[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodz, znajdziemy jakiś kąt, gdzie nikt nasnie będzie słyszał.Ledwie się podnieśli, szczęknął zamek.Drzwi otworzyły się na roścież, oślepiającna chwilę mrużącego oczy Rolanda.Do środka wszedł eunuch, towarzyszyło mudwóch strażników z pochodniami, w korytarzu stał cały oddział zbrojnych.Sahil szedł przez salę, patrząc uważnie w twarze więzniów.Zbliżył się do Rolan-da i Gwidona.- Ciebie szukam, szmaragdowy rycerzu - wskazał palcem w jego stronę.Roland ku własnemu zaskoczeniu oblał się zimnym potem.Jeszcze mogę czućstrach? Po tym wszystkim, przez co dzisiaj przeszedłem? Pomyślał, że chociaż duszasię poddała, ciało ciągle chce żyć.Strażnicy pochwycili go natychmiast, ciągnąc do drzwi, nim zdążył zrobić krok.- Bóg jest z tobą, panie - krzyknął za nim Perrin.- Niech cię nie opuszcza łaska boża, mój druhu - cicho rzekł Gwidon.* * *XXVIStraże poprowadziły Rolanda przez ciąg komnat i korytarzy do jasno oświetlo-nej sali zawieszonej tkaninami.Jakiś mameluk w żółtym turbanie ozdobionym czarnymi perłami siedział na so-fie pod jedwabnym baldachimem.Na czerwonej wyszywanej szacie miał stalowypancerz ze złotym ornamentem, na czerwonych pantoflach o zadartych noskachskrzyły się drogie kamienie.Strażnicy w czerwonych i zielonych jedwabnych sza-tach stanęli pod ścianą z bronią gotową do ciosu.Kilku niewolników przykucnęło nagrubym perskim dywanie w oczekiwaniu rozkazów.Roland drżał ze strachu.Czemu tu trafił? Czyżby miał się tu odbyć jakiś sąd nadnim? Chcieli go poddać jakiejś muzułmańskiej inkwizycji, nim zaczną torturować iskażą na śmierć? W każdym razie sala, w której się znalazł, nie przypominała wniczym pomieszczeń, gdzie więzi się przestępców i dokonuje egzekucji.Gdzieś wpobliżu słychać było muzykę, śmiech i śpiew.Nagle zdał sobie sprawę, że widział już wcześniej człowieka siedzącego na sofie.Prawe oko mameluka było martwe, zamkniętą powiekę przecinała pionowaszrama.Drugie, szaroniebieskie, błyskało w świetle stojących obok sofy lamp oliw-nych.Miał płaską, ciemną twarz o wystających kościach policzkowych.Długie rudewąsy okalały pozbawione niemal warg, wąskie usta.Roland domyślał się, że gdybytamten wstał, musiałby okazać się wysokim człowiekiem.Dopiero teraz uzmysłowił sobie, kim był mameluk.Serce zabiło mocniej.Gwi-don powiedział mu przecież przed chwilą, że Bajbars Pantera ma tylko jedno oko.372Był już dość straszny wtedy, pośród krzyżowców, kiedy udawał zwykłego sługę,teraz, gdy Roland był bezbronnym więzniem, winnym zabicia egipskiego emira,jednooki mameluk budził w nim jeszcze większy strach.- Kiedy ostatni raz was widziałem, opiekowaliście się końmi posłów sułtana.Mameluk uśmiechnął się.- Teraz chłopak od koni dowodzi armiami, a królewski tłumacz trafił do niewo-li.Pamięta mnie.Jest jakiś promyk nadziei.Może mnie oszczędzi, skoro mówię je-go językiem.Mógłby się przeze mnie porozumiewać z królem.- Jesteście, panie, emirem Bajbarsem, al-Bundukdari.Za całą odpowiedz mameluk wziął ze złotej misy daktyla, przeżuł i wypluł pestkęna dywan.Jeden z niewolników w mgnieniu oka podniósł pestkę z podłogi.Roland prze-łknął ślinę.- Jesteś głodny? Spragniony? Musisz być.- Bajbars klasnął w dłonie.Zajął sięznowu daktylami, ale cały czas w milczeniu uważnie obserwował Rolanda.Chce, żebym się głowił, co też ze mną uczyni.Ten człowiek wie, jak panować nadinnymi, i nie trzeba mu na to armii.Może jest jednym z tych, o których Gwidon mówił, że cieszy ich śmierć Fakr ed-Dina.Tak czy inaczej muszę się mieć przed nim na baczności.Aadny chłopiec o blond włosach postawił na ziemi przed Rolandem tacę, na któ-rej był porcelanowy dzban, kubek, chleb i misa z owocami.Roland spojrzał z ciekawością na młodego sługę, zastanawiając się w jaki sposóbtrafił do mameluków.Wystarczyło go ubrać w strój pazia i mógłby uchodzić zaFrancuza.Bajbars uśmiechnął się do młodzika i odesłał go gestem dłoni, po czym kazał Ro-landowi siadać.Aańcuchy na nogach sprawiały, że usiadł z trudem.Nalał wody do kubka i wypiłłapczywie.Rwał chleb na kawałki i pośpiesznie wpychał do ust.Kiedy skończył,wolniej już zabrał się do winogron, daktyli i melona.Po zaspokojeniu pierwszegogłodu wyprostował się i skłonił, dziękując za poczęstunek.373- Ciekawi mnie francuski rycerz, który mówi naszym językiem.Myślałem, żeżaden chrześcijanin nie zada sobie trudu, by go poznać - odezwał się Bajbars, dziw-nie akcentując arabskie słowa.- Ciekawi mnie francuski rycerz, który potrafi poko-nać i zabić w jednym starciu naszego emira, który zdobywa po nim bezcenny klej-not i oddaje go potem jako okup za swojego giermka.Chcemy wiedzieć, kto to jestsire de Vency?Roland był nieco zdziwiony, słysząc swoje imię w ustach mameluka.Skąd tenbarbarzyńca dowiedział się, kim jestem.Muszę z nim ostrożnie postępować.Jeśli gozawiodę, zabije mnie, jeśli powiem zbyt wiele, narażę na szwank króla.- Niewiele mogę rzec o sobie.Jestem trubadurem, który układa pieśni, bied-nym rycerzem, wasalem króla Franków.- I jako wasal swojego króla musiałeś napaść na mój kraj?Roland zesztywniał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]