bardzopilna. Jak sobie pani życzy. Pociągnęła nosem.Młodzi zawsze są tacy. Wtakim razie idę spakować pani rzeczy.158RLT Dziękuję. Raven przesunęła wzrokiem po pokoju i sięgnęła posłuchawkę.Godzinę pózniej zatrzymała się przy schodach.Wszystko dzieje się takszybko.%7łałowała, że Brand jeszcze nie wrócił, ale cóż.Powinna zostawić muliścik, lecz jakie słowa wystarczą, by wybaczył jej rzucone w złości oskar-żenia? I jak w kilku zdaniach wyjaśnić, że jej mama jest umierająca i musinatychmiast do niej lecieć?Nie może na niego czekać.Wyjęła notes i pośpiesznie skreśliła kilkasłów:Brandon, musiałam wyjechać do domu.Proszę, wybacz mi.Kocham cię,Raven.Wbiegła do pokoju muzycznego i położyła kartkę na stosie papierów nafortepianie.Potem chwyciła walizki i wypadła na dwór.Pan Pengalley jużczekał, by odwiezć ją na lotnisko.159RLTROZDZIAA CZTERNASTYDopiero po pięciu dniach Raven powoli zaczęła dochodzić do siebie.Doktor Karter nie mylił się, przewidując, że życie mamy wisi na włosku.Dorozpaczy, która ogarnęła Raven, dochodziło jeszcze przytłaczające poczuciewiny, że nie zdążyła na czas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]