[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No prawie odparła wymijająco. Chyba pojadę pod kilkainnych adresów i upewnię się, że ta pomyłka z mieszkaniem w Fremont totylko przypadek. Nie uważasz, że to bezcelowe? Poza tym żadna z osób z listy już tunie pracuje. Może tak, zobaczymy. Liza zatrzymała się przy drzwiach,jeszcze raz podziękowała i ruszyła w kierunku schodów.Bez wątpieniaSylvia miała rację.Może jeszcze coś innego wchodzi w grę? zadała sobiepytanie.Nie znała na razie odpowiedzi.Taka zima to sprawka El Nino, pomyślała Liza.Deszcz i wiatr.Burzaza burzą.Zwiększyła szybkość poruszania się wycieraczek i skupiła wzrok189RSna przedniej szybie.Mały samochód omal nie przyprawiał jej oklaustrofobię.Sprawdzała kolejny adres na Wzgórzu Królowej Anny; tutajprzynajmniej znajdowały się zamieszkałe domy.Dotarła na północno-zachodnie zbocze.Przypuszczała, że o pół do piątej wciąż jeszcze będziejasno.Wcale nie uciekłaś na wagary z pracy, powiedziała do siebie.To jestczęść twoich obowiązków.Deszcz przycichł, kiedy skręcała w wąską drogę wijącą się wokółzalesionego wzgórza.Między drzewami kryły się domy.Liza podejrzewała,że z niektórych okien roztacza się wspaniały widok na Cieśninę Pugeta.Poznalezieniu właściwego numeru na skrzynce pocztowej wjechała nazarośnięty podjazd. Cholera! zaklęła, kiedy gałęzie drzewa uderzyły o drzwisamochodu i przednią szybę.Zatrzymała się, bała się o lakier na samochodzie.Opuściła szybę.Słodki zapach wilgotnych zimozielonych roślin wypełnił wnętrze pojazdu.Dom znajdował się pięćdziesiąt metrów dalej, ale nie paliły się w nimświatła.Jego mieszkańcy prawdopodobnie znajdowali się jeszcze w pracy.W porządku, ta posesja istnieje, powiedziała do siebie.Możesz jużjechać.Jednak nie ruszyła, przypatrywała się zaniedbanemu obejściu: werandasię zapadała, ogród był zarośnięty, nigdzie nie było śladów życia.Rosnąceza domem drzewa, mimo prześwitujących przez nie świateł, wyglądałyponuro i nieprzystępnie.Sąsiedzi byli w domach.Pokrzepiająca myśl.190RSCzy ktoś tu naprawdę mieszka? zastanawiała się Liza.Wiedziała,że ma tylko kilka minut, by się upewnić.Po to tu przyjechała: żebysprawdzić, czy to nie jest kolejny fałszywy adres.Wciąż się wahała.Otuliła ją cisza zbliżającej się nocy, jakby w oczekiwaniu, aż sięzdecyduje.Uznała, że to zwariowana myśl.Nie bądz głupia.Teraz albonigdy.Za dwie minuty będzie ciemno.Położyła rękę na klamce, ale wpadła jej do głowy inna myśl.Może tuwrócić rano, przed pracą.Wystraszyłaś się, musisz to przyznać, pomyślała.Boisz się niebezpieczeństwa.Nie! Rok temu nie zastanawiałaby się w ogóle, czy dojść na werandę.Teraz bała się wszystkiego.Nie powinna pozwolić, by nieokreślone lękizmieniły jej życie.Zdeterminowana wysiadła z miaty, szybkim krokiem podeszła dostopni werandy.Wbiła wzrok w zabite deskami okna, przed którymi rosłynie przycinane krzewy.Potem spojrzała na ściany, szukając jakichś śladówżycia.W tym momencie zapadła noc.Wrócił niepokój wraz z uczuciem, żejest obserwowana.Była bezbronna.Z krzaków z drugiej strony domu dobiegł jakiś hałas.Złamanagałązka? Dostała gęsiej skórki, a nogi ugięły się pod nią.Potem zaczęła biec, nie zważając na chłoszczące ją po twarzy gałęzie.Wydawało się jej, że słyszy, jak ktoś za nią podąża, powoduje wirowaniemrocznego powietrza.Dobiegła do samochodu, wskoczyła do środka,uruchomiła silnik i szybko wyjechała z podjazdu.Tym razem nieprzejmowała się wgnieceniami i zadrapaniami na karoserii.191RSDopiero kiedy dojeżdżała do szosy, zauważyła, że nie włączyłaprzednich świateł i że zjeżdża do rowu.Zahamowała z piskiem opon.Zzębami szczękającymi jak kastaniety wjechała z powrotem na podjazd, apotem skręciła na ulicę.Wcisnęła pedał gazu i zerknęła w lusterko wsteczne.Spostrzegła, że wprzeciwnym kierunku oddalają się czerwone tylne światła samochodu.Skądten pojazd wyjechał? Nie widziała żadnego samochodu na drodze.Samochodu z włączonymi przednimi światłami.Wiatr się wzmagał.Przyginał do ziemi i skręcał małe jodły i sosnyrosnące przy szosie.Nie było śladu po ciszy, która panowała kilka minuttemu.Nikt nie przypatrywał się zza drzew.Nagły strach, który ogarnął Lizę,znikł.Na razie.192RSRozdział 17Hej, Brązowe Oczy, poczekaj na mnie! Kilka dni pózniej, kiedyrano szła z parkingu do biurowca, podszedł do niej Dave. Mam dobreinformacje.Skończyło się moratorium na próby z nowym samolotem.Mamy zgodę na kontynuowanie testów. Cieszy mnie to. Liza uśmiechnęła się.Wydawał się znaczniebardziej odprężony niż wtedy, kiedy po raz ostatni z nim rozmawiała. Zczym były problemy? Technika nie zawiodła.Oprogramowanie działało bez zarzutu,wszystko inne też. Więc dlaczego samolot awaryjnie lądował? Ze względu na anomalie pogodowe, ostry wiatr. Szli w stronębudynku. Testujemy samoloty we wszystkich warunkach.Wtedy na tymobszarze nie było żadnych innych samolotów, z powodu pogody wszystkiezostały zawrócone. Roześmiał się. Wygląda na to, że przesadziliśmy.%7ładen samolot by tego nie wytrzymał. Przekrzywił głowę. Sami się wto wpakowaliśmy.Powinniśmy właściwie ocenić sytuację. Jesteście w stanie używać tego samego samolotu do testów? Pewnie.Gdybyśmy zaczęli oblatywać teraz inny egzemplarz, ktośmógłby pomyśleć, że z tamtym coś się stało.Weszli do środka.Po kilku krokach Dave został zatrzymany przezjednego ze swoich programistów.Liza czekała, przysłuchując się ich pełnejoptymizmu rozmowie.Wbrew temu, co powiedział Dave, może to błąd wprogramie spowodował, że samolot stracił manewrowość podczas złejpogody? Albo tylko wyjątkowo złe warunki ujawniły usterki w systemie?193RSNigdy się tego nie dowie.Cokolwiek się stało, Dave i firma rozwiążąproblem i zbliżą się do uzyskania certyfikatu.Nie bądz takim niewiernym Tomaszem, skarciła się.To nie twójcholerny interes.Samolot w idealnym stanie zakończy testy, a Dave jestteraz w znacznie lepszym nastroju.To się tylko liczy. Liza. Dave pstryknął jej palcami przed nosem. Słyszałaś, copowiedziałem? Co? Zagubiła się w swoich myślach.Spostrzegła, że ten drugimężczyzna zniknął za drzwiami, a Dave uśmiechnął się do niej. Chybasię wyłączyłam. Zauważyłem.Pózno poszłaś spać? Nie, położyłam się wcześnie. Liza nie miała ochoty tłumaczyć,że nie spała dobrze, ani dlaczego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]