[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Weszliśmy za Susan do dużej kuchni z widokiem na wyłożonekamiennymi płytami podwórze.Izba była obskurna, palenisko poczerniałe od sadzy, a na pobielonymsuficie widać było żółte plamy.Uderzyło mnie, że knowania Gristwooda przyniosły mu niewielepożytku.Jakaś niewiasta siedziała przy starym, sfatygowanym stole.Była niska, drobnej budowy,starsza, niż oczekiwałem, z białym fartuchem na taniej sukni.Spod białego czepca wystawałypasemka siwych włosów.Siedziała sztywno, uchwyciwszy dłońmi blatu stołu.Głowa jej drżała. Nieszczęsna, przeżyła szok szepnąłem.Służka podeszła do niej. Pani rzekła z wahaniem w głosie przyszli jacyś panowie.Chcą pomóc.Kobieta drgnęła i spojrzała na nas dzikim wzrokiem.Uniosłem uspokajająco dłoń. Jejmość Gristwood? Kim jesteście? zapytała, spoglądając na nas przenikliwie i czujnie. Przyszliśmy do pani męża i jego brata.Susan rzekła, że po powrocie do domu stwierdziłyście,iż ktoś się włamał do środka. Są na górze wyszeptała pani Gristwood. Na górze. Zacisnęła kościste dłonie takmocno, że zbielały jej knykcie.Wziąłem głęboki oddech. Możemy zobaczyć?Zamknęła oczy. Jeśli zdołacie znieść ten widok. Susan, zostań tu i zajmij się panią.Barak?Skinął głową.Jeśli odczuwał lęk i przeżył silny szok podobnie jak ja, nie dał tego po sobie poznać.Kiedy odwróciliśmy się do drzwi, Susan usiadła i nieśmiało ujęła dłoń swojej pani.Przeszliśmy obok gobelinu, który sądząc po stylu, musiał być bardzo stary i wdrapaliśmy się wąskimidrewnianymi schodami na pierwsze piętro.Pochylenie domu było tu bardzo wyrazne niektórestopnie zostały wypaczone, a na ścianie ukazała się duża rysa.Dostrzegliśmy więcej krwawychodcisków butów, mokrych i błyszczących.Krew została przelana niedawno.Na korytarz wychodziło kilkoro drzwi.Wszystkie były zamknięte z wyjątkiem tych, które znajdowałysię naprzeciw nas.Podobnie jak drzwi wejściowe zostały wyrwane z zawiasów, a zamek rozbity.Zaczerpnąłem powietrza i wszedłem do środka.Izba zajmująca całą szerokość domu była przestronna i dobrze oświetlona.W powietrzu unosiła sięosobliwa woń siarki.Spostrzegłem, że na masywnych belkach stropu widniały łacińskie teksty.Aureohamo piscari, przeczytałem.Ryba ze złotym haczykiem.Pomyślałem, że żaden z mężczyzn leżących w owym pokoju nie pójdzie więcej na ryby.Człowiek wpoplamionej szacie alchemika spoczywał na plecach, rozciągnięty na przewróconej ławie wśródpotłuczonych szklanych rurek i retort.Jego twarz została całkowicie zmiażdżona.Jedno niebieskie okospoglądało na mnie spośród makabrycznej krwawej miazgi.Poczułem mdłości, więc odwróciłem się,aby obejrzeć pozostałą część pokoju.Cała pracownia została doszczętnie splądrowana.Wszędzie leżały powywracane ławy i kawałkirozbitego szkła.Obok dużego paleniska dostrzegłem szczątki dużej, obitej żelazem skrzyni.Teraz byłastertą połamanych drew ktoś rozwalił jej metalowe obręcze.Człowiek, który władał toporem wszystko wskazywało na to, iż był to topór odznaczał się niezwykłą siłą.Obok skrzyni spoczywało na plecach ciało Michaela Gristwoo-da.Jego zwłoki w połowie zasłaniałanasączona krwią karta sfer astralnych, która spadła ze ściany.Ponownie się wzdrygnąłem. To ów prawnik? zapytał Barak. Tak. Oczy i usta Michaela były szeroko otwarte w ostatnim krzyku wyrażającym zdziwieniei strach. Cóż, nie będzie potrzebował złota lorda Cromwella rzekł Barak, marszcząc brwi.Wzruszył ramionami. Nie uważacie? Chodzmy na dół.Rzuciwszy jeszcze raz okiem na zmasakrowane ciała, zszedłem za nim do kuchni.Susan trochę sięuspokoiła, albowiem postawiła rondel z wodą na brudnej kuchni.Jejmość Gristwood nadal siedziałanieruchomo, trzymając dłonie zaciśnięte na stole. Czy mieszka tu ktoś oprócz was? zapytał Barak. Nie, panie. Ma pani kogoś, kto mógłby z panią posiedzieć? zwróciłem się do jejmość Gristwood.Jakąś krewną? Nie odrzekła, rzucając mi krótkie, ostre spojrzenie. Tak sądziłem rzekł otwarcie Barak. Wrócę do hrabiego.Musi zdecydować, co czynić. Trzeba zawiadomić konstabla. Do diabła z nim.Jadę do hrabiego. Wskazał na niewiasty i dodał: Zostańcie z nimi idopilnujcie, aby się stąd nie ruszały.Susan niespokojnie podniosła głowę. Mówicie panie o lordzie Cromwellu? Nie uczyniłyśmy nic złego. W jej głosie zabrzmiał lęk. Nie bój się, Susan powiedziałem delikatnie. Trzeba go zawiadomić.On. Zawahałemsię. Mój mąż i Sepultus pracowali dla niego, Susan rzekła jejmość Gristwood chłodnym,twardym tonem. Tyle wiem.Powiedziałam im, że są głupcami, że to niebezpieczny człek.Michaelnigdy mnie nie słuchał. Utkwiła w nas błękitne oczy pełne gniewu. Widzicie, co spotkało jego iSepultusa? Głupcy. Uspokpj się niewiasto! wybuchnął Barak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]