[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślał, że pewnie wzięli helikopter w leasing.Wewnętrzu unosiła się słaba woń paliwa lotniczego.Za tylnymi siedzeniami było trochę miejsca.Na ładunek, pomyślał.Przestrzeń bagażowa.Jak w minivanie.Niezbyt dużo miejsca, alewystarczy.Odszukał rączki i pochylił tylne siedzenia do przodu.Przeszedł do tyłu i usiadł na podłodze.Bokiem, z wyprostowanyminogami i zgarbionymi plecami przyciśniętymi do przegrody.Wyciągnąłzdobyczne SIG- i i ułożył na podłodze przy kolanach.Pochylił się doprzodu i wyprostował fotele.Następnie skulił się, aby sprawdzić, czyzdoła ukryć głowę.Chyba tak, pomyślał.Ponownie podniósł głowę.Okna kabiny pokrywała rosa.Byłyciemne, szare, bez wyrazu.Jak ekran wyłączonego telewizora.Nazewnątrz nic się nie działo.Do środka docierały jedynie przytłumionedźwięki.Najwyraźniej dywan i winylowe poszycie zapewniałydźwiękoszczelność.Pięć minut.Dziesięć.Nagle zamglone szyby zajaśniały.Reacher ujrzał poruszające sięjasne światła i cienie.Samochody.Wracali.Trzy pary reflektorówkołyszących się i krążących wokół.Światła przez chwilę przesuwały siępo szybie, a następnie zamarły.Sekundę później zgasły.Samochodyponownie znieruchomiały na parkingu.Wytężył słuch.Nie słyszał niczego z wyjątkiem wolnych kroków i niskich głosów.Nie triumfujących, lecz zaniepokojonych.Nieomylny znak klęski.Tym razem się nie udało.Czekał.78Czekał coraz bardziej zziębnięty i zdrętwiały od nieruchomegosiedzenia.Wyobraził sobie scenę, która rozgrywa się czterdzieścimetrów dalej.Zwłoki Mauneya w drzwiach, pusta walizka Samsonitew biurze.Gorączkowa rozmowa, nerwowe chodzenie po pokoju, lęk,zagubienie, obawy.Jego twarz znajdowała się w odległości kilkucentymetrów od oparcia fotela.Dobiegał go zapach skóry.Normalnieodczuwałbydużydyskomfort.Nienawidziłprzebywaniaw zamknięciu.Cierpiał na klaustrofobię.Teraz miał jednak co innego nagłowie.Czekał.Długich dwadzieścia minut.Nagle ktoś otworzył przednie drzwi i helikopter przechylił się doprzodu.Podwozie się ugięło i powróciło do równowagi.Ktoś wspiął sięna pokład.Zamknął drzwi.Fotel zaskrzypiał.Usłyszał dźwiękzapinanych pasów.Kliknięcie przełączników.Kilkanaście zegarówrozbłysło słabym pomarańczowym światłem, rzucając cienie na sufit.Pompa paliwowa drgnęła i zaczęła terkotać.Reacher pochylił się doprzodu i przysunął głowę, tak aby oko znalazło się w przerwie międzyfotelami.Ujrzał rękaw skórzanej kurtki pilota.Nic więcej.Wszystkoinne zasłaniał masywny fotel.Ręka tańczyła wśród przełączników,dotykała przycisków, jakby facet dokonywał sprawdzenia maszynyprzed lotem.Mówił do siebie, cicho recytując długą listę technicznychparametrów niczym zaklęcia.Reacher cofnął głowę.Później rozległ się przeraźliwie głośny dźwięk.Coś pomiędzy wystrzałem z pistoletu a krótką eksplozją sprężonegopowietrza.Mechanizm startowy wymuszający obrót wirnika.Podłogazadrżała.Chwilę później odezwały się silniki, zgrzytnęły przekładniei płaty zaczęły leniwie wirować.Moment obrotowy powodował, żemaszyna kołysała się i bujała na kołach.Delikatnie i rytmicznie.Jakbytańczyła.Kabinę wypełniło głośne dudnienie.Wał napędowy wirowałnad głową.Na zewnątrz wyła rura wydechowa, wydając wysokiei ostre tony.Reacher wepchnął lufy zdobycznych SIG-ów pod nogi, abynie kołysały się i nie stukały o siebie.Wyciągnął z kieszeni glockai położył go u boku.Czekał.Minutę później ktoś otworzył z hukiem tylne drzwi.Uderzyła gofala jeszcze większego hałasu, a po nim ostra woń paliwa lotniczego.Popaliwie lotniczym przyszła kolej na Karlę Dixon.Reacher lekkoprzesunął głowę i ujrzał, jak pada na podłogę.Najpierw głową jakkłoda.Przewróciła się na bok, w drugą stronę.Skrępowali jej nadgarstkii kostki sznurem z sizalu.Ręce związali za plecami.Ostatni raz widziałją w pozycji horyzontalnej na swoim łóżku w Vegas.Dwie minuty później wtaszczyli O’Donnella.Stopami do przodu.Był wyższy i cięższy, więc wylądował z większym hukiem.Związali gotak samo jak Dixon.Leżał obok niej, z nogami przy jej głowie.Przypominali drewniane kloce.Poruszali się nieznacznie, próbującrozerwać sznur.Helikopter zakołysał się ponownie.Na pokład weszli Lennoxi Parker.Zatrzasnęli drzwi i usiedli w tylnych fotelach.Fotel przedReacherem cofnął się tak, że skóra dotknęła jego policzka.Wcisnąłgłowę w róg kabiny, szorując krótko przystrzyżonymi włosamio dywan.Płaty wirnika krążyły leniwie.Zawieszenie opadało i podnosiło się, w górę, w dół.Lewy przedniróg, prawy tylny.Kilka centymetrów, jakby tańczyło.Reacher czekał.Ktoś otworzył drzwiczki z prawej strony pilota.W fotelu usadowiłsię Lamaison, dając znak, że mogą startować.Turbiny ryknęły.Kabinazaczęła drżeć.Dźwięk wirującego śmigła przeszedł w wysokie tony.Reacher poczuł, że maszyna lekko drgnęła na kołach.Helikopter oderwał się od ziemi.Reacher miał wrażenie, że podłoga się unosi.Usłyszał dźwiękchowanego podwozia.Stopniowo nabierali wysokości.Później podłogapochyliła się do przodu, gdy pilot opuścił nos, by przyspieszyć.Reacheroparł się o ścianę kabiny, aby nie runąć na tylne fotele.Ryk silnikazamienił się w stłumione wycie.Reacher poczuł kołysanie typowe dlaśmigłowca transportowego.Wylatał swoje wojskowymi helikopterami,często siedząc na podłodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]