[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dostaliśmy rozkaz, żebyzawiezć panią do Shoreham i zatrzymać tam do rozprawy przed sądem przysięgłych wponiedziałek.- Nie, nie, nie.Proszę zadzwonić do Lincolna Rhyme a.On o wszystkim wie.- No.- Policjanci spojrzeli po sobie.- Proszę - powiedziała.- Zadzwońcie.On wam powie.- Właściwie to Lincoln Rhyme kazał panią przewiezć, pani Clay.Proszę iść z nami.Iniczego się nie bać.Dobrze się panią zaopiekujemy.Rozdział dwudziesty siódmy45 godzin - godzina dwudziesta ósma- Nie jest zbyt sympatyczny - poinformował Amelię Sachs Thom.Usłyszała dobiegający zza drzwi sypialni głos:- Podaj mi tę butelkę, i to już!- Co się tu dzieje?Przystojną twarz młodzieńca wykrzywił grymas.- Czasem potrafi być takim kutasem.Kazał jednemu gliniarzowi nalać sobie szkockiej.Powiedział mu, że to na ból.%7łe mu lekarz przepisał szklaneczkę dziennie.Masz pojęcie? Jestnieznośny, kiedy pije.W pokoju rozległ się wściekły ryk.Sachs wiedziała, że Rhyme rzucałby, czym popadnie, gdyby tylko mógł.Sięgnęła do klamki.- Powinnaś trochę zaczekać - ostrzegł ją Thom.- Nie mamy czasu.- Niech was szlag! - warczał Rhyme.- Kurwa, chcę butelkę!Otworzyła drzwi.- Tylko potem nie mów, że cię nie ostrzegałem - szepnął Thom.Sachs zatrzymała się w drzwiach.Rhyme przedstawiał żałosny widok.Rozczochranewłosy, ślina na brodzie, zaczerwienione oczy.Na podłodze leżała butelka macallana.Pewnie ją przewrócił, usiłując złapać zębami.Zauważył Sachs, ale powiedział do niej tylko:- Podnieś.- Mamy robotę, Rhyme.- Podnieś tę butelkę.Wzięła ją z podłogi.I odstawiła na półkę.- Przecież wiesz, o co mi chodzi! - wrzasnął z wściekłością.- Chcę drinka.- Zdaje się, że wypiłeś już więcej niż jednego.- Nalej mi whisky do szklanki.Thom! Chodz tutaj! Pieprzony tchórz.- Rhyme - rzekła ostro.- Musimy zbadać ślady.- Do diabła ze śladami.- Ileś ty wypił?- Trumniarz dostał się do środka, nie? Lis w kurniku.Lis w kurniku.- Mam filtr pełen materiału, pocisk, próbki jego krwi.- Jego krwi? No, to sprawiedliwie.On ma mnóstwo naszej.- Powinieneś cieszyć się jak dziecko z takich dowodów - ofuknęła go.- Przestań się nadsobą użalać i zabierajmy się do pracy.Nie odpowiedział.Zauważyła, że jego zaczerwienione oczy spoglądają ponad jejramieniem, na drzwi.Odwróciła się.Stała tam Percey Clay.Rhyme natychmiast wbił wzrok w podłogę.Zamilkł.Jasne, pomyślała Sachs.Nie chce wyjść na chama przed nową ukochaną.Weszła do pokoju, przyglądając się zmienionemu Rhyme owi.- Lincoln, co się dzieje? - Sachs zobaczyła, że Percey towarzyszył Sellitto.Detektywwszedł do sypialni.- Trzy osoby zginęły, Lon.Trzy następne.Lis w kurniku.- Lincoln - powiedziała stanowczo Sachs.- Przestań.Nie wstyd ci?Błąd.Rhyme wlepił w nią zdumione spojrzenie.- Nie wstyd mi.Wyglądam na zawstydzonego? Niech ktoś powie.Jestem zawstydzony?Czy ja, kurwa, wyglądam na zawstydzonego?- Mamy.- Gówno mamy! Koniec na dziś.Dosyć.Wystarczy.Pora się zwijać.Przegraliśmy bitwęi wycofujemy się za wzgórza.Idziesz z nami, Amelio? Chyba nie zostaniesz sama?Wreszcie spojrzał na Percey.- Co tu robisz? Miałaś jechać na Long Island.- Chcę z tobą porozmawiać.- Daj mi drinka - rzekł po chwili.Percey zerknęła na Sachs, po czym podeszła do półki, nalała sobie i Rhyme owi.Sachsposłała jej wściekłe spojrzenie; Percey zauważyła to, ale nie zareagowała.- Oto kobieta z klasą - oznajmił Rhyme.- Ja zabijam jej partnera, ale mimo to się ze mnąnapije.Ty tego nie zrobiłaś, Sachs.- Och, Rhyme, potrafisz być takim draniem - powiedziała z wyrzutem Sachs.- GdzieMel?- Odesłałem go do domu.Nie ma już nic do roboty.Pakujemy ją do samochodu iodwozimy na Long Island, tam będzie bezpieczna.- Co? - spytała Sachs.- Powinniśmy to zrobić na samym początku.Nalej mi jeszcze.Percey przechyliła butelkę.Sachs powiedziała:- Już ma dość.- Nie słuchaj jej - rzucił Rhyme.- Jest na mnie wściekła.Nie miałem ochoty na to, coona, więc się wkurzyła.Dzięki, Rhyme.Wypierzmy brudy przy wszystkich, co? Zatopiła w nim zimnespojrzenie swoich pięknych oczu, ale nawet tego nie zauważył.Patrzył na Percey Clay.A ona powiedziała:- Zawarliśmy umowę.I nagle zjawia się dwóch agentów, którzy chcą mnie zabrać naLong Island.Myślałam, że mogę ci ufać.- Jeśli mi zaufasz, zginiesz.- Istniało ryzyko - rzekła Percey.- Ostrzegałeś, że może dostać się do domu.- Jasne, ale nie wiesz, że wszystkiego się domyśliłem.- Wszystkiego.co?Sachs słuchała ze zmarszczonymi brwiami.- Domyśliłem się, że chce zaatakować dom - ciągnął Rhyme.- Domyśliłem się, żeprzebrał się za strażaka.Nawet się domyśliłem, że rozwali tylne drzwi ładunkiemprzecinającym.Założę się, że to był accuracy pięć dwadzieścia albo pięć dwadzieścia jeden zsystemem odpalającym Instadet.Mam rację?- Ja.- Mam rację?- Pięć dwadzieścia jeden - potwierdziła Sachs.- Widzisz? Wszystko wiedziałem.Pięć minut przed jego wejściem do domu.Ale niemogłem nikomu o tym powiedzieć.Nie mogłem.zadzwonić z tego pieprzonego telefonu iprzekazać wam, co się święci.I twój przyjaciel zginął.Przez mnie.Sachs współczuła mu.Cierpiała, widząc jego ból, lecz nie miała pojęcia, co powiedzieć,żeby go pocieszyć.Na policzku miał kroplę wilgoci.Podszedł Thom z chusteczką, ale Rhyme odgonił go, zwściekłością wysuwając szczękę.Ruchem głowy wskazał komputer.- Byłem taki nadęty.Zacząłem myśleć, że jestem zupełnie normalny.Jeżdżę na wózkujak kierowca rajdowy, sam zapalam i gaszę światło, zmieniam płyty.Normalny.Gównoprawda! - Zamknął oczy i wcisnął głowę w poduszkę.Nagle, ku zdziwieniu wszystkich, w pokoju rozległ się śmiech.Percey Clay nalała sobie jeszcze trochę whisky.Potem odrobinę Rhyme owi.- Gówno prawda, to fakt.Ale dlaczego nie mogę od ciebie usłyszeć po prostu prawdy?Rhyme otworzył oczy i spiorunował ją wzrokiem.Percey znów wybuchnęła śmiechem.- Nie.- ostrzegł ją Rhyme.- Och.- Wykonała zniecierpliwiony gest.- Co - nie?Sachs zobaczyła, jak Percey mruży oczy.- Coś ty powiedział? - zaczęła Percey.- %7łe Brit zginął przez jakąś.usterkę techniczną?Sachs zorientowała się, że Rhyme nie tego się spodziewał.Chwilę milczał, zbity z tropu.- Tak - odrzekł wreszcie.- Właśnie to powiedziałem.Gdybym mógł zadzwonić.- I co? - przerwała mu.- I dlatego sądzisz, że masz prawo stroić fochy? Aamać dane misłowo? - Odstawiła szklankę i westchnęła z tłumioną złością.- Na litość boską.Czy ty wogóle wiesz, w jaki sposób zarabiam na życie?Sachs ze zdumieniem stwierdziła, że Rhyme się uspokoił.Zaczął coś mówić, lecz Perceyznów mu przerwała.- Zastanów się.- Jej południowy akcent zabrzmiał bardzo wyraznie.- Siedzę waluminiowej rurce, która leci z prędkością czterystu węzłów, sześć mil nad ziemią.Nazewnątrz minus sześćdziesiąt Fahrenheita, wiatr sto mil na godzinę.Nie wspomnę obłyskawicach, gwałtownych zmianach wiatru i oblodzeniu.Chryste, żyję tylko dziękimaszynom.- Kolejny wybuch śmiechu.- Czym to się różni od twojej sytuacji?- Nie rozumiesz - rzekł opryskliwie.- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.Czym to się różni? - pytała nieustępliwie.- Możesz chodzić, potrafisz podnieść słuchawkę telefonu i.- Chodzić? Jestem na pięćdziesięciu tysiącach stóp
[ Pobierz całość w formacie PDF ]