[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie widziała już świateł ani wielobarwnych diamentów, rozsypanych poniebie.- Wyciągnął je w górę, żeby chwycić nóż.Chciałamkrzyczeć, ale nie mogłam.Nie mogłam.Nie mogłam się ruszyćz miejsca.Było ciemno, tylko lampa paliła się na biurku.Byłtylko jeden strumień światła.Oni są jak cienie i krzyczą, ale janie mogę.A potem była błyskawica.Taka jasna.To trwało tylkoułamek sekundy, ale oświetliła cały pokój.A on.o Boże, jegogardło! On poderżnął mu gardło!Ukryła twarz na ramieniu Cade'a.- Nie chcę na to patrzeć.Nie mogę.- Nie myśl już o tym.Złap mnie mocno za szyję i oddychajgłęboko.- Wziął ją na ręce i wyniósł z wagonika, a potem ruszył przez trawnik.Bailey drżała, jakby nagle powietrze zrobiłosię lodowate.Słyszał jej zdławiony szloch.- Nic ci się nie może stać, Bailey.Nie jesteś już sama.Przeszedł przez pole, na którym urządzono parking, i klął zakażdym razem, kiedy kolejny wystrzał przyprawiał ją o dygot.Kiedy wsadził ją do samochodu, zwinęła się w kłębek na siedzeniu, kiwając jak małe dziecko, a on szybko usiadł za kierownicą.- Wypłacz się - powiedział, przekręcając kluczyk w stacyjce.- Jeżeli masz ochotę, krzycz.Nie pozwól, żeby to cię zadręczyło.Ponieważ nie starał sięjej zawstydzić, popłakała trochę, a po-ZAGINIONA GWIAZDA * 165tern oparła obolałą głowę o oparcie fotela.Tymczasem Cadepędził wąską, krętą szosą w kierunku miasta.- Wciąż widzę klejnoty - powiedziała po długim milczeniu.Głos miała schrypnięty, ale pewny.- Piękne kamienie.Całemasy.Lapis-lazuli i opale, malachity i topazy.Różnych kształtów, szlifowane i surowe.Mogę sobie wybrać, jakie chcę.Wiem,jak się nazywają i jakie to uczucie, kiedy się je trzyma w ręku.Jest tam długi kawałek chalcedonu, gładki w dotyku,w kształcie miecza.Leży na biurku jako przycisk do papierów.I ten śliczny rutylowy kwarc ze srebrnymi nitkami, które wyglądają jak spadające gwiazdy.Widzę je bardzo wyraznie.Są midobrze znane.- Czujesz się wśród nich bardzo dobrze.Jesteś szczęśliwa.- Tak, chyba tak.Kiedy o nich myślę, gdy widzę je przedoczami, mam takie miłe uczucie.Kojące.Jest też słoń, ale nie ten.- Przytuliła się do pluszowego słonia.- Wyrzezbiony z alabastru,a na grzbiecie ma derkę wysadzaną klejnotami, i ma też jaskra-woniebieskie oczy.Jest taki majestatyczny, a zarazem głupkowaty.- Urwała na chwilę, próbując przebić się przez ścianę bólu, któryrozsadzał jej skronie.- Są też inne kamienie, wszystkie możliwerodzaje, ale one nie należą do mnie.Mimo to też są kojące.Kiedyo nich myślę, nie czuję strachu.Widzę nawet ten niebieski diament.Jest taki piękny.Istny cud natury.To zdumiewające, że właściwepierwiastki, właściwe minerały, odpowiednie ciśnienie i odpowiedni czas potrafią tak się połączyć, by stworzyć coś tak absolutniedoskonałego.Oni się o nie kłócą.A raczej o ten diament - ciągnęłapo krótkiej przerwie.Zacisnęła mocno powieki, próbując przywołać widziane kiedyś obrazy.- Słyszę ich, jestem zła i oburzona.Niemal widzę siebie, jak idę do pokoju, w którym trwa kłótnia.Jestem wściekła, ale zarazem mam satysfakcję.To taka dziwna166 * ZAGINIONA GWIAZDAkombinacja uczuć.A do tego boję się.tylko troszkę.Pewniezrobiłam coś.ale nie wiem co.Zacisnęła mocno pięści, usiłując sobie to przypomnieć.- Postąpiłam pochopnie, impulsywnie, a może nawet nierozsądnie.Idę do drzwi.Są otwarte, a ich głosy odbijają sięechem na zewnątrz.Podchodzę do drzwi i czuję, że cała drżę.Ale to nie tylko strach, nie wydaje mi się, żeby to był tylkostrach.Jest w tym też trochę złości.Zaciskam w dłoni kamień.Mam go w kieszeni i czuję się lepiej, kiedy trzymam go w ręku.Jest tam też płócienna torba - stoi na stole, przy drzwiach.Jestotwarta i widzę, że są w niej pieniądze.Chwytam torbę, a oninadal się kłócą.Kiedy wjechali z przedmieść do centrum, blask świateł pora-ził jej oczy.Znowu zacisnęła powieki.- Oni nie wiedzą, że ja tam jestem.Są tak zajęci sobą, żenawet mnie nie zauważyli.A potem widzę, że on ma w ręku no/o lśniącym, zakrzywionym ostrzu.A ten drugi wyciąga ręce,żeby chwycić za nóż.Biją się o niego, są już poza zasięgiem światła, ale wiem, że się biją.Nagle widzę krew i jedenz cieni się potyka.Za to drugi nadal się porusza.Nie przestajesię poruszać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]