[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będziemy musieli ze sobą rozmawiać, kiedy nie będziemy mieli na to ochoty.- To nie będzie konieczne.51- Nie przeszkadza mi.- Nie słyszałaś, co powiedziałem? To nie będzie konieczne!- Och, na miłość boską!Wyrzuciła ręce w górę w geście desperacji i wpatrzyła się w niego zniedowierzaniem.Tego ranka zdecydowanie działo się z nim coś dziwnego.Nierozumiała, o co chodziło.Może o coś, co zdarzyło się w trakcie wyjazdu?- Czy coś się stało w Nowym Jorku? - zapytała.- Co takiego?- Czy to dlatego jesteś taki zdenerwowany?Georgia zaczęła się zastanawiać, czy powodem jego złego nastroju nie byłajakaś kobieta, pomimo sugestii Keira, że nie mógł się doczekać, aż ją zobaczy.Czy w Nowym Jorku była jakaś dziewczyna, którą lubił? Którą kochał? Która go odrzuciła?W jej sercu zazdrość splotła się ze strachem i musiała włożyć sporo wysiłku wto, żeby wyraz jej twarzy pozostał niezmieniony.- Nic złego nie stało się w Nowym Jorku, Georgio.pomijając fakt, że takR Snaprawdę wcale nie chciałem tam być.- A tak ci się spieszyło, żeby wyjechać.- Naprawdę? - Zmarszczył brwi.- Jesteś po prostu niemożliwy! - oznajmiła, widząc, że nie otrzyma żadnejsensownej odpowiedzi.Opuściła ramiona i westchnęła ciężko.- Może powinniśmy zabrać się do pracy i odzyskać trochę spokoju? -zaproponował.- Ja mam już dosyć burz, a ty?- Dobrze! Co mam najpierw zrobić? - Poczuła, jak budzi się w niej gniew.Odrzuciła włosy do tyłu i czekała na instrukcje.Wpatrując się w niego, dostrzegła mały dołek, który pojawił się w kąciku ust.52- Gdybym zechciał umyślnie źle zrozumieć to pytanie, zaprowadziłoby to nas w zupełnie nowe, ciekawe obszary.- Uśmiechnął się.- Mogłabyś spytać mniejeszcze raz? Tylko tym razem w mniej prowokujący sposób?ROZDZIAŁ SZÓSTYPromień słońca przedostał się przez małe boczne okno i utworzył plamęświatła na środku pomieszczenia.Rozjaśniło to przytłumione barwy czerwono-złotego starego, wyblakłego perskiego dywanu, który został tam położony dawnotemu, być może zanim Keir się urodził.Wokół tej przykuwającej wzrok plamyświatła kryły się w cieniu pamiątki jego rodzinnej przeszłości.W rogu stały dwie lampy Tiffany'ego, kiedyś znajdujące się w gabinecie ojca,który teraz należał do Keira, a obok nich stara dębowa serwantka na porcelanę, oddawna pusta i pokryta kurzem.Pod ścianami było mnóstwo pudeł, poustawianych jedne na drugich, pełnychksiążek i dekoracyjnych przedmiotów.Może wśród nich były jego ukochane szachy,R Sktóre dostał nieoczekiwanie od matki na Boże Narodzenie, kiedy ojciec wyjechał.Był to prezent, który czasami pomagał mu uciec przed złym humorem JamesaStrachana.Robbie i Keir ukrywali się tu tak często, jak mogli, nie chcąc słuchaćokropnych kłótni rodziców.Skupienie na grze i obmyślaniu strategii pozwalało imna chwilę odetchnąć od traumy, jaką było ich dzieciństwo.Obaj chodzili do miejscowej szkoły, której uczniem był wcześniej ich ojciec,ale nie pozwolono im mieszkać w internacie jak większości kolegów.Keirzastanawiał się, czy gdyby było inaczej, mroczne życie rodzinne pozostawiłoby uniego równie głębokie blizny.Jednak James zdawał się czerpać szczególnąprzyjemność z tego, że jego synowie wracali każdego dnia ze szkoły, a on mógł53kontrolować każdy aspekt ich życia i prześladować ich swoją złośliwością i złym charakterem.Wykonując różne prace w domu i w posiadłości, zmuszeni byli dowysłuchiwania jego narzekań i małomiasteczkowych poglądów politycznych oraztwierdzenia, że „w dzisiejszych czasach ludzie nie znają swojego miejsca", powinni bowiem okazywać ziemiaństwu większy szacunek.Kiedy Keir, jak zwykle, niezgadzał się z jego punktem widzenia i śmiał zaprezentować swój własny, ojciecokazywał wściekłość za pomocą pięści.Czując mdłości spowodowane nagłym przypływem niechcianych wspomnień,z których każde było jak piekąca niezagojona rana, wszedł z obawą dopomieszczenia i niechcący stanął na czymś twardym.Pochylił się, żeby zobaczyć,co to jest, i podniósł ręcznie malowaną replikę dziewiętnastowiecznego szkockiegożołnierza.Na chwilę wstrzymał oddech.Potem zacisnął dłoń na zabawce, tak że jejmetalowe brzegi wbiły się boleśnie w jego dłoń, a do oczu napłynęły mu łzy.- Robbie.- powiedział, czując silny, bezlitosny ból w ściśniętym gardle.-Przepraszam, Robbie.Tak bardzo cię przepraszam.R S- Georgia! Przyniesiesz wreszcie tę kawę? - krzyknął Keir.Wchodząc po przykrytych grubym dywanem schodach z rzeźbioną poręczą,dziewczyna ostrożnie balansowała srebrną tacą.Wzięła głęboki oddech i skrzywiłasię.- Gdzie się podziały stare dobre maniery? - mruknęła.Po ich rozmowie szef przez cały ranek zachowywał się jak raniony niedźwiedźi nic nie zapowiadało, żeby jego nastrój miał się w najbliższym czasie poprawić.Kiedy doszła na górę i skierowała się w stronę gabinetu, dostrzegła wysoką postaćpracodawcy niecierpliwie przemierzającego pokój tam i z powrotem.Zauważywszyją, nawet nie próbował ukryć swojej irytacji.- Na litość boską, nie skradaj się tak! Wejdź do środka! - rozkazał.Powstrzymując złość, Georgia niechętnie przestąpiła próg.54- Jeśli przypomnisz sobie słowo „proszę" - odparła.Jej spojrzenie zderzyło się z jego stalowym wzrokiem i z sercem bijącym zoburzenia zrobiła to, co jej polecił, zaciskając zęby na znak niezadowolenia.I tyle, jeśli chodzi o próbę przywrócenia spokoju w pracy! Półgodzinnaprzerwa, którą zarządził Keir, żeby - według jego własnych słów - „oczyścićumysł", najwyraźniej niewiele dała.Może powinna zaproponować, aby został sam na trochę dłużej?- Mogę zabrać listy do biblioteki i tam je przepisać, jeśli potrzebujesz trochęprywatności - zaproponowała.Był tam zapasowy komputer i chętnie by z niegoskorzystała.Uwielbiała to wysokie, eleganckie wnętrze z jego poważną, a jednakprzyjazną atmosferą, po sufit wypełnione książkami.Regały zostały zrobione z dębu intarsjowanego klonem, jak powiedziała jej Moira, a część z zebranych tamwoluminów była w rodzinie Strachanów od wieków.Z podniszczonymi, aleślicznymi dywanami, dużymi kanapami i krzesłami pokój stanowił miejsce, wktórym można było siedzieć i marzyć albo schronić się w jego zaciszu przedR Sniepogodą.Z drgnięcia mięśnia na policzku szefa Georgia wywnioskowała, że jej sugestiazostała odrzucona.- Nie musisz nigdzie chodzić.Tutaj pracuję ja i tutaj ma pracować mojasekretarka!Stanął obok niej i uderzył pięścią w stół, żeby podkreślić swoje zdanie.Tennagły, gwałtowny ruch przemieścił tacę, którą właśnie tam postawiła, i kiedypróbował ją złapać, srebrny dzbanek wypełniony po brzegi gorącą kawą przewróciłsię, a płyn wylał się na jego nadgarstek.- Aaaa! Cholera!Panna Cameron zareagowała natychmiast.55- Chodźmy do łazienki, do tej po drugiej stronie korytarza.- Położyła mu rękę na plecach i popchnęła w stronę drzwi.- Nie wierzę w to, do diabła - mruknął z wściekłością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]