[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bieguny magnetyczne Urana i Neptuna przesunęły się podobnie, jak zdaniem wielu uczonychzaczynają wędrować ziemskie.Jaśniej też świeci i chyba rozgrzewa się atmosfera obu planet, comoże świadczyć o dopływie nowej energii.Na Saturnie pojawiły się niedawno wspaniałe zorzewywołane gwałtownym przeniknięciem promieniowania w atmosferę.Pod koniec stycznia 2006roku Saturn zafundował też astronomom burzę rozmiarów Marsa, z piorunami tysiąc razymocniejszymi niż na Ziemi.Na Enceladusie, księżycu Saturna, po raz pierwszy zaobserwowanowybuchy gejzerów przypominające zjawiska w Yellowstone.Niektóre ze skutków fali uderzeniowej stosunkowo najwyrazniej widoczne są na Jowiszu.Polemagnetyczne tej największej planety w heliosferze powiększyło się dwukrotnie i sięga obecnie ażdo Saturna.Pola magnetyczne są to w gruncie rzeczy pola energii; jeśli jakieś powiększyło się dwarazy, wymagało to dwukrotnie większego jej dopływu.Gdyby pole magnetyczne Jowisza byłowidzialne, to patrzącemu gołym okiem z Ziemi wydawałoby się większe od Słońca.MiędzyJowiszem i Io, jego księżycem, który również wykazuje niespotykaną dotychczas aktywnośćwulkaniczną, błyszczą zorze.Ale największym wstrząsem stało się odkrycie z marca 2006 roku:zauważono, że na Jowiszu powstaje nowa czerwona plama, niekończąca się burzaelektromagnetyczna o rozmiarach Ziemi.Astronomowie obserwują tę nową plamę, oficjalnienazwaną Oval BA, od roku 2000, kiedy trzy mniejsze plamy zderzyły się i połączyły w jedną.OvalBA powiększała się do rozmiarów połowy pierwotnej Wielkiej Czerwonej Plamy Jowisza,najpotężniejszej burzy w Układzie Słonecznym, szalejącej od co najmniej 300 lat."Od lat obserwujemy Jowisza, żeby sprawdzać, czy Oval BA nie staje się czerwona - i wyglądana to, że taki proces właśnie zachodzi", informuje Glenn Orton, astronom z Jet PropulsionLaboratory (JPL) w Pasadenie w Kalifornii.Jak wyjaśnia, pogłębiająca się czerwień plamy Oval BAwskazuje na to, że burza się nasila.Skąd bierze się energia, która ją podtrzymuje? JPL nie dajeodpowiedzi.Dmitriew i Baranow wskazują na falę uderzeniową, która wdmuchuje energię doatmosfery Jowisza, pobudzając burze elektryczne i wybuchy wulkanów.Skutki fali zaczęto też dostrzegać na planetach wewnętrznych.Atmosfera Marsa zagęszcza się,stwarzając lepsze warunki do rozwoju życia, ponieważ gęstsza atmosfera lepiej chroni przedpromieniowaniem słonecznym i kosmicznym.Zmienia się też skład chemiczny i wygląd atmosferyWenus - świeci jaśniej, co znaczy, że wzrasta ilość zawartej w niej energii.Słońce, które znajduje się w centrum heliosfery, a więc najdalej od działania fali uderzeniowej,jest jednak znacznie bardziej od planet wrażliwe na dodatkowe dawki energii.Tak jak woda niemoże wchłonąć wody, a ziemia ziemi, roztopiona masa energii Słońca nie może wchłonąć anirozproszyć energii tak dokładnie, jak robią to twarde i zimne ciała planet.Już pierwsze,stosunkowo niewielkie zastrzyki energii z fali uderzeniowej wywierają na Słońce znaczący wpływ.- Rosnąca aktywność Słońca jest bezpośrednim rezultatem zwiększającego się napływu materii,energii i informacji, w zetknięciu z międzygwiezdnym obłokiem energii.Słońce staje przed nowymiwyzwaniami, a ich skutki odczuwamy na naszej planecie - powiedział mi Dmitriew.Konkluzja brzmi: cokolwiek wstrząsa Słońcem, wstrząsa i nami.Zdaniem Dmitriewa wszystkieplanety, łącznie z Ziemią, są podwójnie uzależnione, odczuwają bowiem działanie faliuderzeniowej nie tylko bezpośrednio, ale i pośrednio - przez zaburzenia, jakie wywołuje ona naSłońcu.- Istnieją całkowicie jednoznaczne i wiarygodne oznaki tego groznego zjawiska[faliuderzeniowej], oddziałującego na Ziemię i na sąsiadującą z nią przestrzeń kosmiczną.Najważniejsze to zrozumieć nowe zjawisko, pogodzić się z faktami i starać się przeżyć - dodajeDmitriew.KAOPOTLIWA ALTERNATYWAGdyby na Ziemi nie dało się już żyć, naszą ostatnią deską ratunku byłyby ucieczka w kosmos ikontynuowanie tam ludzkiej egzystencji.Wybór Księżyca, jako najbliższego nam, zawsze wydawałsię oczywisty; tym bardziej teraz, kiedy rośnie prawdopodobieństwo, że znajdziemy tam znaczneilości lodu, który można przetopić na wodę i za pomocą elektrolizy przerobić na umożliwiającyoddychanie tlen.Podobno również na Marsie i na Io, jednym z księżyców Jowisza, istnieją warunkiumożliwiające przetrwanie.Teza, że utworzenie kolonii w kosmosie jest pilną koniecznością, a nietylko przejawem naszego ducha przygody, ma wciąż nowych zwolenników; wokół tej idei tworzysię nawet coś w rodzaju ruchu.Celem jest uchronienie gatunku ludzkiego i jego cywilizacji przed zniszczeniem, do któregomoże doprowadzić globalna katastrofa, na przykład wojna nuklearna, akty terroryzmu, zaraza albozderzenie z asteroidą.By wypełnić tę misję, ARC (Alliance to Rescue Civilization - Sojusz na rzeczOcalenia Cywilizacji) zamierza tworzyć stałe, załogowe obiekty na Księżycu i w innych miejscachpoza Ziemią.W obiektach tych mają być chronione największe osiągnięcia naukowe i kulturalneoraz gatunki istotne dla naszej cywilizacji.Gdyby doszło do globalnej katastrofy, obiekty ARC będągotowe do odtworzenia na Ziemi utraconych technologii, sztuki, historii, upraw, inwentarza, atakże, w razie potrzeby, gatunku ludzkiego.Tak pisze Steven M.Wolfe, jeden z głównych działaczy ARC.Pomysł polega na tym, żeby rozłożyć ryzyko i odetchnąć odrobinę spokojniej.Gdyby jednakDmitriew miał rację, i rzeczywiście wchodzimy w międzygwiezdny obłok energii, wówczas całyUkład Słoneczny znajdzie się w podobnej sytuacji jak Ziemia, a to oznacza, że nowej szansymusielibyśmy szukać strasznie daleko.Jako program minimum należałoby znalezć inny układgwiezdny, na który dałoby się uciec, jednak na tyle bliski, by ludzie przetrwali podróż, być możezamrożeni.Głównymi kandydatami w grze o przetrwanie są obecnie trzy gwiazdy układu AlfaCentauri: Alfa Centauri A, Alfa Centauri B i Proxima Centauri.Alfa Centauri A jest podobna doSłońca i niewykluczone, że wśród obiegających ją planet są i takie, na których może istnieć życie.Jest jeszcze jedna dobra wiadomość - Alfa Centauri leży najbliżej naszego Układu Słonecznego.Niestety, "najbliżej" znaczy w tym wypadku 40 trylionów kilometrów.Dotarcie tam z prędkościąświatła, czyli 300 000 km/s, zajęłoby cztery lata.Współczesna technologia załogowych lotówkosmicznych pozwoliłaby nam tam dolecieć, bagatela, za pół miliona lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]