[ Pobierz całość w formacie PDF ]
., to się z nami dogada.Ten nasz biznesmen trochę się potarguje, żeby nie było podejrzane.Po-tem umówimy się na transakcję, bo to przecież nie od razu, więc zostanie trochę czasu, żeby się zasta-nowić, jak ją zorganizować.Odzyskamy obraz, oddamy Brandysowi i po sprawie.- Zastanawiam się, czy Benc w ogóle będzie chciał z nami gadać.- Jacek nagle zwątpił.-Wszystko pięknie, ale wyobraz sobie, że masz obraz.Zachachmęciłaś i masz.Nie sprzedasz go prze-cież byle komu z ulicy, ale osobie zaufanej.- W takim razie siedzmy i popijajmy wino.- Jola zirytowała się.- Patrzmy przez okno, nie ru-szajmy kończynami, a złodzieje niech rozkradną cały świat.Potem możemy ewentualnie skoczyć namałe wczasy do więzienia.Bo dziwnym trafem wrobią w imprezę nas.Ciebie, wiadomo.Brandys jużwprost powiedział, że jesteś w zmowie z Wąsem.A skoro ja połaszczyłam się na Tancerkę, mogę byćteż zdolna do gorszych rzeczy.Wąs wyrobi mi opinię u władz, spokojna głowa.- Ja tylko na głos myślę.- Myśl może w odpowiednim kierunku.- Posłała Jackowi niechętne spojrzenie.Czy on nie pojmował rzeczy oczywistych? Trzeba działać! Tylko patrzeć, jak blondyn popędzina policję i zgłosi, że został oszukany.- Poza tym jak wytłumaczysz Bencowi, że wiesz, że to właśnie on jest w posiadaniu Pięknych? -Jacek zadał kolejne pytanie.- Czy od razu trzeba rzucać tytułami? Biznesmenik powie, że obiło mu się o uszy nazwisko Pra-cza i tyle.Lubi Pracza, nieważne co.A nie chce zdradzać informatora, bo go straci.Pełna dyskrecja.Kasę ma, dziwnym trafem kasa zatyka gębę wielu ludziom.Zauważyłeś?Jacek poczuł, że oblewa go fala gorąca.Zbyt pochopnie zgodził się chyba, żeby Jola objęła kie-rownictwo, a w zasadzie nawet się nie zgadzał.Ani się obejrzał, a już robił to, co sobie wymyśliła.- Aha.I biznesmen odstawi cały ten teatr, bo Aldona jest piękna, mądra i rozsądna?Dochodziła dwudziesta.Na parkingu przy ulicy Granicznej zaparkował czarny ford, z któregowysypało się trzech mężczyzn.Dwóch mięśniogłowych i wypłowiały blondyn.Zwisnęły zatrzaskiwa-ne drzwi, w powietrzu przebrzmiał klikot autopilota.Panowie splunęli i tocząc wkoło spojrzenia wład-ców podwórka, pobujali się pewnym krokiem do jednego z bloków.Nie czekając na windę, wdrapalisię na trzecie piętro i stanęli pod znanymi sobie drzwiami.- Co, wchodzimy? Przecież nam nie otworzy.- Właz.- Blondyn skinął głową i odruchowo poprawił na szyi złoty łańcuch.Właściciel potężnego torsu już naciskał na klamkę, kiedy drzwi niespodziewanie odskoczyły.Wprogu stanął (jak?! skąd?!) policjant i mierzył w nich bardzo niezadowolonym spojrzeniem.- Słucham panów.- My.- Blondyn na chwilę zaniemówił.RLT- Tak?- Czy ten pan.- Ten pan jest aktualnie przesłuchiwany w sprawie o oszustwo.A panowie pukać nie potrafią?A może tu się szykuje wtargnięcie?Na widok Jacka Romuś Kulesza, zwany przez co niektórych Kulą, zapomniał języka w gębie.Raz z zaskoczenia, dwa - Jacek tak na niego spojrzał, że Kula w lot pojął.Miał ten jęzor trzymać nauwięzi i nawet nim nie mlasnąć.Aldona powitała Jacka swoją opaloną w solarium dłonią i przedstawi-ła towarzystwo.Po różnych grzecznościach, które przetrzymał, nie spuszczając oka z przybyłego wjego progi gościa, nadszedł czas na kawę.- Może pan Roman pomoże mi w kuchni?Jola z Aldoną zachichotały zadowolone, że zostaną obsłużone przez dwóch facetów, po czymzajęły się miłymi ploteczkami.Jacek puścił kandydata na biznesmena przodem.Już w korytarzu po-zwolił sobie na komentarz.- Posłużyły ci te dwa latka, przybrałeś w talii.Gdzie to? W Chinach?Kula zmilczał, ale nie zamierzał się dać zaczepiać.Stanął pośrodku kuchni, założył ręce za pa-sek, żeby poczuć się pewniej.- Co jest? Coś nie tak? Aldona mnie tu specjalnie.- Kula! - Jacek zbliżył się na tyle, że mógłby Romeczkowi dmuchnąć w jego rozwichrzonągrzywkę.- Przypadek.Chodzą podobno po ludziach.Nawet z Wrocławia potrafią się za człowiekiemprzywlec.- Czego chcesz?- %7łebyś trzymał buzię na kłódkę.Nie znasz mnie, ja nie znam ciebie.- Tylko tyle? Nie wierzę.- Zrobisz to, o co zostaniesz poproszony, nic więcej.Na nosie Kuli zebrały się malutkie krople potu.- Nie chciałbym wrócić.do Chin.- Starał się nie okazywać emocji, ale w jego głosie czuć byłonapięcie.- Nie wrócisz.Zrób to, o co cię poprosimy, nic nielegalnego zresztą.Potem się rozstaniemy,ciąg dalszy nie nastąpi.Finito.Pamiętaj, nie znamy się.Bierz dzbanek z kawą i pędz do pań.A doAldony, na stronie, też ani słowa.Grób, mogiła.Jasne?- Grób? Jak to grób? - Romeczkowi nie udało się i tym razem opanować paniki.- Co się trzęsiesz? Nie trzeba się było więcej uczyć, baranku? Takie powiedzenie jest.Milczećjak grób, nie znasz? Nie znasz.Tacy jak ty powinni wrócić do szkoły.Idziemy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]