[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W coraz krócej trwajÄ…cym, chwiejnym cieple dnia jest coÅ› zÅ‚udnego, chorowitego,zapowiadajÄ…cego ostateczne zwyciÄ™stwo cholernej polskiej szarugi, zimnych nocy, póznychporanków i szronu na ulicach.Po telefonicznej rozmowie z WeronikÄ…, która nieswoim gÅ‚osem poinformowaÅ‚a gow imieniu MiÅ‚osza, że nie dopinajÄ… siÄ™ reklamy w Rynku Sztuki , Robert jest rozkojarzonyi przygnÄ™biony.Nie zdarzyÅ‚o siÄ™, od kiedy robiÄ… pismo, by z ogÅ‚oszeniami stali aż tak fatalnie.Dwa razy pyta przechodniów o BednarskÄ…, ale i tak idzie za daleko, z czego zdaje sobiesprawÄ™ dopiero wtedy, gdy widzi elewacjÄ™ ZwiÄ™tej Anny.Na koÅ›ciele portret Jana PawÅ‚a II.Wiatr lekko nim chwieje.Dlaczego teraz,w pazdzierniku? Urodziny miaÅ‚ w maju.Zmierć w kwietniu.Zamach Ali Acy też w maju.Zamach szalonego Juana Krohna to znów maj.Niedawna kanonizacja ponownie kwiecieÅ„.Co byÅ‚o w pazdzierniku?Z koÅ›cioÅ‚a wychodzi starsza kobieta.Idzie szybko, wprost na Pruskiego, ma białą czapkÄ™z grubej weÅ‚ny, na nogach buty, jakie sto lat temu nosili narciarze. ProszÄ™ pani, przepraszam.ten papież, tutaj nad nami. ZwiÄ™ty koÅ›cioÅ‚a gÅ‚os spod biaÅ‚ej czapki jest niski, mÄ™ski, twarz także surowa. Tak, tak.ZwiÄ™ty, no wÅ‚aÅ›nie.Ten obraz, portret.Jaka jest teraz okazja papieska? Okazja? Rocznica może? Szesnasty pazdziernika.Rocznica pontyfikatu. O, kurwa!Kobieta marszczy brwi i na jej czole pojawia siÄ™ pionowa bruzda.Macha mu rÄ™kÄ… przednosem, jak gdyby chwytaÅ‚a brzydki wyraz, by rozetrzeć go w zaciÅ›niÄ™tej pięści.Odchodzi wzdÅ‚użarkad i kolumn biblioteki rolniczej.Robert, odprowadzajÄ…c jÄ… wzrokiem, myÅ›li o szesnastympazdziernika 1989 roku i paskudnym sowiecko-ubeckim zwyczaju dokonywania podÅ‚oÅ›ciw bardzo znaczÄ…cych terminach.O ludziach zamordowanych przez bezpiekÄ™ z okazji rocznicpierwszego maja, dwudziestego drugiego lipca, siedemnastego wrzeÅ›nia i tak dalej.Musi siÄ™ trzeci raz zapytać, gdzie jest Bednarska.SpoÅ›ród kilkunastu przechodniówwokoÅ‚o wybiera wysokiego jegomoÅ›cia w skórzanym pÅ‚aszczu do kolan i zgniÅ‚ozielonymkapeluszu myÅ›liwego.Wiek: na oko pięćdziesiÄ…t lat.Pod wydatnym nosem ciemniejeekscentryczny wÄ…sik à la Adolf Hitler, na nosie ma okulary w zÅ‚oconych metalowych ramkach.Brakuje mu tylko piórka i dwururki na plecach. Bednarska? Tutaj zaraz.Może pan iść ze mnÄ…. Mężczyzna zwalnia tylko na momenti zachÄ™cajÄ…co macha dÅ‚oniÄ… w cienkiej rÄ™kawiczce. Którego numeru pan szuka? Antykwariatu. W takim razie już go pan znalazÅ‚.IdÄ™ otworzyć. Pan jest antykwariuszem? WolÄ™ okreÅ›lenie: ksiÄ™garz.Moje nazwisko WojsÅ‚aw Maria CzeÅ„.Przez ce i zet. Robert Pruski.Przez pe i er. Co za spotkanie.bardzo mi miÅ‚o. WÅ‚aÅ›ciciel antykwariatu dopiero teraz przystaje,obraca siÄ™ przodem i najpierw uchyla kapelusza, a potem zdejmuje rÄ™kawiczkÄ™, by uÅ›cisnąćprawicÄ™ Roberta, patrzÄ…c mu przy tym w czubek gÅ‚owy.WojsÅ‚aw Maria ma zeza, astygmatyzmalbo jedno oko szklane, w każdym razie coÅ› w tym spojrzeniu nie gra. KupujÄ™ Rynek Sztukiod drugiego numeru, mój panie.I zbieram wydania. MogÄ™ panu podesÅ‚ać numer pierwszy. ByÅ‚bym zachwycony.A pan siÄ™ fatyguje w me niskie progi w sprawie jakiejÅ› konkretnejpozycji? Szukam albumu z prywatnymi audiencjami Jana PawÅ‚a II.Wydanie wÅ‚oskie.Trzynastotomowe z 1990 roku. Rozumiem.SkÄ…d pan wie, że je mam? Koleżanka przeczytaÅ‚a na paÅ„skiej stronie. Rozumiem.ZaznaczyÅ‚em tam, że niestety brakuje kompletu tomów, choć bardzo mizależaÅ‚o na scaleniu edycji.SchodzÄ…c w piÄ™knÄ…, wÄ…skÄ… i spadajÄ…cÄ… ku WiÅ›le brukowanÄ… uliczkÄ™, dwaj wysocymężczyzni jeden w bÅ‚yszczÄ…cym pÅ‚aszczu, drugi w podniszczonej wiatrówce i z torbÄ…na ramieniu rozmawiajÄ… o mizernym czytelnictwie w Polsce.PiÄ™tnaÅ›cie minut pózniej,rozluznieni niczym starzy kumple, pijÄ… herbatÄ™ z sokiem malinowym.Na stojÄ…co, ponieważmiÄ™dzy regaÅ‚ami peÅ‚nymi niemożebnie Å›ciÅ›niÄ™tych książek i starych żelazek nie ma miejsca,by usiąść. WidzÄ™, panie Robercie, że ten egzemplarz zainteresowaÅ‚ pana najbardziej.Antykwariusz odstawia filiżankÄ™ na wÄ…ski parapet okna jedyne miejsce, gdzie zachowaÅ‚ siÄ™skrawek przestrzeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]