[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc to było - przynajmniej tak sądziła - powodem ichuprzejmości, tych aż nazbyt miłych uśmiechów.- Więc mam odejść? - powiedziała powoli.- Będzie to znacznie lepiej dla zdrowia pani - żywo odparła tamta i zwróciła się doMarii Emanueli.- Naturalnie jest nam ogromnie przykro.- Wzruszyła ramionamiusprawiedliwiająco.- Ale z tak słabym zdrowiem cóż pani tu pocznie?- Tak jest - rzekła Maria Emanuela.- Cóż pani tu pocznie?W ciągu krótkiej chwili milczenia z wolna fala goryczy wezbrała w piersi Aucji.Zkamiennym spokojem rzekła wyraznie:- Byłam zdrowa wstępując do klasztoru.Miałam świadectwo lekarskie.- Więc może wiek? - z niezwykłym taktem podsunęła Maria Emanuela.- Toprzemawiało przeciw pani.- Siostra przemówiła przeciw mnie - cichym głosem powiedziała Aucja - i wszystkotutaj.Wstąpiłam tu pragnąc wznieść się ku Bogu, a siostra strącała mnie ustawicznie,pogrążała w coś niskiego i podłego.Zostałam obrabowana ze wszystkiego!- Wciąż jeszcze pani nie rozumie.To nasza reguła wymaga bezwzględnej uległości.Byłam surowa jedynie w celu wdrożenia pani do niej.To pani trzymała się z dala, byłazupełnie inna.Matka przełożona wie.- Urwała wyciągając ręce, jakby sięusprawiedliwiając.- To już nie ma teraz znaczenia - spokojnym głosem rzekła matka przełożona, patrzącna Aucję.- Zakon żałuje, że reguła nie odpowiada pani wymaganiom, niemniej sprawa jestjuż rozstrzygnięta.A teraz musi pani być spokojna i pomyśleć o powrocie.Aucja zacisnęła blade wargi.%7ładnego usprawiedliwienia, żadnych oskarżeń, z góryuznano, że nie ma racji, że sprawa nie nadaje się po prostu do dyskusji.I pragnęli się jejpozbyć - to było jasne.Dobrze, ona też nie pragnęła tu pozostać!565- Proszę się nie obawiać - powiedziała z godnością.- Zaraz napiszę do syna.- Już napisałam - spokojnie odrzekła matka przełożona.- Syn pani powinien otrzymaćten list dzisiaj.Więc nawet to już zrobiono - napisano do jej syna w formie, której nie znała inieprędko pozna.Znów ta sama niesprawiedliwość, tak samo oburzająca, wywołująca w niejzawsze tę samą urazę!Zwiadomym wysiłkiem opanowała drżenie policzka.- List nie wystarczy - rzekła spokojnie.- Trzeba zadepeszować.Proszę zadepeszować,że przyjadę jutro.- Nie, nie! To niemożliwe - zawołały równocześnie.- To za wcześnie.Może zatydzień.- Nie chcę tu pozostać dłużej - mówiła ze spokojem, który ją tak wiele kosztował.-Dalszy pobyt tutaj byłby dla mnie męką.- Ale jest pani jeszcze zbyt wyczerpana!- Nie pozostanę tu dłużej - powtórzyła stanowczo, rozkazująco, mimo całegoosłabienia usiłując rozpaczliwie zachować pozorny spokój i równowagę.Nie mogła postąpićwbrew sobie, wbrew swoim zasadom.We wzrastającym wzburzeniu zawołała: - Jeśli niewyślecie depeszy, że przyjadę jutro wieczorem, wyjadę na własną odpowiedzialność.Patrzyły na nią milcząco, zaniepokojone, potem spojrzały porozumiewawczo nasiebie.- Musi się pani najpierw uspokoić - powiedziała wreszcie przeorysza.- Pani wie, żenie możemy zatrzymać jej siłą.Ale to niemożliwe.- Możliwe - upierała się Aucja mówiąc przez zaciśnięte zęby.- Wyjadę jutro rano.Nastało długie, kłopotliwe milczenie.566- Skoro pani chce - zgodziła się niechętnie matka przełożona protestując wzruszeniemramion.- Ale to istotnie nie ma sensu.Aucja nie odpowiedziała i nie poruszyła się.Przymknęła jednak oczy, jak gdybypragnęła odsunąć od siebie znienawidzony widok.Po odejściu zakonnic leżała długą chwilęspokojnie, jej chude, żylaste ręce spoczywały nieruchomo na kołdrze, twarz zwróconaukośnie ku oknu była blada i wykrzywiona.Ale mimo całego zewnętrznego spokoju, czułapłomienny wstyd.Przyszło jej nagle na myśl dawno zapomniane powiedzenie Franka.Tak,mimo zachowania przez nią pozorów godności "wyrzucili" ją jednak.Została wyrzucona!Usta jej drżały.Nie była dla nich odpowiednia.Weszła tu przejęta żarliwą miłością Boga,ożywiona płomiennym pragnieniem: stać się oblubienicą Chrystusa.A oto miłość jej zostałaodrzucona, zapał wzgardzony, dusza ogołocona, odtrącona oblubienica Chrystusa wraca - doczego? Choć odarta ze wszystkiego, ma jednak świadomość dziwnego wzbogacenia swejduszy.Na dworze blaski słońca kładły się wśród drzew, dokoła kwiatów brzęczały rojepszczół, a nieskończona, mglista dal zdawała się przyzywać ją.Może jednak istnieje jeszczedla niej jakaś przyszłość? Leżała bez ruchu, z policzkiem przyciśniętym do poduszki.Naglezapłakała ogarnięta falą wzruszenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]